Explore our collection of articles! The compilation has been created for all those wishing to learn more about the complex issues underpinning 20th-century European history and memory. It consists of both academic and popular pieces, all written and/or edited by experts in their field. The articles cover a wide range of topics, from historical summaries and social history to contemporary commemoration practices.

Photo of the publication Ruch Solidarności – wolność dla Europy
Andrzej Friszke

Ruch Solidarności – wolność dla Europy

20 August 2011
Tags
  • 1989
  • Solidarność
  • komunizm
  • historia PRL
  • porządek jałtański
  • żelazna kurtyna
  • polityka małych kroków'

Powstanie „Solidarności” było wielkim wyzwaniem dla całej konstrukcji politycznej Europy pojałtańskiej. Konstrukcja owa była poddawana w powojennych dziesięcioleciach kilku testom ze strony społeczeństw dążących do wyzwolenia z zależności ZSRR i jej konsekwencji – systemu komunistycznego.

1. W roku 1956 – kryzys w Polsce, a zwłaszcza na Węgrzech obnażył pustkę strategii „wyzwalania”; Zachód zachował bierność wobec dążeń wolnościowych za „żelazną kurtyną”.

2. W roku 1968 – liberalizacja „Praskiej Wiosny” nie spowodowała znaczącego wsparcia Zachodu, zaś interwencja zbrojna nie zaburzyła kiełkującego procesu „detente”.

3. Polityka odprężenia (detente) z jednej strony oznaczała akceptację istniejącego podziału w Europie, ale z drugiej mogła krępować swobodę radykalnych działań reżimów po naszej stronie żelaznej kurtyny.

4. Związana z detente, ale wyeksponowana przez Cartera (Brzeziński) polityka obrony praw człowieka stanowiła dodatkowe skrępowanie i zobowiązanie przed jawnym cynizmem.

5. Pontyfikat Jana Pawła II od początku stanowił dowartościowanie dla Polaków, ale też innych narodów Europy Wschodniej.

Postawa mocarstw wobec kryzysu w Polsce w okresie 1980-81 wymaga wnikliwych badań, ale już obecnie można stwierdzić, że ani Wschód ani Zachód nie był przygotowany na rewizję obowiązującego status quo. Polska miała pozostać częścią bloku wschodniego, którego dalszego istnienia nikt nie kwestionował. Niemniej:

1. Ze strony mocarstw Zachodu podkreślano prawo Polaków do załatwiania swych spraw bez ingerencji z zewnątrz, w praktyce – interwencji sowieckiej;

2. Trudno przecenić zwłaszcza inicjatywę Stanów Zjednoczonych z grudnia 1980 r. przestrzegającą ZSRR przed interwencją w Polsce.

3. Podkreślając zasadę nie ingerowania w wewnętrzne sprawy Polski podnoszono jednak potrzebę dialogu między Polakami i uznania „S” za trwały element polskiej rzeczywistości,

4. Jednocześnie – wobec znanych ogromnych problemów ekonomicznych Zachód nie miał wizji ani politycznej odwagi, by zaplanować istotny plan pomocy ekonomicznej.

5. Nie doszło – o ile wiemy – do żadnej próby rozmów sygnatariuszy Jałty na temat Polski, co zresztą nie byłoby raczej możliwe wobec stanowiska ZSRR.

Podsumowaniem tego wyliczenia może być trafna chyba ocena polityki amerykańskiej dokonana przez wiceministra PRL Józefa Wiejacza na początku grudnia 1981 r.: „Zdemokratyzowana Polska, o uznanym pluralizmie politycznym (choć bez wolnej gry sił), będąca krajem socjalistycznym i członkiem Układu Warszawskiego jest pożądanym celem USA. Taka Polska promieniowałaby swoim wpływem na inne kraje socjalistyczne, nie wyłączając ZSRR. Oddziaływanie byłoby silniejsze, gdyby zostało poparte sanacją gospodarki.” Wiejacz dodawał, że ograniczenie pomocy ekonomicznej dla PRL wynika z niepewności dalszego rozwoju wewnątrzpolitycznego w Polsce (nie wiadomo do kogo ostatecznie ta pomoc by trafiła). Na początku 1981 r. prośba rządu PRL o pomoc finansową w wysokości 3 mld dol. (oraz ze stolic zachodnich dalszych 5 mld) została odrzucona. Gotowość zaangażowania ze strony innych mocarstw Zachodu była wyraźnie mniejsza, np. rząd RFN zachował powściągliwość w grudniu 1980 r., a jesienią 1981 r. przekazał władzom w Warszawie informację, że nie mogą liczyć na kolejną tak daleko idącą pomoc finansową.

Przywódcy i doradcy „Solidarności” w zasadniczym swym nurcie byli realistami, słusznie oceniali ograniczoność możliwych zmian w statusie Polski. Wybierali politykę „małych kroków”. „Solidarność” deklarowała samoograniczenie i respektowanie podziału Europy, unikała wypowiadania się o sprawach innych państw, akcentowała wolę budowania podmiotowości społeczeństwa polskiego w państwie nadal kontrolowanym przez komunistów, przynajmniej w zakresie sojuszy, dyspozycji armią i polityki zagranicznej. Taktyczność tych zapewnień była oczywista dla wszystkich. Odstępstwem od tego schematu było ustanowienie odrębnego toru w kontaktach z liderami świata zachodniego, głównie związkami zawodowymi, ale nie tylko. Podczas wizyt przywódców „Solidarności” w Rzymie, Paryżu i jesienią 1981 r. w RFN łamano obyczaj uzgadniania spotkań i wypowiedzi z placówkami dyplomatycznymi PRL. Odstępstwem szczególnie daleko idącym było „Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej” uchwalone przez Zjazd „Solidarności” we wrześniu 1981 r., które choć nie było wyrazem politycznej kalkulacji odegrało w perspektywie rolę moralną, ułatwiając pozytywne relacje Polaków z ich sąsiadami.

Zamach 13 grudnia przerwał „polski eksperyment” i był próbą nawrotu do status quo ante. Moralne zobowiązania podjęte w epoce detente oraz w okresie „Solidarności” przez zachodnie mocarstwa nie pozwoliły jednak na powrót do polityki cynizmu. Doświadczenie zamachu na „Solidarność” było ważnym, może niezbędnym, czynnikiem przyspieszającym i określającym politykę prezydenta Reagana wobec ZSRR. Zmrożenie klimatu międzynarodowego i zaostrzenie wyścigu zbrojeń w warunkach rewolucji technologicznej były wyzwaniami, którym ZSRR nie mógł już sprostać.

Polski kryzys, trwający też po 1982 r., był jednym z istotnych czynników erozji systemu pojałtańskiego. Przyczyniał się również do osłabienia bloku sowieckiego wskutek trwającego cały czas w Polsce natężenia oporu, istnienia zorganizowanej opozycji, która utrzymywała kontakty z organizacjami, a nawet rządami świata zachodniego.

„Solidarność” była obecna w horyzoncie wyobrażeń ludzi Zachodu, co podtrzymywała prasa, ale także ogromna akcja humanitarna podejmowana ze szczególną intensywnością przez Niemcy. Wydaje się, że ta akcja przyczyniła się w decydującej mierze do przełamania nieufności między Polakami i Niemcami, co było kluczowym warunkiem pomyślności przemian 1989 r.

Pokonanie naturalnych w świecie polityki przyzwyczajeń i barier wymagało jednak wielu konkretnych i okresowo bardzo trudnych starań. W połowie 1985 r. w liście do ukrywającego się Zbigniewa Bujaka pisał Bronisław Geremek: „W międzynarodowej opinii publicznej utrwala się przekonanie, że musiało się stać tak, jak się stało 13 grudnia, i że sytuacja w Polsce powróciła już do wschodnioeuropejskiej normy. I to jest funkcja udzielanych przeze mnie wywiadów: że mogło być inaczej, że <S> istnieje, że <S> może być politycznym partnerem, że Polska jest i pozostanie odmienna od innych.”

Budowanie takiego przekonania było wynikiem wielu czynników, w tym oddziaływania Jana Pawła II. Wydaje się, że z jego aktywnością wiązać należy przełom 1986 r., a zatem uzależnienie przez rząd USA zniesienia wprowadzonych po 13 grudnia sankcji ekonomicznych od zwolnienia więźniów politycznych (w tym aresztowanego w połowie tego roku Bujaka) oraz uzależnienie przez Papieża przyjęcia w Watykanie Jaruzelskiego także od zwolnienia więźniów politycznych. Amnestia we wrześniu 1986 r. otworzyła możliwość jawnego, choć nadal nielegalnego, działania opozycji. Jaruzelski został w styczniu 1987 r. przyjęty w Watykanie, co odblokowało kontakty dyplomatyczne PRL na wysokim szczeblu, a także przyczyniło się do zniesienia wspomnianych sankcji. W czerwcu 1987 r. Jan Paweł II mógł złożyć kolejną wizytę w Polsce, która miała duże znaczenie dla ożywienia aktywności „Solidarności”. Liczne w 1987 r. wizyty zachodnich osobistości w Polsce uwzględniały odtąd spotkania z Wałęsą i jego doradcami.

Wyjście z polskiego kryzysu przez negocjacje i kompromis było zgodne z wyobrażeniami i priorytetami mocarstw Zachodu ukształtowanymi jeszcze w 1981 r. Co najmniej do jesieni 1989 r. nie zakładano rozpadu bloku wschodniego, a tylko jego pluralizację i ewolucję. Polska powinna podążać drogą stopniowych i opartych o możliwie szeroki konsensus reform demokratycznych. Zachód nie był też przygotowany do dźwignięcia różnorodnych problemów, z ekonomicznymi na czele, jakie wyniknąć musiały z szybkiego rozpadu bloku wschodniego. Proces ten musiał być rozłożony w czasie.

To, co powiedziano wcześniej prowadzi do wniosku, że zachowania przywódców „Solidarności” w roku 1989 były maksymalnie racjonalne i dobrze współgrały z wyobrażeniami i oczekiwaniami przywódców Zachodu, a jednocześnie nie prowokowały do kontrataku tych sił, które byłyby skłonne bronić imperium sowieckiego. Model polskiej transformacji stał się impulsem dla pobudzenia ruchów wolnościowych w NRD i w Czechosłowacji, choć nie wszyscy chcą to dzisiaj przyznać.

Przykład rebelii i samoorganizacji społeczeństwa wobec monolitycznego państwa oraz jego postępującej erozji był postrzegany przez inne społeczeństwa. Ukazały się przecież na całym świecie tysiące artykułów na temat „Solidarności”, także o ograniczoności i stopniowalności postulatów. Znana była pokojowa metoda protestu i nacisku, przy jego budowaniu drogą mobilizacji mas w spokojnym ale zdeterminowanym wystąpieniu. Podobne cechy samoorganizacji i protestu przyjmowały w końcu lat 80. inne ruchy, np. Sajudis albo ruch demokratyczny w NRD i Czechosłowacji. Czy była to nauka „Solidarności” czy własne doświadczenia – rzecz wymaga dalszych badań i analiz.

Komitet Obywatelski „Solidarność” jeszcze przed wyborami czerwcowymi przyjął oświadczenie w sprawach międzynarodowych, w którym pisano: „Deklarujemy gotowość współpracy ze wszystkimi siłami działającymi na rzecz pluralizmu i demokracji w Czechosłowacji, na Węgrzech, w ZSRR. Wyrażamy sympatię dla walczących o swe prawa narodów ZSRR, a zwłaszcza Białorusinów, Ukraińców i Litwinów. (...) Jednocześnie oświadczamy, że popieramy to, co służy umocnieniu jedności Europy i upowszechnieniu idei europejskiej. Polska nie może istnieć bez Europy, ale też nie ma pokojowej Europy bez Polski.”

Opcja przyjęta przez „Solidarność” w 1989 r., a zwłaszcza w okresie formowania i po uformowaniu rządu Mazowieckiego, była jednoznacznie prozachodnia, zmierzająca do ustanowienia równoprawnych stosunków z ZSRR i otworzenia drogi do integracji z zachodnią Europą. Polityka „małych kroków”, która była istotą postępowania głównego nurtu „Solidarności”, okazała się drogą niezmiernie skuteczną nie tylko dla Polaków, ale też dla narodów sąsiednich.

 

 


prof. Andrzej Friszke (ur. 1956) – historyk, wiceprzewodniczący Rady Instytutu Pamięci Narodowej. Związany z Instytutem Studiów Politycznych PAN. Był redaktorem w „Tygodniku Solidarność”. Członek redakcji „Więzi”.

Photo of the publication Rosja dokonuje redefinicji historii
Anne Applebaum

Rosja dokonuje redefinicji historii

20 August 2011
Tags
  • polityka historyczna
  • Rosja
  • Władimir Putin
  • rosyjska polityka
  • rosyjskie elity
  • historia związku radzieckiego

Obecna elita Rosji nie jest elitą sowiecką i nie sądzę, by przywódcy rosyjscy próbowali odtworzyć Związek Sowiecki. Jednak czołowi członkowie tej nowej elity to ludzie wychowani i wyszkoleni nie tylko w Związku Sowieckim, ale w ramach kultury starego KGB, gdzie wchłonęli obowiązujące postawy i założenia. W starym sowieckim KGB po prostu nie istniało coś takiego jak neutralna lub obiektywna historia: historia była czymś, co należy wykorzystywać, cynicznie, w walce o władzę – a jeśli ty tego nie wykorzystasz, to zrobią to twoi przeciwnicy.

Do niedawna to instrumentalne podejście do historii nie dominowało w rzeczywistości post-sowieckiej Rosji. W latach 1980, w epoce głasnosti, dyskusje na temat historii były ogólnonarodową obsesją. Podczas kryzysu gospodarczego, jaki nastąpił po okresie władzy Gorbaczowa, ludzie byli po prostu zbyt zajęci, by martwić się przeszłością: przestali mówić o gułagach i represjach stalinowskich, bo mieli pilniejsze sprawy na głowie.

W Rosji Miedwiediewa i Putina jest już inaczej: obecnie wydarzenia znajdują się w podręcznikach lub są nieobecne w oficjalnej kulturze, ponieważ ktoś podjął świadomą decyzję, że tak powinno być. Dokonuje się rozmyślnych wyborów dotyczących rosyjskiej historii dla przemyślanych, bezpośrednich celów politycznych. Większość z nich podejmuje się w celu legitymizacji władzy rządzącej elity. Właśnie dlatego, że w Rosji nie ma miejsca prawdziwy proces demokratyczny, obecni przywódcy muszą odczuwać pewien stopień niepewności co do swojego położenia i prawdziwej popularności. Manipulowanie historią stanowi jeden ze środków, za pomocą których chcą oni przekonać społeczeństwo, że są prawomocnymi władcami Rosji. Przyglądając się temu, co zostało włączone, a co odrzucone, możemy dowiedzieć się dużo o politycznych celach współczesnej Rosji.

Pierwszym i najbardziej oczywistym tematem nieobecnym we współczesnym dyskursie jest naturalnie Gułag i w rzeczywistości cała historia okresu stalinowskiego, podczas którego zamordowano miliony ludzi w obozach, w masakrach i w wyniku zsyłek. Jak powiedziałam, w latach 80. temat ten stanowił przedmiot naglącej debaty publicznej. W latach 90., kiedy pracowałam nad swoją książka o Gułagu, okres ten na ogół uważano za nieistotny czy nawet nudny. Obecnie jednak zaczyna go otaczać atmosfera politycznego tabu i znowu uważany jest za temat drażliwy lub niebezpieczny.

Nie chcę tutaj przesadzać: nie wszystkie rosyjskie archiwa są zamknięte i nie wszyscy rosyjscy historycy piszą o wspaniałym sowieckim programie kosmicznym. Można nawet znaleźć rozproszoną po całej Rosji garstkę nieformalnych, półoficjalnych i prywatnych pomników gułagu i terroru. Jednak z perspektywy Moskwy, miasta z ogromnymi pomnikami wojennymi i budynkami publicznymi te lokalne inicjatywy wydają się być niewystarczające. Domyślam się, że większość Rosjan nawet nie jest świadoma ich istnienia.

Ten brak pomników odzwierciedla również coś głębszego. Chociaż pod koniec lat 80. wiele mówiono o dokonaniu tego i chociaż na początku lat 90. odbywał się zaniechany „proces” partii komunistycznej, to w większości przypadków nie przeprowadzano oficjalnych śledztw, dochodzeń rządowych czy publicznych przeprosin. Tak naprawdę to, co zdarzyło się w Rosji Stalin, nigdy nie zostało legalnie potwierdzone. Wskutek tego ofiary mogą być rehabilitowane, ale można również odmówić im rehabilitacji bez podania dobrego powodu.

Istnieje wiele przyczyn tego stanu rzeczy, ale podam dwa. Pierwszą jest to, że obecne kierownictwo Rosji składa się, jak powiedziałam, w dużej mierze z ludzi będących byłymi oficerami KGB, którzy po prostu nie są zainteresowani zwracaniem uwagi na zbrodnie popełniane przez ich organizację. Ważniejsze jednak wydaje się mi, że obecnie nastąpiło w umysłach niektórych ludzi połączenie między dyskusja o przeszłości, jaka miała miejsce w latach 80., a tym, co Rosjanie pamiętają jako całkowitą zapaść gospodarczą w latach 90. Wielu ludzi mówiło mi: jaki jest sens mówienia o tym, to nas donikąd nie doprowadziło.

Reżim odzwierciedla te odczucia. Niejednokrotnie prasa i politycy formalnie wyrażali swoje przekonanie, że dyskusja o zbrodniach przeszłości jest oznaką słabości narodowej, której obecne przywództwo Rosji nie pochwala. By użyć osobistego przykładu, jedyną znaną mi wzmianką o mojej książce o Gułagu w rosyjskiej prasie głównego nurtu był artykuł o obcych szpiegach w Rosji. Tak więc książka o Gułagu nie stanowi wkładu do ogólnej debaty, ale rodzaj obcego ataku na rosyjską psyche.

Jaki rodzaj historii jest więc oficjalnie popierany? Sądząc na podstawie obecnych rosyjskich podręcznika historii wydanego przy dźwięku fanfar przez samego Putina, najlepiej da się ona opisać jako rodzaj wybiórczej rehabilitacji sowieckiej i stalinowskiej przeszłości. Oczywiście nie odbywa się publiczna dyskusja o gułagach, ale nie ma również wielkiego zainteresowania na przykład szybkim uprzemysłowieniem zapoczątkowanym przez Stalina lub kolektywizacją rolnictwa. Zamiast tego jako przedmiot chwały wybrano wojenne przywództwo Stalina, a w szczególności koniec wojny, moment imperialnego podboju, kiedy komunizm w stylu sowieckim został narzucony zachodnim sąsiadom Rosji.

Istnieją liczne przykłady tej tendencji. Z roku na rok majowe obchody zwycięstwa z roku 1945 są coraz bardziej rozbudowane: w tym roku ubrano kilka tysięcy rosyjskich żołnierzy w sowieckie mundury, powiewała sowiecka flaga i śpiewano sowieckie piosenki. Wydano też nowe książki o wojnie, można nimi zapełnić całe półki, co jest zauważalnym zjawiskiem w moskiewskich księgarniach, w których kiedyś w ogóle było niewiele książek o historii.

Ta interpretacja historii jest tak silna, że zaczyna mieć konotacje polityczne, szczególnie w odniesieniu do sąsiadów Rosji, a zwłaszcza Polski i państw bałtyckich. Wydaje się, że część problemu stanowi to, że historia tych krajów, a w szczególności pakt Mołotow-Ribbentrop psuje bohaterski obraz wojny. Sam Władimir Putin odszedł od tego obrazu opisując inwazje państw bałtyckich i wschodnich terenów Polski w roku 1939 jako decyzję uzasadnioną w owym czasie korelacją sił lub koniecznością obrony własnej i to wyjaśnienie powtarzane jest w podręcznikach. Podobny problem występuje przy wszelkich dyskusjach o roku 1945, który Rosjanie pamiętają jako rok zwycięstwa i wyzwolenia, zaś sąsiedzi Rosji jako początek nowej okupacji. Spory na ten temat doprowadziły w ubiegłym roku do poważnej walki dyplomatycznej między Rosja a Estonią.

Być może ilustrują one również kwestię, którą poruszyłam wcześniej, a mianowicie to, że przywództwo rosyjskie wykorzystuje historię do wzmocnienia nieco niepewnej prawowitości. Wreszcie, dlaczego Polska i Estonia? Czy może dlatego, że spośród wszystkich najbliższych sąsiadów Rosji odnoszą one największe sukcesy? W obu tych krajach istnieje otwarta, kapitalistyczna gospodarka i oba dokonały udanego przejścia od komunizmu do otwartej demokracji zachodniego typu. Kapitalizm w stylu estońskim z jego wspieraniem przedsiębiorczości lub polska demokracja, w której partie polityczne przejmują po sobie władzę w nieprzewidywalny sposób zagrażają putinowskiej kierowanej demokracji. Reżim, który jest niepewny poparcia, na dłuższą metę musi bać się istnienia odnoszącej sukcesy demokracji wśród swoich sąsiadów.

Jeszcze nawet ważniejsza jest rola, jaką celebracje imperialnego zenitu Związku Sowieckiego odgrywają w szerszej narracji dotyczącej najnowszej historii Rosji , a mianowicie w historii lat 80. i 90. XX wieku. Putin wypowiedział kiedyś słynne zdanie, że upadek Związku Sowieckiego był największą katastrofą geopolityczną XX wieku, przypuszczalnie większą od każdej z wojen światowych. On sam i rosyjskie media oraz obecny prezydent Rosji, powtarzając za nim również otwarcie przypisują trudności lat 90. nie dziesięcioleciom komunistycznego zaniedbania i rozpowszechnionego złodziejstwa, ale rozmyślnemu mieszaniu się Zachodu, demokracji i kapitalizmowi w zachodnim stylu. Putinizm, w naturalny sposób odpowiadający Miedwiediewowi, stanowi – w jego własnej interpretacji – powrót do stabilizacji i bezpieczeństwa okresu komunistycznego.

Jak powiedziałam, nie twierdzę, że stalinizm odżył w Rosji; obecny rząd nie potrzebuje do utrzymania się przy władzy tego poziomu represji i tak naprawdę mógłby stwierdzić, że zbytnie stosowanie przemocy może przynieść szkodę jego wizerunkowi i prawowitości zarówno w kraju jak i na arenie międzynarodowej. Ten rząd jednak znalazł zastosowanie dla pozytywnej pamięci o Stalinie i dobrze będzie, gdy zwrócimy na to uwagę i spytamy samych siebie dlaczego.

 


Anne Applebaum (ur. 1964) – amerykańska felietonistka Washington Post i Slate. Jest także dyrektorem Studiów Politycznych Legatum Institute w Londynie, gdzie prowadzi projekty dotyczącetransformacji ustrojowej i gospodarczej. Były członek redakcji Washington Post. Pracowała także jako zagraniczna korespondentka i zastępczyni redaktora naczelnego pisma Spectator w Londynie, jako redaktorka działu politycznego w Evening Standard oraz jako felietonistka w kilku brytyjskich gazetach, w tym Daily i Sunday Telegraphs. W latach 1988-1991 pracowała jako warszawski korespondent pisma Economist.

 

Photo of the publication Rok „1945“ ako európske miesto spomienok?
Stefan Troebst

Rok „1945“ ako európske miesto spomienok?

20 August 2011
Tags
  • Európa
  • rok 1945
  • Central Europe
  • Eastern Europe
  • Place of remembrance
  • remembrance
  • Jalta

Podľa slávneho výroku Waltera Benjamina „písať dejiny znamená […] dávať rokom ich fyziognómiu.“[1] Údaje tohto druhu však nie sú len mnemotechnické interpretačné pomôcky, ale znázorňujú predovšetkým vysoko abstraktné vyostrenia, prevraty a zlomy. Preto dokážu nadobudnúť kvalitu toho, čo Pierre Nora definoval ako miesto spomienok v metaforickom zmysle. Lipský historik Dan Diner ale nedávno poukázal na to, že roky ako napríklad rok „1945“ môžu zastupovať celkom rozdielne, ba dokonca protichodné lieux de mémoire a exemplifikoval viacnásobný význam dátumu 8. mája 1945 pomocou troch šifier „Reims, Karlshorst, Sétif“ z perspektívy západných spojencov ako aj zo sovietskej a mimoeurópskej perspektívy.[2]

„Reims“ a „Karlshorst“ majú pritom prirodzene na mysli obe ceremónie bezpodmienečnej kapitulácie Nemecka v hlavných stanoch amerických prípadne sovietskych ozbrojených síl, zatiaľ čo „Sétif“ myslí na koloniálny zločin v ten istý deň, na zmasakrovanie niekoľkých tisícok moslimov zo strany francúzskych ozbrojených síl v Alžírsku.

To, čo Diner vyhrotil ako „ikonu pamäte 8. máj 1945“ a jej rozličný západný, východný a koloniálny význam, platí pre rok „1945“ ako ďalej presahujúce miesto spomienok v ešte väčšom rozsahu. Atómové bomby na Hirošimu a Nagasaki ako aj kapitulácia Japonska v lete 1945 tu zastupujú jeho ázijskú komponentu. Miesta spomienok spomínaného druhu sú národne konotované – s tým dôsledkom, že sa môžu stať predmetom, ba dokonca spúšťacím mechanizmom konfliktov medzi národnými spomienkovými kolektívmi. To ale znamená, že rok „1945“ pravdepodobne ako fundament budúcej paneurópskej spomienkovej kultúry nie je vhodný. Prečo to tak je, má byť v nasledujúcom texte doložené prostredníctvom desiatich téz k rôznym celoeurópskym a národným rovinám významu, konsenzu a konfliktov roka „1945“ ako miesta spomienok.

I. Rok „1945“ je bezpochyby centrálnym európskym lieu de mémoire, ak nie dokonca miestom spomienok dnes žijúcich Európanov. Pritom je, ako už bolo spomenuté, nanajvýš diskutabilný, pretože sa v rôznych častiach Európy interpretuje celkom odlišne. Spolkový prezident Richard von Weizsäcker uviedol v roku 1985 vo svojom známom prejave pri príležitosti 40. výročia ukončenia vojny: „Víťazstvo alebo porážka, oslobodenie od bezprávia a cudzovlády alebo prechod k novej závislosti, rozdelenie, nové zväzky, násilné presúvanie moci - 8. máj 1945 je dátumom s rozhodujúcim historickým významom v Európe.“[3]

II. Pri mapovaní rozchádzajúcich sa interpretácií roka „1945“ je veľmi užitočné rozdelenie Európy od Oskara Haleckeho podľa kultúrnych a nábožensko-historických kritérií na tri veľké historické regióny – „západná Európa“, „stredná Európa“ a „východná Európa“ (pri ďalšom členení strednej Európy na „stredozápadnú“ a „stredovýchodnú Európu“).[4] Nehľadiac na Haleckeho makrohistorickú dlhodobú perspektívu to nie je žiadna náhoda, pretože sa táto časť jeho historicko-vedeckého diela pri presnejšom pohľade prejaví ako bezprostredný produkt Druhej svetovej vojny a začínajúcej sa Studenej vojny.

III. Pre spomienku na rok 1945 je ešte stále charakteristická „spojenecká“ prípadne transatlantická komponenta, teda tá z mocností antihitlerovskej koalície, podľa ktorej rok „1945“ ako lieu de mémoire znamená „oslobodenie Európy“, „víťazstvo nad hitlerovským fašizmom“, ba dokonca „triumf demokracie“. Táto interpretácia je dominujúca v Haleckeho „západnej Európe“, teda predovšetkým vo Veľkej Británii a Francúzsku (vrátane USA), ako aj vo „východnej Európe“, to znamená v Spoločenstve nezávislých štátov, tu primárne v post-sovietskej Ruskej federácii.

IV. V Haleckeho „stredozápadnej Európe“, teda v Nemecku a Rakúsku, vykazuje rok „1945“ ako miesto spomienok ambivalentný charakter: znamená koniec vražednej diktatúry, ale zároveň znamenal na dlhý čas aj „porážku“, „rozvrat, ba dokonca „katastrofu“, „okupáciu“, „justíciu víťaza“ a „rozdelenie“, vo východnej časti Nemecka okrem toho aj začiatok novej diktatúry. „8. máj nie je pre nás Nemcov dňom osláv“, ako to povedal Richard von Weizsäcker vo svojom spomínanom prejave dňa 8. mája 1985, „[…] a predsa […] platí: 8. máj bol dňom oslobodenia.“[5]

V. V Haleckeho „východnej Európe“, teda predovšetkým v Poľsku a v troch pobaltských krajinách, má šifra „1945“ jednoznačne negatívny význam, pretože je takmer identická s iným miestom spomienok, a síce s „Jaltou“. „Jalta“ tu pritom znamená zradu zo strany vlastných anglo-amerických spojencov prostredníctvom vydania Stalinovi a kontinuálny prechod od jedného diktátorského, cudzieho etnického režimu k druhému.

VI. Pluralita spomienok na rok „1945“, umožnená epochálnym rokom 1989, nadobudla v politickom priestore formu silných konfliktov pamäte. To platí primárne pre strohý protiklad medzi „stredovýchodnou Európou“ a „východnou Európou“. Z balticko-poľského pohľadu znamená rok „1945“ prechod od jednej, nacistickej cudzovlády k ďalšej, a síce k sovietskej cudzovláde, naproti tomu z ruskej perspektívy znamená rok „1945“ „rozbitie hitlerovského fašizmu“ a „oslobodenie národov Európy“ – vrátanie Estónska, Lotyšska, Litvy a Poľska.

VII. Na rozdiel od roztrpčených konfliktov kultúry spomínania medzi „stredovýchodnou“ a „východnou Európou“ sa protiklad medzi bývalými protivníkmi svetovej vojny takmer vytratil. To platí nielen pre medzičasom už konsenzuálnu interpretáciu roka „1945“ medzi „západnou Európou“ spojencov a nacionálno-socialistickou „stredozápadnou Európou“ – ako začiatok denacifikácie, demokratizácie a hospodárskeho zázraku – ale aj pre interpretátorskú zhodu medzi „stredozápadnou“ a „východnou Európou“, teda medzi znovuzjednoteným Nemeckom a Rakúskom a postsovietskymi spoločnosťami, ohľadne zločineckého charakteru nacionálno-socialistickej útočnej vojny a kriminálnej nemeckej okupačnej a likvidačnej politiky.

VIII. Taktiež prevažne konsenzuálna je medzičasom spomienka na rok „1945“ v „stredozápadnej“ a „stredovýchodnej Európe“, teda medzi Nemeckom a Rakúskom na jednej strane a Poľskom a Českou republikou na strane druhej. Avšak rok „1945“ ako miesto spomienok je čiastočne prekryté „vyhnaním“ Nemcov ako iným miestom spomienok, čím je „stredoeurópsky“ spomienkový konsenzus oslabený. Naproti „stredovýchodoeurópskej“ argumentácii post hoc, ergo propter hoc jestvuje v niektorých častiach spoločností „stredozápadnej Európy“ názor, že takáto kauzalita nie je daná. Tomu zodpovedajúc je „vyhnanie“ Nemcov interpretované ako zločin sui generis, nie ako dôsledok nacistickej okupačnej politiky spolu so svojimi komponentami núteného presídlenia a likvidácie.

IX. Ešte viac konfliktný ako pomer medzi oboma lieux de mémoire, teda rokom „1945“ a „vyhnaním“ Nemcov je pomer medzi rokom „1945“ a „holokaustom“: v „stredovýchodnej Európe“ sa postulát celoeurópskej spomienky na holokaust poníma ako bezprostredná konkurencia k vlastnej interpretácii „Jalty“, ako nežiadúce napomenutie, ba dokonca ako podvedomá výčitka antisemitizmu. A aj v postsovietskej „východnej Európe“ sa „holokaust“ vníma ako cudzí fenomén, pretože je vnímaný ako vrodený nemecký fenomén, ktorý nie je spojený s vlastnými národnými a imperiálnymi dejinami.

X. Úzke spojenie „holokaustu“ a roku „1945“ ako miest spomienok zo „západoeurópskej“ ako aj „stredozápadoeurópskej“ perspektívy vrátane celoeurópskeho normujúceho nároku naráža v „stredovýchodnej Európe“ ako aj čiastočne vo „východnej Európe“ ešte aj z iného dôvodu na rozpor: sovietska komunistická diktatúra sa tu v kultúre spomínania stavia s nacionálno-socialistickou diktatúrou na jeden hierarchický stupeň, tomu zodpovedajúc sa oproti západnej pamäti na holokaust stavia ako rovnocenná apostrofovaná východná spomienka na Gulag. To zase vyvolalo napríklad v Nemecku alebo v USA silný protest vrátane obviňovania z antisemitizmu, bez toho, že by sa tematizovala základná otázka ohľadne ambivalnecií roka „1945“ ako miesta spomienok.

Vo vzťahu na negatívne severoafrické razenie roka „1945“ ako miesta spomienok Dan Diner označil za sporné, „či bude pamiatke 8. mája 1945 ako pozitívnej udalosti západného razenia doprianá ničím nerušená budúcnosť“.[6]To isté platí pre 8. (prípadne podľa sovietskeho zvyku pre 9.) máj 1945 ako pozitívnu udalosť „východného razenia“ na základe spomínanej stredovýchodoeurópskej „jaltskej“ antitézy. Tak ako „Sétif“ z mimoeurópskej perspektívy spochybňuje rok „1945“ ako európsku spomienkovú ikonu, tak to zase robí „Jalta“ z vnútroeurópskeho pohľadu. Preto bola na začiatku spomenutá domnienka, že epochálnym rokom 1989 umožnené otvorené riešenie kontroverzií ohľadne roka „1945“ ako centrálneho miesta spomienok bude nielen naďalej pretrvávať, ale že sa ešte viac priostrí. Spomienka na koniec vojny a na zriadenie povojnového poriadku je momentálne príliš protichodná – a aj čiastočne príliš traumatická, – aby mohla slúžiť ako fundament európskej kultúry spomínania.

[1] Walter Benjamin, Pasážové dielo. Vydal Rolf Tiedemann. zväzok 1, Frankfurt nad M. 1983, str. 595.

Photo of the publication Rok 1989 – koniec komunizmu v Polsku
Antoni Dudek

Rok 1989 – koniec komunizmu v Polsku

20 August 2011
Tags
  • 1989
  • Poland
  • European Network Remembrance and Solidarity
  • Solidarity Movement
  • End of Communism

Vlna štrajkov v lete roku 1980 a následne v ich dôsledku vznik NSZZ (Nezávislý samostatný odborový zväz) „Solidarność” zahájili novú, najhlbšiu fázu krízy komunistického štátu v Poľsku. Ekonomická kríza narastajúca od roku 1976 spôsobila v roku 1980 destabilizáciu politického systému založeného na hegemónnom postavení PZRS (Poľská zjednotená robotnícka strana, poľská skratka „PZPR“). Vznik, a viac ako rok trvajúce obdobie legálnej činnosti NSZZ „Solidarność” spôsobili zásadné zmeny v sociálnom povedomí, ktoré už politika tzv. normalizácie iniciovaná po zavedení výnimočného stavu v decembri 1981 nebola schopná zmeniť. Zničenie „Solidarności”, a následná pacifikácia spoločenských protestov, apogeum ktorých nastalo 31. augusta 1982, keď došlo k demonštrácii stúpencov zväzu v 66 mestách nezastavilo hospodárske, spoločenské a politické procesy, ktoré predurčili, že zriadenie PĽR sa dostalo do stavu chronickej krízy, a následne – po zmene medzinárodnej situácii – viedli k jeho pádu. Ďalej sa pokúsim uviesť najdôležitejšie faktory, ktoré podľa mňa spôsobili narastanie krízy, a v jej dôsledku úpadok systému v roku 1989

1. Zmeny v ZSSR. Tento faktor sa vyskytol najneskôr zo všetkých, pretože až po tom, keď v roku 1986 Michail Gorbačov proklamoval politiku perestrojky. Je treba ho však uviesť na prvom mieste, pretože zohral rozhodujúcu rolu v tom, že  sa dosiahol, aby kabinet gen. Wojciecha Jaruzelského, ktorý vládol v Poľsku sa rozhodol zahájiť reformy štátneho zriadenia, ktoré vo svojom dôsledku spôsobili úplný úpadok systému. Gorbačov sa na zasadnutí Politického byra ÚV KSSZ v júli 1986 vyjadril o štátoch strednej a východnej Európy, že už dlhšie „nie je už možné si ich brať na svoj krk. Hlavným dôvodom je hospodárstvo”. Znamenalo to, že v Kremli zvíťazilo presvedčenie, že zmenu si vyžaduje model hospodárskej spolupráce v rámci RVHP, základom ktorého bol transferový rubeľ. Dodávky ropy a zemného plynu – hlavných exportných artiklov ZSSR – do štátov RVHP za stále ceny neboli pre sovietske hospodárstvo výhodné. Nebola to tiež otázka náhody, že jedným z najdôležitejších postulátov Moskvy voči orgánom vo Varšave už po sformovaní sa vlády Tadeusza Mazowieckého bol čo najrýchlejší prechod k vyúčtovaniu vzájomnej obchodnej výmeny v dolároch USA.

Napriek tomu, že naše znalosti ohľadne plánov sovietskeho vedenia v druhej polovici 80-tych rokov sú ešte stále obmedzené, je možné uznať, že hodnotenie Andrzeja Paczkowského: “Gorbačov spravil niečo ako čiastočnú amputáciu >doktríny Brežneva<, ktorá stratila svoj ideologický zmysel stávajúc sa stále viac zásadou geopolitického charakteru“ bolo správne. Najneskôr v rokoch 1987-1988 ustúpil dávny nátlak Moskvy na Varšavu, ktorý bol nahradený ďalekosiahlou zhodnosťou intencií a činností”. Kabinet gen. Wojciecha Jaruzelskiego mal teda ruky rozviazané čo sa týka reforiem zriadenia. Neprekážalo mu to však takmer do konca svojho vládnutia využívať sovietskeho “strašiaka” v kontaktoch so Západom, opozíciou a cirkvou. Francúzsky vedec Jacques Levesque hodnotí priamo, že Jaruzelski dlho nevyužíval slobodu možnosti jednania akú dostal od Gorbačova.

2. Stav hospodárstva. Síce bol v roku 1983 v Poľsku prvýkrát po piatich rokoch zaznamenaný nárast HDP, nebol to však výsledok skutočných zmien ekonomického systému, ale iba návrat hospodárstva do starých koľají, z ktorých bolo vyhodené najprv kvôli chybám generálneho tajomníka Gierka, následne z dôvodu štrajkov v rokov 1980-1981, a na konci kvôli militarizácii mnohých závodov a ekonomickým sankciám, aké voči PĽR uplatnili západné štáty. Už v roku 1985 bolo tempo hospodárskeho rastu pribrzdené, pretože – ako sa uvádzalo v jednej straníckej analýze – „mimoriadne silne bolo cítiť materiálnu a surovinovú bariéru (...) vyplývajúca z nedostatku poľských zdrojov a slabých možností importu”.

Deklarácie, ktoré opakoval kabinet Jaruzelskiego po zavedení výnimočného stavu, že je nutné pokračovať v ekonomických reformách, ktorých zahájenie bolo ohlásené v roku 1981 sa rýchlo ukázali byť propagačnou fikciou. Ako výstižne povedal vo februári 1982 gen. Jaruzelski: “Existuje paradoxný jav sprevádzajúci reformu: na jednej strane liberalizácia zásad riadenia hospodárstva, a na druhej strane obmedzenia vyplývajúce z výnimočného stavu”. Obmedzenia výnimočného stavu však neboli hlavnou príčinou, ktorá spôsobila, že sa nepodarilo zaviesť skutočnú reformu v nefunkčnom systéme hospodárstva PĽR. Fakticky to bola nereformovateľnosť systému, prejavujúca sa v podobe odporu, ktorý kládli kádre riadiace hospodárstvo a ktorý sa nedal prelomiť. Dobre to ilustruje príklad 106 štátnych podnikov tzv. zjednotení (zjednoczenia przedsiębiorstwa państwowe) zlikvidovaných v roku 1982 v rámci reformy namiesto ktorých vzniklo 103 združení (zrzeszenia), líšiacich sa od svojich predchodcov hlavne názvom. “Prakticky neexistuje žiadna inštitucionalizovaná sila zaoberajúca sa komplexne zavádzaním reformy do hospodárskej praxe, chýba prístup k reforme ako ku politicko-hospodárskemu komplexu” – bolo konštatované v obšírnej spoločensko-politickej analýze situácie vyhotovenej v Ministerstve vnútra (MSW) na objednávku gen. Czesława Kiszczaka v máji 1984.

Podľa Władysława Baku, ktorý bol vo funkcii zmocnenca vlády pre. reformu boli na zasadnutiach Rady Ministrov v júli 1983 a v júni 1984 . presadzované projekty smerujúce k otvorenému “zadláveniu reformy”. Jedným z hlavných orodovníkov mal byť podpredseda vlády Zbigniew Messner, argumentujúci tým, že “model spoločensko-hospodárskej reformy, ktorý načrtol minister Władysław Baka, dovedený do konca znamená v podstate zmenu spoločenského a politického zriadenia” čiže úpadok socializmu. Heslo o pokračovaní reformy podľa Baku bránil Jaruzelski, ale o rok neskôr na Celoštátnej straníckej a hospodárskej porade (Krajowa Narada Partyjno-Gospodarcza) v Poznani zmenil názor a podporil konzervatívne heslá, ktoré hlásal Messner. Po niekoľkých mesiacoch -v novembri 1985 - sa Messner stal premiérom, a Úrad zmocnenca vlády pre otázky reformy bol zrušený. K zavádzaniu skutočných reforiem pristúpil kabinet Mieczysława Rakowského až na prelome rokov 1988 a 1989, ktorý začal zavádzať skutočné reformy, okrem iného, na základe predpisov garantujúcich slobodu hospodárskeho podnikania a liberalizujúcich zásady hospodárskeho obratu so zahraničím. Keby zakrátko potom nedošlo k zrúteniu sa vtedajšieho politického systému, reformy Rakowského mohli viesť k realizácii tzv. čínskeho modelu transformácie, čiže zavedenia trhového hospodárstva pri zachovaní autoritatívneho politického systému.

3. Javy privatizácie štátu. Významným javom na pozadí celkového ekonomického rozkladu 80-tych rokov bol rozvoj súkromného sektora v hospodárstve. V rokoch 1981-1985 zvýšil úroveň produkcie o takmer 14 percent., zatiaľ čo v tom istom čase sa výroba v štátnom sektore zmenšila o 0,2 perc. Súkromné podnikanie však bolo naďalej dosť obmedzované a mnoho členov vedenia PZRS kriticky hodnotilo prejavy “neodôvodneného obohacovania sa určitých kruhov”. Postupne však, zvlášť na strednej úrovni aparátu štátnej moci, sa stále silnejšie presadzovalo presvedčenie, že bez rozšírenia súkromného sektora sa nepodarí uspokojiť deficit na spotrebnom trhu.

V rámci súkromného sektora zvláštne postavenie malo niekoľko sto tzv. Polonijných spoločností (Polonia sú to krajania žijúci na Západe a USA), zakladaných s účasťou cudzincov poľského pôvodu na základe zákona z júla 1982. Polonijné firmy odčerpávali zo štátneho sektora vysoko kvalifikované kádre. Časť pracovníkov prechádzajúcich z Podnikov zahraničného obchodu (Ccentraly Handlu Zagranicznego) má informácie, ktoré sú služobným alebo štátnym tajomstvom. (...) Nie sú zriedkavé prípady neformálnych kontaktov s pracovníkmi rezortov kontrolujúcich polonijné firmy” – bubnovali na poplach v Ministerstve vnútra v máji 1984.”

Polonijné spoločnosti sa stali pre štátne orgány, a zvlášť pre príslušníkov špeciálnych služieb (a to ako pre štátne (SB), tak aj pre vojenské) istým druhom skúšobného cvičného pola. Boli v nich testované chovania subjektov pôsobiacich na základe trhových mechanizmov, ktoré boli využívané pre operačné činnosti. Za tým nasledovalo postupné osvojovanie sa časti vládnucej elity s myšlienkou o nutnosti radikálneho rozídenia sa s hospodárskym systémom ustanoveným v 40-tych rokoch, základom ktorého bolo vlastníctvo štátu. Týmto spôsobom sa tvorila vhodná klíma pre už spomenuté reformy vlády Rakowského, ktorých vedľajším rezultátom bol proces tzv. prerozdelenia práv k vlastníctvu v prospech nomenklatúry(uwłaszczenie).

4. Deregulácia politického systému. Jej hlavným prejavom sa stalo oslabenie postavenia strany PZRS, ktorá doteraz zohrávala hegemonickú rolu v politickom systéme PĽR. V dôsledku krízy v rokoch 1980-1981, a následne výnimočného stavu odišlo z PZRS okolo milión členov. Až v polovici dekády sa strana prestala početne zmenšovať, a jej počet sa ustabilizoval na úrovni 2,1 mil. členov. Nepodarilo sa však zastaviť proces starnutia strany, v ktorej počet členov do 29 roku života klesol z 15 perc. v roku 1981 na 6,9 perc. roku 1986., a priemerný vek člena PZRS sa zvýšil na 46 rokov. Podobný proces začal tiež ohrozovať rady straníckeho aparátu, ktorý mal viac ako 12 tisíc funkcionárov. Kádrový prehľad funkcionárov ÚV PZRS vykonaný na konci roku 1984 ukázal, že v rokoch 1985-1986 až 23 perc. jeho pracovníkov dosiahne dôchodkový vek. V tej istej dobe sotva 6 perc. z viac ako šesť sto politických pracovníkov Ústredného výboru (Komitet Centralny) malo menej ako 35 lat.

Komunistická strana zostarla a súčasne tratila vplyvy, stávajúc sa v stále väčšej miere ani nie tak subjektom politického systému, ako skôr nástrojom v rukách rôznych skupín nátlaku pôsobiacich vo vnútri vládnuceho aparátu. Najdôležitejšou z nich bola časť dôstojníckeho zboru Poľskej armády. V prvom roku výnimočného stavu bolo do vedúcich funkcií v straníckom aparáte delegovaných 32 dôstojníkov Poľskej armády (Wojsko Polskie) a do štátnej administratívy ďalších 88. Medzi nimi, okrem iných, bolo 11 ministrov a námestníkov ministrov, 13 vojvodov a zástupcov vojvodov a 9 tajomníkov Vojvodského výboru (Komitet Wojewódzki) PZRS. Do práce v prokuratúre a civilnom súdnictve bolo delegovaných 108 “právnikov vo vojenských uniformách”.

Okrem vojenských príslušníkov sa v 80-tých rokoch významne zvýšila rola vyšších funkcionárov ZNB (Służba Bezpieczeństwa) a ľudí pracujúcich v hospodárskom aparáte. Všetci boli samozrejme členmi PZRS, ale v skutočnosti veľmi často boli v opozícií voči rôznym rozhodnutiam a riešeniam, ktoré presadzovali funkcionári aparátu PZRS. V komunistickej strane bolo tiež vedenie Celoštátneho porozumenia odborových zväzov (Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych OPZZ), ktoré malo podľa plánu štátnej moci zaujať v spoločenskom povedomí miesto „Solidarity”. Aby však k tomu došlo, vedenie PZRS uznalo, že predáci OPZZ musia disponovať značne väčšou autonómiou akú doteraz mali všetky spoločensko-politické organizácie vrátane spojeneckých strán Ľudovej strany (ZSL) a Demokratickej strany (SD). „My musíme do nášho (systému) vbudovať   elementy opozície rôzneho druhu v samotnej strane (…) ktoré budú z pozícií nášho zriadenia vykonávať činnosti nás kontrolujúce, niečo ako stále pripínače pichajúce nás do zadnej časti tela” – hovoril o OPZZ v decembri 1986 gen. Jaruzelski. Avšak odborový zväz OPZZ – grupujúci takmer 7 mil. členov – sa neskôr stal silou, ktorá sa zvlášť na konci 80-tých rokov významne pričinila k obmedzeniu miery v akej strana PZRS kontrolovala štátny aparát a zvlášť tú jeho časť, ktorá sa zaoberala riadením hospodárstva.

5. Evolúcia nálad spoločenstva. Po vyhlásení výnimočného stavu sa nálada verejnosti relatívne stabilizovala. V roku 1983 takmer 40 perc. skúmaných verilo, že sa hospodárska situácia zlepší, 8 perc. malo opačný názor, zatiaľ čo ostatní –čiže viac ako polovica – si mysleli, že sa nezmení alebo nemali názor. Ten stav istého vyčakávania sa začal meniť v polovici dekády a síce smerom výrazne nevýhodným pre štátnu moc. Zatiaľ čo hospodársku situáciu v decembri 1985 hodnotilo ako zlú 46 perc. skúmaných, v nasledujúcich mesiacoch ten ukazovateľ systematicky rástol: 55 perc. v apríli, 58,5 perc. v decembri 1986. a až 69,1 perc. v apríli 1987. V nasledujúcich mesiacoch to bolo stále horšie a to významne ovplyvňovalo stav vedomia vládnucej elity. Skupina troch poradcov gen. Jaruzelského, ktorú tvorili tajomník KC PZPR Stanisław Ciosek, námestník ministra vnútra Władysław Pożoga a hovorca vlády Jerzy Urban písali v memoriáli z januára 1988, že “Nálada klesá pod červenú čiaru, čiže bol prekročený (...) kritický bod výbuchu. Nedochádza k nemu len preto, že sklony k výbuchu sú v spoločnosti tlmené rôznymi stabilizátormi (historické skúsenosti, z toho hlavne 13. december 1981 (vyhlásenie výnimočného stavu), rola cirkvi, pokles vplyvu opozície, apatia)”. Hodnotilo sa, že tento stav vplýva negatívne na aparát moci, ktorého časť „ako vždy v období na sklonku začína spochybňovať vodcov a vedenie, intrigovať, projektovať budúce personálne konfigurácie. Zanedlho začnú robiť úklady. V súvislosti s tým sa navrhovalo „vykonanie dramatického zvratu, v ktorom by malo byť málo slov a mnoho činov”. K takému zvratu v podobe okrúhleho stola definitívne došlo o rok neskôr.

Príčinami zhoršovania sa nálad boli podľa Mirosławy Marody „tri typy skúseností majúce najširší spoločenský dosah”. Prvou bola postupujúca inflácia, devalvujúca „výsledky práce jednotiek a ich rodín”. Druhou v poradí „pocit disproporcie medzi úsilím vkladaným do dosiahnutia a ochrany slušnej životnej úrovne a jej efektmi”. Jej hlavným zdrojom boli stále trvajúce problémy so zásobovaním (zvlášť priemyslovým tovarom), čo nápadne kontrastovalo nielen so situáciou v západných štátoch, ale aj v často navštevovaných štátoch východného bloku. Treťou skúsenosťou generujúcou frustráciu bolo podľa Marody „pretrvávajúce presvedčenie, že spôsoby činnosti systémovo dostupné pre jednotky nikam nevedú”. Týkalo sa to zvlášť mladých ľudí a široko chápanej vrstvy inteligencie, ktoré boli najciteľnejšie dotknutí marazmom narastajúcim behom osemdesiatych rokov.

6. Pôsobenie cirkvi a politickej opozície. V 80-tych rokoch sa katolícka cirkev zmenila pred očami orgánov PĽR, a síce z ich hlavného protivníka sa stala dôležitým faktorom stabilizácie nálad verejnosti. Preto nerezignujúc úplne na rôzne zákulisné kroky namierené proti duchovným, čoho symbolom sa stal únos a zabitie kňaza Jerzeho Popiełuszka funkcionármi SB, sa vedenie PZRS v praxi zmierilo s bezprecedentným nárastom potenciálu cirkvi aký nastal v 80-tých rokoch. Prejavovalo sa to rekordným počtom kňazských povolaní a budovaných kostolov (podľa vládnych údajov bolo v roku 1986 postavených viac ako tri tisíce sakrálnych objektov), ako aj v rýchlom rozvoji tlače a vydávaní katolíckych publikácií. V polovici dekády bolo vydávaných 89 katolíckych časopisov, ktorých jednorazový náklad mal poldruha milióna výtlačkov. Bola liberalizovaná tiež politika štátnych orgánov čo sa týka stavania nových cirkevných objektov či tvorenia Klubov katolíckej inteligencie (Klub Inteligencji Katolickiej). Cirkevné štruktúry zohrávali tiež dominujúcu rolu v distribúcii charitatívnej pomoci plynúcej zo Západu, ktorej rozmery budili neustály nepokoj vládnych orgánov.

Tieto orgány očakávali, že liberálny kurz prinesie to, že úroveň akceptácie systému duchovnými sa postupne zvýši. Avšak dvojitá hra cirkevnej hierarchie vypočítaná tak, že súčasne budú viesť dialóg s orgánmi a diskrétne podporovať miernejšiu časť opozície, spôsobovala dezorientáciu kabinetu Jaruzelského. Uvedomovali si, že podpora cirkvi bude nutná pre plány reforiem zriadenia dozrievajúcich od polovice dekády, ale nedokázali určiť v akej miere biskupi budú ochotní to„žirovať“, ani tiež v akom rozsahu sa stotožňujú s cieľmi, ktoré formulovala opozícia.

Medzitým sa opozícia, napriek oslabeniu viditeľnému v polovici dekády, stala stálym faktorom generujúcim odpor proti systému. Na konci roku 1985 sa v Ministerstve vnútra (MSW) odhadovalo, že na území Poľska existuje okolo 350 rôznych opozičných štruktúr, z ktorých viac ako polovica pôsobila na území piatich zo 49 vtedajších vojvodstiev: varšavského, vroclavského, gdanského, krakovského a lodžského. Ich aktív, podľa hodnotenia  Służby Bezpieczeństwa, tvorilo okolo 1,5 tis. ľudí, a viac ako 10 tis. bolo kolportérmi, spojkami a tlačiarmi. Počet “aktívnych sympatizantov” sa odhadoval na 22 tis. ľudí, čo spolu bolo “okolo 34 tis. osôb priamo - v menšej alebo väčšej miere - zaangažovaných do nelegálnej činnosti”. Opozícia bola rozdelená na rôzne vetve, ktoré mali rôzne názory, ale všeobecne boli zoskupené v dvoch hlavných prúdoch líšiacich sa svojim vzťahom voči orgánom PĽR. Zatiaľ čo radikálny prúd, v ktorom najväčším potenciálom disponovala Bojujúca Solidarita „Solidarność Walcząca”, ktorú založil v roku 1982 Kornel Morawiecki, sa snažil zorganizovať generálny štrajk a zvrhnúť režim revolučnou cestou, umiernený prúd sústredený okolo Lecha Wałęsu pôsobiaci do roku 1986 v konšpirácii Dočasnej koordinačnej komisii (Tymczasowa Komisja Koordynacyjna) NSZZ „Solidarność” predpokladal, že zhoršujúca sa ekonomická situácia a tlak Západu nakoniec prinútia kabinet Jaruzelského začať jednať s opozíciou. Podstatný význam z hľadiska vládnucich orgánov mala skutočnosť, že umiernený prúd opozície bol silnejší ako radikálny a keď sa v roku 1988 vedenie PZRS konečne rozhodlo jednať s Wałęsom a jeho vtedajšími spolupracovníkmi, opoziční radikáli sa ukázali byť príliš slabí, aby mohli spôsobiť paralýzu jednania pri okrúhlom stole, a následne bojkotovať tzv. kontraktové voľby do parlamentu v júni 1989.

Photo of the publication Rok 1989 – Európske miesto spomienok
Burkhard Olschowsky

Rok 1989 – Európske miesto spomienok

20 August 2011
Tags
  • 1989
  • Solidarity
  • European Network Remembrance and Solidarity
  • Memory
  • Europe
  • XX century
  • History

Rok 1989 – jeseň národov stredovýchodnej Európy – síce európsky kontitent fundamentálne zmenil, avšak v našom vedomí symbolizuje jeseň tohto roka skôr koniec predchádzajúcej než začiatok novej epochy.

Dňa 6. júla 1989 predniesol Michail Gorbačov pred Radou Európy v Štrasburgu prejav, v ktorom svojím poslucháčom oznámil, že Sovietsky zväz nebude stáť v ceste reformám vo východnej Európe. Po tom, ako metropola tohto impéria takto verejne prehlásila, že nebude, že nemôže nástojiť na udržaní okrajových oblastí svojej sféry vplyvu – a po tom, ako to celý svet privítal – bolo už len otázkou krátkeho času, kedy padnú miestodržitelia impérií vo Varšave, Budapešti, východnom Berlíne, Prahe a Bukurešti.

Otvorené však ostalo, ako a kam asi padnú. Taktiež ostalo nejasné, či Jaruzelski, Honecker, Jakeš, Ceauşescu a Kádár použijú svoje mocenské prostriedky, ktorými ešte v tom čase bezpochyby disponovali. Aké následky by mohol mať scenár v prípade použitia násilia, sa obyvateľom stredovýchodnej Európy zreteľne ukázalo dňa 4. júna 1989, kedy čínsky komunistický držitelia moci nechali postrieľať stovky mierových demonštrantov na „Námestí nebeského pokoja“. Presne v ten deň, kedy sa v Poľsku konali prvé poloslobodné voľby. Aj z dôvodu tohto odstrašujúceho príkladu z Námestia nebeského pokoja sa predstavitelia opozície v roku 1989 na európskom javisku celkom vedome vyhýbali násiliu. V priebehu desaťročí svojej vlády premárnili komunistické režimy svojím vyhrážaním ako aj uplatňovaním násilia svoju dôveru. Napriek všetkým zbraniam, ktoré tieto režimy vlastnili, naučili nedobrovoľne svojich občanov, aké neúčinné je použitie násilia.

Komunistické štátne strany v stredovýchodnej Európe disponovali síce v roku 1989 ešte mocenskými prostriedkami, avšak chýbali im silné vodcovské schopnosti. Len taká strana, ktorá sa nebála prelievať krv, mohla použiť tieto mocenské prostriedky. V roku 1989 si však vedenia komunistických strán „východného bloku“ svojimi straníckymi základňami, svojimi záležitosťami a predovšetkým sami sebou už neboli dostatočne istí, aby sa revolučnému búreniu svojho obyvateľstva mohli ešte postaviť na odpor. Odpor voči násiliu bolo všetko, čo mali mnohí revolucionári v roku 1989 spoločné. Boli neobyčajne zmiešanou skupinou. Skladali sa nezriedka z reformných komunistov, sociálnych demokratov, liberálnych intelektuálov, nacionalistov, zástancov trhového hospodárstva, cirkevných aktivistov, odborárov, pacifistov, niekoľkých tradičných trockistov a mnohých iných. Táto veľká rôznorodosť bola časťou ich sily a bola jedom pre štát s vládou jednej strany. [1]

Ďalekosiahla ideologická podobnosť krajín v sovietskej mocenskej oblasti viedla k tomu, že ohrozenie alebo zvrhnutie komunistického vedenia v jednej krajine nevyhnutne oslabilo legitimitu ostatných krajín. Podstatným znakom revolúcií asi je, že rozvracajú legitimitu vládnucej moci svojím kumulatívnym príkladom. To nové na roku 1989 bolo tempo tohto procesu. K urýchleniu a k nezvrátiteľnosti tohto vývoja prispeli masmédiá. Predovšetkým Maďari a Česi mali možnosť pozerať každý večer svoju vlastnú revolúciu v televíznych správach. Východných Nemcov už neprepadla pri každovečernej konzumácii západonemeckej televízie túžba emigrovať, ale mali skôr pocit, že sa stali subjektom diania. Či už to boli zábery exhuminácie a prenesenia telesných pozostatkov Imre Nágyho dňa 16. júna 1989 alebo zábery z Lipskej pondeľňajšej demonštrácie dňa 9. októbra 1989 alebo zábery demonštrujúcich pražských študentov dňa 17. novembra 1989.

Tento povznášajúci pocit opätovného nadobudnutia vlastnej dôstojnosti, ktorý si Poliaci v roku 1980 vybojovali a entuziasticky slávili, dokázali teraz Česi, Slováci, Maďari a mimoriadnym spôsobom aj východní Nemci sami precítiť. V priebehu niekoľkých dní stratili komunistické režimy to, na čo veľmi úzkostlivo a aj s pomocou neustále sa opakujúcich reštrikcií dbali – svoj informačný monopol. Obava z osamotenia, ktorá robila z opozičnej angažovanosti práve v NDR a v Československu neistú a vyčerpávajúcu záležitosť, sa navždy vytratila.

V Poľsku sa však zmeny roka 1989 nestali dôvodom pre prekypujúcu radosť a emocionálnu uchvátenosť. V rozhovoroch za „okrúhlym stolom“ medzi veľkou časťou opozície a mocenskou elitou už nešlo o to, či doterajší držitelia moci svoju moc odovzdajú prípadne sa o ňu podelia, ale išlo predovšetkým o to, akým spôsobom sa to vzhľadom na katastrofálnu hospodársku situáciu udeje. Vecnosť a šikovnosť pri jednaniach tu boli viac žiadané, než revolučná búrlivosť.

U opozičných skupín v NDR sa „okrúhly stôl“ ako originárny poľský vynález stretol s veľkým záujmom a bol vnímaný a praktizovaný ako napodobeniahodný príklad. Táto okolnosť sa v Poľsku v silnej miere prehliada. V súvislosti s „okrúhlym stolom“ v Poľsku jestvovali a jestvujú kontroverzie. Zástupcovia radikálnej opozície kritizovali, že za okrúhlym stolom sa prejavovala neprípustná zhoda s nepriateľom. Táto kritika sa neustále obnovuje, v posledných rokoch dokonca so zosilnenou vehemenciou.

Rok 1989 by ale nebol dostatočne popísaný bez zmienky o nemeckom znovuzjednotení a o zaužívaných medzinárodných vnímaniach a zvykoch, ktoré boli v tomto revolučnom roku masívne spochybnené a v žiadnom prípade nespôsobovali radosť niektorým európskym vládam. Čo sa stalo? Až do roku 1989 bolo v západnej Európe všeobecným konsenzom, že nemecká otázka bude nastolená až vtedy, keď budú splnené politické predpokaldy, čiže keď bude vytvorený európsky mierový poriadok. Realita však vyzerala úplne ináč.

Francúzsko a Veľká Británia boli pri predstave vytvorenia nekontrolovanej 80 miliónovej mocnosti alarmované. Pre čerstvo zvolenú vládu Mazovieckeho sa prostredníctvom nemeckého znovuzjednotenia naskytla šanca obozretne nahradiť staré záväzky vo Varšavskom pakte suverénnymi vzťahmi a novými partnerstvami so západom. Sympatie novej poľskej vlády voči demokratickej Spolkovej republike boli kvôli desaťbodovému plánu Helmuta Kohla ohľadne znovuzjednotenia Nemecka v decembri 1989 podrobené ťažkej skúške, pretože sa v nich Kohl vyhol hranici na riekach Odra a Nisa. Zmluva z roku 1970 platila len pre starú Spolkovú republiku, avšak nie pre znovuzjednotené Nemecko.

Gorbačovov súhlas so znovuzjednotením Nemecka a jeho príslušnosťou k NATO rezultoval hlavne z úvahy, že bolo nutné vzdať sa NDR a strednej Európy, aby sa o to viac mohla sústrediť pozornosť na ozdravenie Sovietskeho zväzu a aby pre tento účel získal pomoc západu. Čo ostáva, je jeho odvaha a jeho strategický výkon.

Dodnes sa prevrat epôch počas jesene národov nestal zakladateľským mýtosom – ani v prípade zjednoteného Nemecka, ani v prípade III. Poľskej republiky a ani v prípade rozšírenej Európy. Jürgen Habermas interpretoval kedysi udalosti roka 1989 ako „dodatočnú revolúciu“, teda ako pokus dobehnúť napojenie na civilizačný a ústavnoprávny vývoj, ktorý bol na západe už dávno ukončený. Tento inštitucionálny pohľad často nedoceňuje odlišné spomienky, skúsenosti a socializácie vo východnej a západnej Európe, tie originárne emancipátorské výkony od ľudového povstania dňa 17. júna 1953 až po Solidárnosť v rokoch 1980/81, ale aj nespočetné svedectvá jednotlivých ľudí a malých skupín – ktoré sú príkladmi sebauplatňovania, vynútenej slobody svedomia a vybojovaných ľudských a občianskych práv ako aj výkonov spoločenskej sebaorganizácie mimo stranícko-štátnych mocenských štruktúr.

Aj keď európsky kontinent už politicky prekonal „jaltský poriadok“, čiže rozdelenie na diktátorský východ a demokratický západ ako následok Druhej svetovej vojny, pôsobia aj tak kultúry spomínania východnej a západnej Európy aj naďalej vedľa seba, nezriedka proti sebe, ako keby sa nepriaznivé životné okolnosti za Železnou oponou vryli hlbšie do pamäte nasledujúce obyvateľov stredovýchodnej Európy, než to bolo v predstavách ľudí v západoeurópkych hlavných mestách možné. Podľa názoru Ralfa Dahrendorfa neznamená rok „1989“ v nemeckom intelektuálnom vedomí významný zlom tak ako vo vedomí zvyšku Európy a nie je ani momentom odľahčeného vydýchnutia nad dosiahnutým triumfom otvorenej spoločnosti. Na rozdiel od tohto ponímania vidí Dahrendorf rok „1989“ nielen ako globálnu cezúru, ale verí tiež, že rok „1989“ je pre novú Európu vhodný ako zakladateľský mýtos. [2]

Spätný pohľad na pôsobenie mužov a žien v stredovýchodnej Európe v roku 1989 je mimoriadnym spôsobom vhodný pre jeho chápanie ako príklad dávajúci zmysel pre sebarealizáciu civilnej spoločnosti v európskych dejinách slobody. Rok „1989“ by mal byť popri iným udalostiam v európskej kultúre spomínania zakotvený ako pevné miesto spomienok. Rok „1989“ predstavoval revolučné ľudové hnutie za demokratický ústavný štát, ktoré sa snažilo o prekonanie hraníc a dokázalo, že sa vždy a všade vypláca presadzovať a obhajovať dôstojnosť a slobodu jednotlivca. Rok 1989 je európskym miestom spomienok, pretože vôbec umožnil vytvorenie Európy v jej dnešnej podobe.

[1] Porovnanie Peter Bender, Návrat Nemecka. Nerozdelené povojnové dejiny 1945–1990, Štutgart 2007, str. 229 a nasledujúce.

[2] Ralf Dahrendorf, Opätovný začiatok dejín. Od pádu múru až po vojnu v Iraku. Prejavy a články, Mníchov 2004, str. 213.

Photo of the publication Rok 1989 – europejski czas pamięci
Burkhard Olschowsky

Rok 1989 – europejski czas pamięci

20 August 2011
Tags
  • upadek komunizmu
  • transformacja ustrojowa
  • Michaił Gorbaczow
  • jesień ludów
  • jesień narodów
  • porządek jałtański
  • przyczyny upadku komunizmu
  • najnowsza historia Europy

„Rok 1989 – Jesień Ludów w krajach Europy Środkowej i Wschodniej – fundamentalnie zmienił oblicze kontynentu. Jednakże w naszej świadomości jesień symbolizuje raczej koniec pewnej epoki niż początek nowej. Jesień Ludów oznacza upadek komunistycznego systemu w sferze wpływów Związku Radzieckiego. To rozpad porządku jałtańskiego, koniec dwubiegunowej konfrontacji pomiędzy Wschodem a Zachodem. Rozpadł się dotychczasowy porządek świata.”[1] 1989 rok oznacza również koniec „krótkiego” XX wieku, który rozpoczął się dramatycznie od rewolucji październikowej w 1917 roku.

Pytanie, dlaczego komunizm upadł, skłania do determinizmu retrospektywnego, tym bardziej że niewielu obserwatorów przewidziało moment i sposób, w jaki dojdzie do upadku komunizmu. Być może pytanie to należałoby sprecyzować w odniesieniu do ponad 70-letniego trwania komunizmu. Dlaczego komunizm nie trwał dłużej? Odpowiedzi na to pytanie nie można ani po prostu pominąć, ani też w całości uogólnić, gdyż pod uwagę należy wziąć czynniki zewnętrzne, a przede wszystkim różne uwarunkowania wewnętrzne, które w 1989 roku doprowadziły do upadku systemu komunistycznego w krajach Europy Wschodniej.

„6 czerwca 1989 roku Michaił Gorbaczow przemawiał w Strasburgu przed Radą Europy i poinformował swoich słuchaczy, że Związek Radziecki nie będzie stał na drodze reform w Europie Wschodniej. Następnego dnia zapewnił na konferencji państw Układu Warszawskiego w Bukareszcie, że każde państwo socjalistyczne ma prawo podążać swoją drogą bez ingerencji zewnętrznej.”[2] Zapowiadając, że nie będzie interweniował, odebrał przywódcom rzekomych państw braterskich jedyną podstawę ich politycznego legitymizmu, a mianowicie zapewnienie, nierzadko groźbę, interwencji militarnej ze strony Moskwy. Bez tego rodzaju zapewnienia reżimy poszczególnych krajów zostały politycznie osłabione. Po tym jak centrum imperium oświadczyło publicznie, że nie będzie, nie chce się kurczowo trzymać rubieży pozostających w sferze swoich wpływów, co na całym świecie przyjęto z uznaniem, kwestią – mniej lub bardziej przewidywalnego – czasu pozostało tylko, kiedy poddadzą się namiestnicy imperium w Warszawie, Budapeszcie, Berlinie Wschodnim, Pradze i Bukareszcie.[3]

Otwartą sprawą pozostało oczywiście, jak i w jakim kierunku nastąpi upadek komunizmu w tych państwach. Otwartą sprawą było również to, czy następcy Jaruzelskiego, Honeckera, Jakeša, Ceauşescu i Kadara posłużą się instrumentami władzy, którymi bez wątpienia jeszcze dysponowali. Tego, że nie była to nierealna opcja, dowodzi brutalne zachowanie policji i organów służby bezpieczeństwa mające miejsce w tle oficjalnych uroczystości z okazji jubileuszu 40-lecia istnienia NRD w dniu 7 października 1989, a także 17 listopada 1989 w Czechosłowacji. W Bukareszcie, po ucieczce Ceauşescu z dachu budynku partii w dniu 22 grudnia 1989, żołnierze nowo powstałego „Frontu Ocalenia Narodowego” (FSN)[4] prowadzili kilkudniowe potyczki z jednostkami Securitate. To ci ostatni, obawiając się utraty władzy i ujawnienia popełnionych przez nich zbrodni, postawili na przemoc. Sam Ceauşescu został stracony (przez swoich byłych protegowanych) w pośpiechu już w pierwszy dzień Bożego Narodzenia.[5]

O tym, jakie skutki mógł mieć scenariusz zdarzeń z użyciem siły, mieszkańcy Europy Środkowej i Wschodniej mogli się przekonać 4 czerwca 1989 roku – w dniu, w którym przywódcy komunistycznych Chin kazali strzelać do pokojowo nastawionych demonstrantów na Placu Niebiańskiego Spokoju. Dokładnie w tym samym dniu, kiedy w Polsce odbywały się pierwsze półwolne wybory. Gratulując przywódcom Chin stłumienia demonstracji, Egon Krenz jako członek biura politycznego zdyskredytował się moralnie, jeszcze zanim 17 października 1989 objął stanowisko sekretarza generalnego SED po Honeckerze. Już po dwóch miesiącach na nadzwyczajnym zjeździe partii SED bądź PDS[6] został odwołany z pełnionej funkcji.

Na europejskiej scenie przywódcy z roku 1989 świadomie unikali sięgania po argument siły między innymi ze względu na odstraszający przykład masakry z Placu Niebiańskiego Spokoju. Nie tylko polska rewolucja rozpoczęta w 1980 roku przez Solidarność, która zakończyła się w 1989 roku, przyjęła tego rodzaju samoograniczenie. Przez dziesiątki lat władzy reżimy komunistyczne, stosujące groźby i siłę, zaprzepaściły kredyt zaufania. Mimo wszelkiej posiadanej broni niejako w sposób wymuszony nauczyły swoich obywateli, jak bardzo nieodpowiednie jest stosowanie siły.

Chociaż w 1989 roku komunistyczne partie w Europie Środkowej i Wschodniej posiadały jeszcze instrumenty władzy, to brakowało im silnego przywództwa. „Tylko taka władza, która nie bała się rozlewu krwi, i to dużej ilości krwi, mogłaby sięgnąć po te środki. Komuniści nie zachowywali się już tak, jak mieli to w zwyczaju, gdy pojawiała się »kwestia władzy«, choć chińska partia komunistyczna dopiero co zademonstrowała, jak to się robi.

Zmieniło się coś, co miało decydujące znaczenie: na dole zniknęła obawa, a na górze odwaga. Na dole rosło zaufanie do samych siebie, a na górze ono znikało. Im bardziej dół rósł w siłę, tym bardziej zmniejszała się ona na górze.”[7] Osiem lat wcześniej polskie elity władzy pokazały, na co je stać, wprowadzając stan wojenny, gwałtownie zatrzymując rozwój podmiotowości polskiego społeczeństwa, był to krok, o który – zarówno na płaszczyźnie politycznej, jak i militarnej – upominali się sprawujący władzę w Moskwie, Berlinie Wschodnim i Pradze (w mniejszym stopniu w Budapeszcie), by w końcu z radością posłużyć się nim do celów propagandowych.

Społeczeństwa tych krajów w znacznym stopniu solidaryzowały się z sytuacją Polaków, czuły przecież, że władza komunistyczna była zachwiana jak nigdy dotąd. Jednakże nie chciały lub nie mogły one okazać otwartej sympatii dla odwagi Polaków. W 1989 roku żadne z kierownictw partii (z wyjątkiem rumuńskiej, a tam była to raczej Securitate) nie odważyło się zaryzykować użycia siły. W Berlinie Wschodnim i w Pradze wyczuwano, że nie ma co liczyć na pomoc Moskwy. Przed 1989 partie komunistyczne w Warszawie i w Budapeszcie powoli uwalniały się od paradygmatu leninowskiej partii kadrowej i szukały ratunku w podejmowaniu połowicznych reform gospodarczych, w zapewnieniu ograniczonej wolności kulturalnej oraz w narodowej polityce symboli. W 1989 roku kierownictwa wszystkich czterech partii komunistycznych nie były już pewne swoich fundamentów partyjnych, swojego przesłania, a przede wszystkim siebie samych, by móc cokolwiek przeciwstawić rewolucyjnym zapędom obywateli swoich państw.

„Niechęć do siły to wszystko, co łączyło wielu rewolucjonistów z 1989 roku. Była to nader mieszana grupa (...). Nierzadko należeli do nich reformatorzy komunistyczni, socjaldemokraci, liberalni intelektualiści, nacjonaliści, osoby będące zwolennikami gospodarki rynkowej, działacze katoliccy, przedstawiciele związków zawodowych, pacyfiści, konserwatywni trockiści i wielu innych. Ta wielka różnorodność stanowiła część ich siły: utworzyli oni de facto nieformalną grupę składającą się z organizacji obywatelskich i politycznych, która stanowiła zagrożenie dla państwa opartego na systemie jednopartyjnym.”[8]

Zaawansowana strukturalnie i typowa ideologicznie homogeniczność krajów pozostających pod wpływem Związku Radzieckiego sprawiła, że zagrożenie lub upadek kierownictwa partii komunistycznej w jednym z tych krajów nieuchronnie osłabiały legitymizm innego kierownictwa. „Wiarygodność opierała się częściowo na twierdzeniu (...), że jest się logicznym produktem idei postępu historycznego.”[9] To twierdzenie w dobitny sposób zostało zachwiane, np. przez zwykłe istnienie dziewięciomilionowego ruchu „Solidarność”, co z jednej strony w kierownictwie NRD wywołało przerażenie, z drugiej zaś w ČSSR i na Węgrzech budziło niepewność.

Zniszczenie legitymizmu władzy rządzącej przez skumulowaną siłę masy to chyba istotna cecha rewolucji. „Było tak w 1848 i w 1919 roku. Novum rewolucji z 1989 roku to tempo tego procesu. Myśl tę odzwierciedla często cytowane zdanie: „W Polsce trwało to dziesięć lat, na Węgrzech dziesięć miesięcy, w NRD dziesięć tygodni, a w Czechosłowacji dziesięć dni”.[10] „Jeszcze w październiku 1989 roku przewodniczący partii okresu przejściowego Imre Pozsgay na Węgrzech lub Egon Krenz w NRD wyobrażali sobie, że będą w stanie kontrolować i kierować swoim modelem pierestrojki.”[11] Były to zamiary, które dziesięć miesięcy później okazały się iluzją.

Do przyspieszenia i rozwoju sytuacji, nie dającej się już powstrzymać, przyczyniły się media. Przede wszystkim Węgrzy i Czesi mogli co wieczór oglądać w wiadomościach telewizyjnych swoją własną rewolucję. Wschodnich Niemców, którzy każdego wieczoru byli zajęci oglądaniem zachodniej telewizji, nie nachodziła już chęć emigrowania, lecz czuli, że są podmiotem historycznych zmian. Od Schwerina po Szeged telewizja stanowiła część wychowania politycznego, głosząc proste, ale wymowne przesłanie: „Są pozbawieni władzy” oraz „My tego dokonaliśmy”. Niezależnie od tego, czy są to zdjęcia z ekshumacji i przeniesienia szczątków Imre Nagiego z 16 czerwca 1989, z poniedziałkowych manifestacji w Lipsku z października 1989 czy manifestujących studentów praskich z 17 listopada 1989 roku. To wzniosłe uczucie odzyskania własnej godności, którą wywalczyli i entuzjastycznie świętowali Polacy w 1980 roku, stało się teraz zrozumiałe również dla Czechów, Słowaków, Węgrów i w szczególny sposób dla wschodnich Niemców.

W przeciągu kilku dni władze komunistyczne straciły to, czego pilnowały tak pieczołowicie, stosując ciągłe restrykcje, a mianowicie monopol informacyjny. Na zawsze minęła obawa osamotnienia, która kładła się cieniem na działalności opozycyjnej przede wszystkim w NRD i Czechosłowacji, siejąc niepewność i zniechęcenie.

Jednakże w Polsce transformacja, którą przyniósł rok 1989, nie zamieniła kraju w miejsce pamięci przepełnione kipiącą radością i emocjonalnym wzruszeniem. Podczas obrad Okrągłego Stołu, toczących się pomiędzy znaczną częścią opozycji a elitami władzy, nie chodziło już o to, by ci ostatni oddali lub podzielili się władzą, lecz przede wszystkim o to, w jaki sposób ma się to odbyć. Rzeczowość i umiejętność prowadzenia negocjacji były bardziej potrzebne niż rewolucyjny zapał. Większość polskiego społeczeństwa nie ukrywała wprawdzie swojej sympatii dla przedstawicieli opozycji, dla „Komitetu Obywatelskiego Solidarność”, ale już po zalegalizowaniu Solidarności nie udało się jednak osiągnąć mobilizacji społecznej i wzbudzić uczucia wolności z jesieni 1980 roku. W 1989 roku przeważało życzenie, by rząd utworzony w wyniku rozmów przy Okrągłym Stole i wyborów z czerwca 1989 roku możliwie jak najszybciej zapanował nad katastrofalną sytuacją gospodarczą i hiperinflacją.[12]

Okrągły Stół jako typowy polski „wynalazek” spotkał się z żywym zainteresowaniem wśród grup opozycyjnych w NRD i na Węgrzech, postrzegano go jako przykład godny naśladowania i stosowano w praktyce. To fakt, na który w Polsce w znacznej mierze przestano po prostu zwracać uwagę.[13] 10 listopada 1989 roku Lothar de Maizière, mówiąc: „ważne jest, abyśmy każdemu człowiekowi zwrócili poczucie wyjątkowości jako istocie stworzonej na podobieństwo Boga, jego subiektywizm oraz dojrzałość”[14], jako protestant nawiązywał wyraźnie do doświadczeń i postulatów Solidarności.

W Polsce istniały i nadal istnieją kontrowersje wokół oceny „Okrągłego Stołu”, które wpisują się zarówno w życie polityczne, jak i forum publicystyczne, choć pewną rolę grają również w dyskursie naukowym.[15] W debacie publicznej w ostatnich 20 latach zajmowane pozycje i stanowiska uległy nierzadko zmianie. Wcześniejsi zwolennicy Okrągłego Stołu stali się w międzyczasie jego krytykami. Ale i ówcześni krytycy nierzadko postrzegają Okrągły Stół w łagodniejszym świetle jako pozytywny impuls do zmiany systemu.[16]

Przede wszystkim przedstawiciele tego odłamu dawnej Solidarności, którzy w 1989 roku nie uczestniczyli w obradach Okrągłego Stołu, ale również emigracyjna „Kultura” zarzucała, że zawarto wówczas niedopuszczalną elitarną ugodę z przeciwnikiem.[17] Te słowa krytyki pojawiają się nieustannie i w gwałtowny sposób w odniesieniu do odnowionej III Rzeczpospolitej. Argument, który jest wysuwany przeciwko Okrągłemu Stołowi, to twierdzenie, że nie stanowi on żadnej jednoznacznej cezury, oddzielającej epokę komunizmu od ery demokracji. Poza tym miał on utrudnić moralne rozliczenie się z komunizmem. Ale przede wszystkim podkreśla się to, że dzięki niemu przedstawicielom starej nomenklatury umożliwiono uczestniczenie w procesie prywatyzacji. W wielu punktach krytyka ta jest bez wątpienia zasadna. Wątpliwa jest natomiast teza krytyków „Okrągłego Stołu”, że komunizm w Polsce był już na tyle osłabiony, że system tak czy siak załamałby się wkrótce, gdyby tylko masowy ruch opozycji zadał mu ostatni cios.[18] Te retrospektywne rozważania opierają się na fakcie, że Polska była pierwszym krajem posiadającym rząd, w którym przewagę mieli przedstawiciele zakazanej wcześniej opozycji, ale była też ostatnim krajem postkomunistycznym, w którym odbyły się w pełni wolne wybory. W tej retrospektywnej ocenie nie doceniono natomiast w dostatecznym stopniu sytuacji w polityce zagranicznej oraz niepewności w odniesieniu do potencjalnych reakcji ze strony Związku Radzieckiego. [19]

Upadek muru berlińskiego, o którym informację 9 listopada Günter Schabowski na konferencji prasowej przekazał do publicznej wiadomości niemalże przypadkowo, wywołał – pod względem emocjonalnym – niesamowicie szczęśliwą noc, która w zbiorowej pamięci większości Niemców znalazła swoje trwałe i należyte miejsce. W ankiecie przeprowadzonej w 2004 roku wśród Polaków i Niemców, która dotyczyła najważniejszego wydarzenia historycznego w ostatnim stuleciu, Niemcy opowiedzieli się za zjednoczeniem, a Polacy wskazywali na wybuch II wojny światowej.[20]

Ta odmienna ocena znajduje odzwierciedlenie nie tylko w uwadze historyczno-politycznej, która w Polsce jest poświęcana wydarzeniu z 1939 roku, a w Niemczech z 1989 roku. W Niemczech obserwuje się prawdziwą powódź wspomnień związanych z rokiem 1989 – towarzyszy jej debata na temat nadrzędnego charakteru wykładni historycznej: przedmiotem dyskusji jest zestawienie haseł „przełom” i „pokojowa rewolucja”. Można odnieść wrażenie, że w 2009 roku, w którym obchodzi się jubileusz upadku muru berlińskiego, żadne media nie chcą pozostać w tyle. Już na wiosnę 2009 roku branża wydawnicza wytyczyła temat przewodni tego roku jubileuszowego i na rynku pojawiło się wiele publikacji. Od początku lata rozgłośnie niemieckie oraz gazety informowały o roku 1989, poświęcając temu zagadnieniu zarówno małe „kroniki”, jak i większe rozprawy. Należy wspomnieć także wiele inicjatyw i stowarzyszeń, szczególnie we wschodniej części Republiki, których działalność – i często też powstanie – wiąże się z rewolucyjną jesienią roku 1989. Na berlińskim Alexanderplatz od maja 2009 można było oglądać wystawę zorganizowaną pod gołym niebem na temat „Pokojowej Rewolucji 1989/90”. Obok wystawy oznaczono w Berlinie na stałe miejsca pamięci i punkty informacyjne, które wskazywały na ważne historyczne miejsca pokojowej rewolucji, tak aby można było poznawać historię tam, gdzie się ona toczyła i żeby utrwalić ten szczególny moment historii wolności w powszechnej niemieckiej świadomości.[21]

Tego rodzaju działania mające na celu krzewienie pamięci o przeszłości śledzi się w Polsce z większą uwagą, aniżeli się je pomija. Niekiedy można odnieść w Polsce nieprzyjemne wrażenie, jakoby Niemcy, poprzez podkreślanie upadku muru i zasług Gorbaczowa, jak również otwarcia granic na Węgrzech, mieli pomniejszać wkład Polski w rozwój wydarzeń Jesieni Ludów z 1989 roku.[22]

Mur berliński to nie tylko symbol końca 28-letniego betonowego podziału Niemiec, lecz również miejsce pamięci o końcu podziału Europy. Mur berliński i podział Niemiec stanowiły geopolityczną blokadę Europy. Dopiero jego zburzenie umożliwiło nawiązanie kontaktów z Zachodem, w tym również przez Polskę. Historyczna rywalizacja na płaszczyźnie wspomnień nie ma w tym miejscu nie tylko żadnego sensu, lecz niemalże prowadzi do zafałszowania historii. Stocznia Gdańska i mur berliński były komunikacyjnymi naczyniami powiązanymi. Bez stoczni nie doszłoby do upadku muru, ale bez upadku muru i Zjednoczenia Niemiec Polska i Węgry z trudem wyzwoliłyby się z objęć sowieckiego brata. Polska opozycja z lat 70. i 80. dostrzegła ten fakt jak żadna inna – ku niezadowoleniu wielu polityków, również tych z Zachodu.[23]

Rok 1989 – jako czas pamięci – nie zostałby dostatecznie opisany, gdyby pominięto Zjednoczenie Niemiec oraz utarty międzynarodowy sposób postrzegania i stereotypy. W rewolucyjnym roku 1989 pojawiły się one w ogromnej ilości i zostały poddane w wątpliwość, nie wzbudzając tym samym wielkiej radości niektórych europejskich rządów. Co się stało? Do 1989 roku w Europie Zachodniej istniał ogólny konsensus, że kwestia niemiecka będzie przedmiotem dyskusji wtedy, gdy zostaną spełnione określone przesłanki polityczne, tzn. gdy zostanie stworzony europejski ład pokojowy. Rzeczywistość wyglądała w gruncie rzeczy zupełnie inaczej. Upadek muru oraz połączenie się Niemców ze Wschodu i Zachodu był, przynajmniej w pierwszych miesiącach, aktem wyzwalającym i emocjonalnym, który wywracał do góry nogami założenia polityki zagranicznej oraz jej priorytety. Zjednoczenie Niemiec stało się nagle możliwe i to zanim Europa porozumiała się w tej sprawie. „Cztery siły ponoszące odpowiedzialność za Niemcy w aspekcie swojej wolności działania widziały, że są ograniczone w dwojaki sposób: nie mogły dalej utrzymać podziału Europy, gdyż zjednoczenie dokonywało się w rzeczywistości od dołu; a Republika Federalna Niemiec – wyznaczająca sobie zjednoczenie za cel państwa – urosła do rangi średniej wielkości mocarstwa, którego interesy należało respektować.”[24]

Francja i Wielka Brytania były poważnie zaniepokojone tą przypuszczalnie niekontrolowaną siłą osiemdziesięciomilionowego narodu, zważywszy na to, że Margaret Thatcher tak czy owak nie brała na poważnie wspólnego porozumienia europejskiego. W swoich wspomnieniach Thatcher – jako zdecydowana antykomunistka – przyznaje, że nie przystoi, by „wschodni Niemcy nadal mieli żyć pod rządami komunistów”, jednakże w innym miejscu swoich wspomnień podejrzewa ich o „polityczną niedojrzałość” oraz o tendencje do „neofaszyzmu”, jakby później chciała usprawiedliwić swoje błędne stanowisko w kwestii niemieckiej.[25]

Dla świeżo wybranego rządu Tadeusza Mazowieckiego Zjednoczenie Niemiec niosło szansę na ostrożne zastąpienie starych zobowiązań zaciągniętych w Układzie Warszawskim przez nawiązanie niezależnych i nowych, partnerskich stosunków z Zachodem. Stanowisko Mazowieckiego wynikało z tradycji części polskiej opozycji demokratycznej, która – jako PPN[26] – opowiedziała się programowo za Zjednoczeniem Niemiec już w 1978 roku.[27]

Sympatia polskiego rządu dla demokratycznej Republiki Federalnej została wystawiona na ciężką próbę w momencie, gdy Helmut Kohl 7 grudnia 1989 roku przedstawił swój dziesięciopunktowy plan zjednoczenia Niemiec i pominął w nim kwestię granicy na Odrze i Nysie. W tej sytuacji polski rząd, a właściwie minister spraw zagranicznych Krzysztof Skubiszewski, wyraził swoje szczególne zaniepokojenie, bo przecież Układ z 1970 roku obowiązywał tylko starą Republikę Federalną Niemiec, a nie zjednoczone Niemcy. Lech Wałęsa ostrzegał: „Jeżeli ktoś się odważy ponownie podzielić Europę, wtedy Polska będzie musiała sobie przypomnieć Piłsudskiego i być gotowa na konfrontację siły”.[28]

Te obawy nie robiły jednak wrażenia na USA. Prezydent George Bush senior i jego minister spraw zagranicznych Baker dostrzegli wcześniej niż inni, że zjednoczenia Niemiec nie można było powstrzymać. Jak trafnie określił to Peter Bender, Stany Zjednoczone są dostatecznie silne i znajdują się w bezpiecznej odległości, przez co mogą sobie pozwolić na zjednoczone Niemcy.[29] Zjednoczenie Niemiec poprzez rozwiązanie NRD zmusiłoby dodatkowo Związek Radziecki do ostatecznego wycofania się z Niemiec Wschodnich, a całkiem prawdopodobne, że również z całej Europy Środkowej. Zjednoczenie Niemiec oznaczało dla Ameryki to, co w końcu osiągnęła, o co przez czterdzieści lat walczyła ze Związkiem Radzieckim, a mianowicie – zwycięstwo w Zimnej Wojnie.[30]

Zgoda Gorbaczowa na połączenie obu państw niemieckich i członkostwo Niemiec w NATO wynikała w zasadzie z uzmysłowienia sobie, że trzeba zrezygnować z NRD i Europy Środkowej, by móc się skoncentrować na uzdrowieniu Związku Radzieckiego, i w tym celu pozyskać pomoc Zachodu. Nawet jeżeli Gorbaczow przeliczył się co do swoich krytyków w kraju, to jego odwaga i dokonania strategiczne są nieocenione, i z pewnością na zawsze zapisze się on w podręcznikach historii.

Do dzisiaj epokowy przełom Jesieni Ludów nie stał się mitem założycielskim – ani dla zjednoczonych Niemiec, ani dla III Rzeczpospolitej, ani dla zjednoczonej Europy. Bo jakby inaczej niemiecki kanclerz mógł wpaść na pomysł ponownego zniesienia Dnia Jedności Niemieckiej? Jürgen Habermas określił kiedyś procesy zachodzące w 1989 roku jako „doganiającą rewolucję”, a więc jako próbę dogonienia rozwoju cywilizacyjnego i konstytucyjnego, który na Zachodzie już dawno się zakończył. W przeciwnym razie ten proces doganiania nie będzie mógł wnieść nic nowego do historyczno-politycznej tożsamości narodów.[31]

Ten instytucjonalny punkt widzenia nie docenia często w dostatecznym stopniu innego rodzaju wspomnień, doświadczeń i procesu socjalizacji w Europie Środkowej i Wschodniej, ale i pierwotnych emancypacyjnych dokonań zwłaszcza w odniesieniu do roku 1989.

„Rewolucje mające miejsce na jesieni 1989 roku nie pojawiły się ot tak, nawet jeśli niektórym może się dziś tak wydawać. Poprzedzały je inne wydarzenia – masowe protesty, powstania i strajki, te, które się nie powiodły, jak w przypadku 17 czerwca czy powstania węgierskiego z 1956 roku, jak i te, które się zakończyły się powodzeniem, jak ruch Solidarność. Są to również niezliczone świadectwa pojedynczych osób i małych grup – świadectwa wiary we własne możliwości i wymuszonej wolności sumienia oraz wywalczonych praw człowieka i obywatela, jak również dokonań społecznej samoorganizacji z dala od struktur władzy państwa partyjnego”.[32] Ludwig Mehlhorn nazwał ten proces „transformacją przez opór” zamiast „zmiany przez zbliżenie”.[33]

Na krótko przed rewolucyjnym rokiem 1989 Jerzy Turowicz, długoletni redaktor naczelny krakowskiego „Tygodnika Powszechnego”, stwierdził w swego rodzaju wspomnieniach: „Jeżeli jednak w pewnych sprawach nie dorastamy do Zachodu, to mamy za sobą szczególne doświadczenie historyczne, a myślę tu o naszej najnowszej historii. To doświadczenie umożliwia nam głębsze zrozumienie współczesnego świata i jego zagrożeń, daje nam pewną mądrość życiową, której Zachód nie posiada. Dlatego są sprawy, w których z ludźmi z Zachodu czasem trudno nam się dogadać.”[34]

Jeżeli kontynent nawet uporał się politycznie z porządkiem jałtańskim, tj. podziałem na dyktatorski Wschód i demokratyczny Zachód, stanowiący konsekwencję II wojny światowej, to kultury pamięci w Europie Wschodniej i Zachodniej funkcjonują nadal obok siebie, nierzadko przeciwko sobie, jakby za żelazną kurtyną ironia losu utkwiła w świadomości mieszkańców Europy Środkowej i Wschodniej głębiej, aniżeli uważa się to za możliwe w stolicach krajów Europy Zachodniej. Skutkuje to tym, że pamięć komunikacyjną na Wschodzie i Zachodzie 17 lat po rewolucji z 1989 roku wypełniają wspomnienia w małym stopniu zgodne ze sobą, a wzajemne postrzeganie – nie tylko na Zachodzie – odsłania brak zrozumienia i wyobraźni.[35]

W opinii Ralfa Dahrendorfa rok „1989” – w „niemieckiej świadomości intelektualnej” – „nie stanowi momentu przełomowego, jak ma to miejsce w pozostałej części Europy, a na pewno nie jest momentem przerwy na głęboki oddech czy też triumfem otwartego społeczeństwa”.[36] Dystansując się od tego stanowiska, Dahrendorf traktuje rok „1989” nie tylko jako cezurę o wymiarze globalnym, uważa, że rok „1989” może być dla Europy mitem założycielskim w takim stopniu, jak „czysta nauka wypływająca z dokonań rewolucji francuskiej – liberté, égalité, fraternité – (...) nadal stanowi przedmiot dyskusji politycznej”[37].

Retrospektywne spojrzenie na działania kobiet i mężczyzn z Europy Środkowej i Wschodniej w 1989 roku jest w szczególny sposób odpowiednie, by zostać uznane w historii wolności jako przykład działania skłaniającego do przemyśleń nad urzeczywistnianiem się społeczeństwa obywatelskiego w Europie. Wolfgang Eichwede określa ich mianem „dzieci oświecenia”, gdyż dzięki swojej odwadze, zaufaniu do opinii publicznej oraz sile swojego przykładu wysiały ziarno społeczeństwa obywatelskiego, które wzeszło w 1989 roku.[38]

Obok innych wydarzeń rok „1989” – jako trwały czas pamięci – musi zakorzenić się w europejskiej kulturze pamięci. Rok „1989” to czas rewolucyjnego ruchu narodów w walce o demokratyczne państwo prawa. Celem tego ruchu było lepsze życie bez nadzoru oraz pokonanie granic i dowiodło ono, że zawsze i wszędzie opłaca się stawać po stronie godności i wolności jednostki, i bronić tych wartości. Rok 1989 to europejski czas pamięci, gdyż dopiero on umożliwił powstanie Europy w jej obecnym kształcie.[39]

 


dr Burkhard Olschowsky (ur. 1969 w Berlinie) studiował historię i historię Europy wschodniej w Getyndze, Warszawie i Berlinie. W 2002 r. obronił doktorat na Uniwersytecie Humboldta w Berlinie. W latach 2003-2005 pracował jako wykładowca kontraktowy z dziedziny historii współczesnej i polityki na Uniwersytecie Humboldta. W latach 2004-2005 pracował w Federalnym Ministerstwie Transportu, Budownictwa i Mieszkalnictwa. Od maja 2005 pracownik naukowy w Federalnym Instytucie ds. Kultury i Historii Niemców w Europie Środkowej i Wschodniej. Od 2010 pracownik naukowy w Sekretariacie Europejskiej Sieci Pamięć i Solidarność.


[1] L. Mehlhorn, Das Jahr 1989 und das fortdauernde Problem der Delegitimierung des Kommunismus [w:] I. Syrunt, M. Zybura (red.) Die „Wende”. Die politische Wende 1989/90 im öffentlichen Diskurs Mittel- und Osteuropas, Hamburg 2007, s. 36 (36–41).

[2] T. Judt, Geschichte Europas von 1945 bis zur Gegenwart, München und Wien 2005, s. 727.

[3] Ibidem, s. 728.

[4] FSN – Frontul Salvǎrii Naţionale.

[5] G. Dalos, Der Vorgang geht auf. Das Ende der Dikataturen in Osteuropa, München 2009, s. 232 i następne.

[6] SED – Niemiecka Socjalistyczna Partia Jedności, PDS – Partia Demokratycznego Socjalizmu.

[7] P. Bender, Deutschlands Wiederkehr. Eine ungeteilte Nachkriegsgeschichte 1945–1990, s. 229 i następne.

[8] T. Judt, Geschichte Europas von 1945 bis zur Gegenwart, München und Wien 2005, s. 724.

[9] Ibidem, s. 722 

[10] T. G. Ash, Ein Jahrhundert wird abgewählt. Aus den Zentren Mitteleuropas 1980-1990, München, Wien 1990, s. 401.

[11] T. Judt, von 1945 bis zur Gegenwart, München und Wien 2005, s. 723.

[12] J. Skórzyński, Rewolucja okrągłego stołu, Kraków 2009, s. 141–145, 161–169.

[13] A. Schmidt-Schweitzer, Politische Geschichte Ungarns von 1985 bis 2002, München 2007, s. 98; D. Trutkowski, Der Sturz der Diktatur. Opposition in Polen und der DDR 1988/89, Berlin 2007, s. 96 i następne.

[14] Oświadczenie nowego przewodniczącego CDU w NRD Lothara des Maizièrego, 10.11.1989 [w:] G. Rein, Die protestantische Revolution 1987–1990, Berlin 1990, s. 288.

[15] A. Dudek, Polski rok 1989 i spory wokół jego postrzegania (artykuł w publikacji o „miejscach pamięci w Europie Środkowo-Wschodniej”, która wkrótce zostanie wydana).

[16] Lech Kaczyński o Okrągłym Stole: Duży stół, dużo alkoholu, Dziennik 4.2.2009; Borusewicz zaczął pozytywnie oceniać Okrągły Stół, PAP 3.2.2009; A. Hall, Okrągły Stół – ani rewolucyjny zryw, ani kapitulacja, Dziennik 30.1.2009.

[17] Jan Olszewski w rozmowie z Antonim Macierewiczem [w:] Głos nr. 54 (1989); „Solidarność Walcząca”: To kolejny wybieg władzy, Wywiad z Kornelem Morawieckim [w] Głos Solidarności nr.10 (1988); K. Gawlikowski, O polskim „kompromisie historycznym”, [w:] Kultura, nr. 3/498 (1989), s. (3-7); Z. Romaszewski, Minimalizm radykalny [w:] Kultura, nr.3/498, s. 11 (9-28).

[18] B. Wildstein, Elity się porozumiewały, tłum bił brawo [w:] Rzeczpospolita 5.2.2009; R. A. Ziemkiewicz, Sterta bzdur o Okrągłym Stole [w:] Rzeczpospolita 11.2.2009; A. Hall, Okrągły Stół – ani rewolucyjny zryw, ani kapitulacja [w:] Dziennik 30.1.2009; P. Winczorek, Tadeusz Mazowiecki bez lukru [w:] Rzeczpospolita 17.9.2009.

[19] J. Holzer, Polen und Europa. Land, Geschichte, Identität, Bonn 2007, s. 96.

[20] Reprezentatywna ankieta czasopisma GEO Spezial (sierpień/wrzesień 2004), przedruk [w:] Dialog, nr 68 (2004), s. 5.

[21] <http://www.havemann-gesellschaft.de> <http://revolution89.de/?PID=static,Revolutionsstelen,00020-Aktuelles_de> (stan z dnia 2.3.2010).

[22] Niemcy pamiętają o „Solidarności”, Wywiad z Frank-Walterem Steinmeierem [w:] Rzeczpospolita 9.2.2009; Świat uczcił upadek muru [w:] Dziennik 10./11.11.2009.

[23] K. Rogaczewska, Niemcy w myśli politycznej polskiej opozycji w latach 1976–1989, Wrocław 1998, s. 130–138; B. Olschowsky, Einvernehmen und Konflikt. Das Verhältnis zwischen der Volksrepublik Polen und der DDR 1980–1989, Osnabrück 2005, s. 442, 447.

[24] P. Bender, Deutschlands Wiederkehr. Eine ungeteilte Nachkriegsgeschichte 1945–1990, s. 246.

[25] M. Thatcher, Downing Street No. 10. Die Erinnerungen, Düsseldorf 1993, s. 1097 i następne, 1126 i następne.

[26] PPN – Polskie Porozumienie Niepodległościowe.

[27] P. Zariczny, Das geteilte Deutschland in der oppostionellen Publizistik Polens anhand von ausgewählten Beispielen [w:] Acta Universitatis Nicolai Copernici, zeszyt 371 (2005), s. 113 (99–119).

[28] Gazeta Wyborcza, 8.12.1989.

[29] P. Bender, Deutschlands Wiederkehr. Eine ungeteilte Nachkriegsgeschichte 1945–1990, s. 248.

[30] R. G. Powers, Not Without Honor. The History of American Anti-Communism, New York 1995; M. E. Sarotte, 1989. The struggle to create Post-Cold War Europe, Princeton 2009, s. 65–87.

[31] J. Habermas, Die nachholende Revolution, Frankfurt/Main 1990, s. 179–188.

[32] L. Mehlhorn, Das Jahr 1989 und das fortdauernde Problem der Delegitimierung des Kommunismus [w:] I. Syrunt, M. Zybura (red.) Die „Wende”. Die politische Wende 1989/90 im öffentlichen Diskurs Mittel- und Osteuropas, Hamburg 2007, s. 39 i następne.

[33] Konferencja Kirchliche Versöhnungsinitiativen und deutsch-polnische Verständigung, Berlin-Schwanenwerder 4.-5.11.2005, <http://hsozkult.geschichte.hu-berlin.de/tagungsberichte/id=972> (stan z 2.3.2010; artykuł obejmuje dwie konferencje).

[34] J. Żakowski, 3 ćwiartki wieku. Rozmowy z Jerzym Turowiczem, Kraków 1990, s. 127.

[35] Por. A. Paczkowski, Gedächtniswelten. Das „alte” und das „neue” Europa [w:] B. Kauffmann, B. Kerski (red.) Antisemitismus und Erinnerungskulturen im postkommunistischen Europa, Osnabrück 2006 (Puplikacje Deutsch-Polnischen Gesellschaft Bundesverband e. V. 10), s. 135–145.

[36] R. Dahrendorf, Der Wiederbeginn der Geschichte. Vom Fall der Mauer zum Krieg im Irak. Reden und Aufsätze, München 2004, s. 216.

[37] Ibidem, s. 213.

[38] W. Eichwede, Kinder der Aufklärung [w:] Kafka. Zeitschrift für Ostmitteleuropa 3 (2001), s. 8–13; B. Kerski, J. Giedroyc, Kultura und die Krise der europäischen Identität [w:] Ł. Galecki, B. Kerski (red.) Die polnische Emigration und Europa 1945–1990. Eine Bilanz des politischen Denkens und der Literatur Polens im Exil, Osnabrück 2000, s. 73–94, tu: s. 91 i następne.

[39] I. S. Kowalczuk, 1989 in Perspektive: Ralf Dahrendorfs Antiutopismus [w:] Merkur. Deutsche Zeitschrift für europäisches Denken 59, (2005) 1, nr. 669, s. 69 (65–69).

Photo of the publication Rok 1989 - koniec komunizmu w Polsce
Antoni Dudek

Rok 1989 - koniec komunizmu w Polsce

20 August 2011
Tags
  • Solidarność
  • komunizm
  • NSZZ
  • powstanie Solidarności
  • upadek komunizmu
  • historia PRL
  • transformacja ustrojowa
  • pierestrojka
  • Michaił Gorbaczow
  • Lech Wałęsa

Fala strajków latem 1980 r., a następnie będące jej konsekwencją narodziny NSZZ „Solidarność” zapoczątkowały nową, najgłębszą fazę kryzysu państwa komunistycznego w Polsce. Narastający od 1976 r. kryzys ekonomiczny doprowadził w 1980 r. do destabilizacji systemu politycznego opartego na hegemonicznej pozycji PZPR. Powstanie i trwający ponad rok okres legalnej działalności NSZZ „Solidarność” wprowadziły zasadnicze zmiany w świadomości społecznej, których nie była już w stanie zmienić polityka tzw. normalizacji zainicjowana po wprowadzeniu stanu wojennego w grudniu 1981 r. Rozbicie „Solidarności”, a następnie spacyfikowanie protestów społecznych, których apogeum miało miejsce 31 sierpnia 1982 r., gdy do demonstracji zwolenników związku doszło w 66 miastach, nie zatrzymało procesów gospodarczych, społecznych i politycznych, które przesądziły o wejściu ustroju PRL w stan chronicznego kryzysu, a następnie – po zmianie w sytuacji międzynarodowej – do jego upadku. Poniżej spróbuję wymienić najważniejsze czynniki, które w moim przekonaniu powodowały narastanie kryzysu, a konsekwencji załamanie systemu w 1989 r.

1. Zmiany w ZSRR. Ten czynnik pojawił się najpóźniej ze wszystkich, bowiem dopiero po proklamowaniu w 1986 r. przez Michaiła Gorbaczowa polityki pierestrojki, ale trzeba go wymienić w pierwszej kolejności, gdyż odegrał on decydującą rolę w nakłonieniu rządzącej Polską ekipy gen. Wojciecha Jaruzelskiego do podjęcia reform ustrojowych, które w konsekwencji doprowadziły do całkowitego załamania systemu. W lipcu 1986 r. Gorbaczow na posiedzeniu Biura Politycznego KC KPZR o państwach Europy Środkowo-Wschodniej stwierdził, że dłużej „nie można brać ich na swój kark. Główny powód – to gospodarka”. Oznaczało to, że na Kremlu zwycięża przekonanie, że zmiany wymaga model współpracy gospodarczej w ramach Rady Wzajemnej Współpracy Gospodarczej, którego podstawę stanowił rubel transferowy. Dostawy ropy i gazu ziemnego – głównych artykułów eksportowych ZSRR – do krajów RWPG po stałych cenach nie były korzystne dla gospodarki radzieckiej. Nie było też sprawą przypadku, że jednym z najważniejszych postulatów Moskwy wobec władz w Warszawie już po powstaniu rządu Tadeusza Mazowieckiego stało się jak najszybsze przejście na rozliczanie wzajemnej wymiany handlowej w dolarach USA.

Mimo wciąż ograniczonego stanu wiedzy na temat planów radzieckiego kierownictwa w drugiej połowie lat 80., można uznać za trafną ocenę Andrzeja Paczkowskiego, że „Gorbaczow dokonał czegoś w rodzaju częściowej amputacji na >doktrynie Breżniewa<, która straciła swój ideologiczny sens stając się coraz bardziej zasadą o charakterze geopolitycznym. Nie później niż w latach 1987-1988 dawna presja Moskwy na Warszawę ustąpiła, zastąpiona przez daleko idącą zgodność intencji i działań”. Ekipa gen. Wojciecha Jaruzelskiego miała zatem rozwiązane ręce w zakresie reform ustrojowych, co jednak nie przeszkadzało jej niemal do końca swych rządów posługiwać się radzieckim „straszakiem” w kontaktach z Zachodem, opozycją oraz Kościołem. Francuski badacz Jacques Levesque ocenia wręcz, że Jaruzelski długo nie wykorzystywał swobody działania, jaką otrzymał od Gorbaczowa.

2. Stan gospodarki. Wprawdzie w 1983 r. po raz pierwszy od pięciu lat zanotowano w Polsce wzrost PKB, ale nie był to rezultat rzeczywistych zmian w systemie ekonomicznym, a jedynie powrotu gospodarki do starych kolein, z których została wybita najpierw przez błędy ekipy Gierka, następnie strajki z lat 1980-81, a w końcu przez militaryzację wielu zakładów i sankcje ekonomiczne, jakie wobec PRL zastosowały państwa zachodnie. Już w 1985 r. tempo wzrostu gospodarczego uległo zahamowaniu bowiem – jak pisano w jednej z partyjnych analiz – „ze szczególną siłą dała o sobie znać bariera materiałowo-surowcowa (...) wynikająca z niedostatku zasobów krajowych oraz niskich możliwości importowych”.

Powtarzane przez ekipę Jaruzelskiego po wprowadzeniu stanu wojennego deklaracje o konieczności kontynuowania reform ekonomicznych, których rozpoczęcie ogłoszono w 1981 r., szybko okazały się propagandową fikcją. Jak trafnie zauważył w lutym 1982 r. gen. Jaruzelski: „Istnieje paradoksalne zjawisko towarzyszące reformie: z jednej strony liberalizacja zasad kierowania gospodarką, a z drugiej strony rygory wynikające ze stanu wojennego”. Rygory stanu wojennego nie były jednak główną przyczyną, która sprawiła, że nie udało się wprowadzić rzeczywistej reformy w niewydolnym systemie gospodarki PRL. Była nią faktyczna niereformowalność systemu, ujawniająca się w postaci niemożliwego do przełamania oporu stawianego przez kadrę zarządzającą gospodarką. Dobrze ilustruje to przykład 106 zjednoczeń przedsiębiorstw państwowych zlikwidowanych w 1982 r. w ramach reformy, w których miejsce powstały 103 zrzeszenia, różniące się od swoich poprzedników głównie nazwą. „Właściwie nie ma żadnej zinstytucjonalizowanej siły zajmującej się kompleksowo wprowadzaniem reformy do praktyki gospodarczej, brak jest podejścia do reformy jako kompleksu polityczno-gospodarczego” – stwierdzano w obszernej analizie sytuacji społeczno-politycznej opracowanej w MSW na polecenie gen. Czesława Kiszczaka w maju 1984 r.

Wedle Władysława Baki, pełniącego funkcję pełnomocnika rządu ds. reformy, na posiedzeniach Rady Ministrów w lipcu 1983 r. i czerwcu 1984 r. forsowano projekty zmierzające do otwartego „zdławienia reformy”. Jednym z ich głównych orędowników miał być wicepremier Zbigniew Messner, argumentujący, że „doprowadzony do końca model reformy społeczno-gospodarczej, który zarysował minister Władysław Baka, oznacza w istocie zmianę ustroju społeczno-politycznego” czyli upadek socjalizmu. Hasła o kontynuacji reformy miał wedle Baki bronić Jaruzelski, ale w rok później – na przeprowadzonej w Poznaniu Krajowej Naradzie Partyjno-Gospodarczej – zmienił zdanie i udzielił poparcia zachowawczym hasłom głoszonym przez Messnera. Po kilku miesiącach, w listopadzie 1985 r., ten ostatni objął stanowisko premiera, a Urząd pełnomocnika rządu ds. reformy został zlikwidowany. Do wprowadzania rzeczywistych reform przystąpił dopiero na przełomie 1988 i 1989 r. gabinet Mieczysława Rakowskiego, wprowadzając m.in. przepisy gwarantujące swobodę działalności gospodarczej oraz liberalizujące zasady obrotu gospodarczego z zagranicą. Gdyby wkrótce potem nie doszło do załamaniu sytemu politycznego, reformy Rakowskiego mogły doprowadzić do realizacji tzw. chińskiego modelu transformacji, czyli wprowadzenia gospodarki rynkowej przy zachowaniu autorytarnego systemu politycznego.

3. Zjawiska prywatyzacji państwa. Na tle ogólnej degrengolady ekonomicznej lat 80. znamiennym zjawiskiem był wzrost sektora prywatnego w gospodarce. W latach 1981-1985 zwiększył on poziom produkcji o blisko 14 proc., podczas gdy w tym samym czasie wytwórczość sektora państwowego zmniejszyła się o 0,2 proc. Przedsiębiorczość prywatna w dalszym ciągu podlegała jednak licznym ograniczeniom, a wielu członków kierownictwa PZPR krytycznie oceniało przejawy „nieuzasadnionego bogacenia się określonych środowisk”. Stopniowo jednak, szczególnie na średnim szczeblu aparatu władzy, coraz silniejsze było przekonanie, że bez rozbudowy sektora prywatnego nie uda się zaspokoić deficytu na rynku artykułów konsumpcyjnych.

W ramach sektora prywatnego szczególne miejsce zajmowało kilkaset tzw. spółek polonijnych, zakładanych z udziałem obcokrajowców polskiego pochodzenia na podstawie ustawy w lipca 1982 r. „Firmy polonijne wysysają z sektora państwowego wysoko wykwalifikowaną kadrę. Część pracowników przechodzi z central handlu zagranicznego, posiadają oni informacje o randze tajemnicy służbowej i państwowej. (...) Nierzadkie są też przypadki nieformalnych kontaktów z pracownikami resortów sprawującymi kontrolę nad firmami polonijnymi” - alarmowano w MSW w maju 1984 r.”.

Spółki polonijne stały się dla władz, a w szczególności dla funkcjonariuszy służb specjalnych (zarówno SB, jak i wojskowych) rodzajem poligonu doświadczalnego. Testowano w nich zachowania podmiotów działających w oparciu o mechanizmy rynkowe i wykorzystywano do działań operacyjnych. W ślad za tym następowało stopniowe oswajanie się części elity władzy z myślą o konieczności radykalnego zerwania z ustanowionym w latach 40. systemem gospodarczym, którego podstawę stanowiła własność państwowa. W ten sposób powstawał odpowiedni klimat dla wspomnianych już reform rządu Rakowskiego, których ubocznym rezultatem był proces tzw. uwłaszczenia nomenklatury.

4. Deregulacja systemu politycznego. Jej głównym przejawem stało się osłabienie pozycji PZPR, odgrywającej dotąd rolę hegemoniczną w systemie politycznym PRL. Kryzys lat 1980-1981, a następnie stan wojenny pozbawił PZPR około miliona członków. Dopiero w połowie dekady partia przestała się kurczyć, a jej liczebność ustabilizowała się poziomie 2,1 mln członków. Nie zdołano natomiast zatrzymać procesu starzenia się partii, w której odsetek ludzi do 29 roku życia stopniał z poziomu 15 proc. w 1981 r. do zaledwie 6,9 proc. w 1986 r., a średni wiek członka PZPR wzrósł do 46 lat. Podobny proces zaczął też zagrażać szeregom aparatu partyjnego, liczącym ponad 12 tysięcy funkcjonariuszy. Przegląd kadrowy funkcjonariuszy KC PZPR dokonany w końcu 1984 r. wykazał, że w latach 1985-1986 aż 23 proc. jego pracowników osiągnie wiek emerytalny. W tym samym czasie zaledwie 6 proc. z ponad sześciuset pracowników politycznych Komitetu Centralnego miało mniej niż 35 lat.

Partia komunistyczna starzała się, a równocześnie traciła wpływy, stając się w coraz większym stopniu nie tyle podmiotem systemu politycznego, co narzędziem w rękach różnych grup nacisku działających wewnątrz aparatu władzy. Najważniejszą z nich była część korpusu oficerskiego Wojska Polskiego. W pierwszym roku stanu wojennego na kierownicze stanowiska w aparacie partyjnym oddelegowano 32 oficerów WP, zaś do administracji państwowej kolejnych 88. Było wśród nich m. in. 11 ministrów i wiceministrów, 13 wojewodów i wicewojewodów oraz 9 sekretarzy KW PZPR. Do pracy w prokuraturze i sądownictwie cywilnym oddelegowano z kolei 108 „prawników w mundurach”.

Obok wojskowych znacząco wzrosła też w latach 80. rola wyższych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa oraz ludzi pracujących w aparacie gospodarczym. Wszyscy oni byli oczywiście członkami PZPR, ale w rzeczywistości bardzo często pozostawali w opozycji do różnych decyzji i rozwiązań forsowanych przez funkcjonariuszy aparatu PZPR. Do partii komunistycznej należało też kierownictwo Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych, które w zamierzeniu władz miało w świadomości społecznej zająć miejsce „Solidarności”. Aby jednak tak się stało, kierownictwo PZPR uznało, że liderzy OPZZ muszą dysponować znacznie większą autonomią od tej, jaką dysponowały dotąd wszystkie organizacje społeczno-polityczne z sojuszniczymi partiami ZSL i SD włącznie. „My musimy wbudować w nasz różnego rodzaju elementy opozycji w samej partii (…) prowadzące z naszych ustrojowych pozycji działania nas kontrolujące, ciągle szpileczki dające nam w siedzenie” – mówił na temat OPZZ w grudniu 1986 r. gen. Jaruzelski. Jednak OPZZ – skupiające blisko 7 mln członków – stało się z czasem siłą, która szczególnie w końcu lat 80. przyczyniła się znacząco do ograniczenia poziomu kontroli PZPR nad aparatem państwowym, a zwłaszcza tą jego częścią, która zajmowała się kierowaniem gospodarką.

5. Ewolucja nastrojów społecznych. Po wprowadzeniu stanu wojennego nastroje społeczne uległy względnej stabilizacji. W 1983 r. blisko 40 proc. badanych wierzyło, że sytuacja gospodarcza ulegnie poprawie, 8 proc. było przeciwnego zdania, natomiast pozostali – czyli ponad połowa – uważali, że pozostanie bez zmian lub nie mieli zdania. Ten stan swoistego wyczekiwania zaczął się zmieniać w połowie dekady i to w kierunku wyraźnie niekorzystnym dla władz. O ile w grudniu 1985 r. sytuację gospodarczą jako złą określało 46 proc. badanych, to w następnych miesiącach wskaźnik ten rósł dość systematycznie: 55 proc. w kwietniu, 58,5 proc. w grudniu 1986 r. i aż 69,1 proc. w kwietniu 1987 r. W następnych miesiącach było coraz gorzej, co w istotny sposób wpływało na stan świadomości elity władzy. Zespół trzech doradców gen. Jaruzelskiego, tworzony przez sekretarza KC PZPR Stanisława Cioska, wiceministra spraw wewnętrznych Władysława Pożogi oraz rzecznika prasowego rządu Jerzego Urbana w memoriale ze stycznia 1988 r. pisał na ten temat: „Nastroje spadły poniżej czerwonej kreski, czyli przekroczony został (...) punkt krytyczny wybuchu. Nie następuje on, gdyż skłonności wybuchowe są w społeczeństwie przytłumione przez różne stabilizatory (doświadczenie historyczne, w tym głównie 13 grudnia 1981 roku, rola kościoła, spadek wpływów opozycji, apatia)”. Oceniano, że stan taki wpływa negatywnie na aparat władzy, którego część „jak zawsze w okresie schyłkowym, poczyna kwestionować przywództwo, intrygować, projektować przyszłe konfiguracje personalne. Z czasem zacznie spiskować”. Proponowanie w związku z tym „dokonanie dramatycznego zwrotu, w którym mało byłoby słów, dużo czynów”. Ostatecznie taki zwrot, pod postacią okrągłego stołu, dokonał się w rok później.

Wedle Mirosławy Marody przyczynami pogarszania się nastrojów były „trzy typy doświadczeń o najszerszym zasięgu społecznym”. Pierwszym była nasilająca się inflacja, dewaluująca „dorobek jednostek i ich rodzin”. Drugim z kolei „poczucie dysproporcji między wysiłkiem wkładanym dla osiągnięcia i ochrony przyzwoitego standardu życia a jego efektami”. Jego głównym źródłem były utrzymujące się kłopoty w zaopatrzeniu (szczególnie w artykuły przemysłowe), co jaskrawo kontrastowało nie tylko z sytuacją istniejącą w krajach zachodnich, ale i w odwiedzanych na dużą skalę krajach bloku radzieckiego. Trzecim doświadczeniem generującym społeczną frustrację było wedle Marody „utrwalające się przekonanie, iż systemowo dostępne jednostkom sposoby działania prowadzą donikąd”. Dotyczyło to w szczególności ludzi młodych oraz szeroko rozumianej warstwy inteligencji, najbardziej dotkliwie odczuwających marazm narastający na przestrzeni lat osiemdziesiątych.

6. Działalność Kościoła i opozycji politycznej. W latach 80. Kościół katolicki przeistoczył się w oczach władz PRL z głównego przeciwnika władz w ważny czynnik stabilizacji nastrojów społecznych. Dlatego nie rezygnując do końca z różnych zakulisowych działań wymierzonych w duchowieństwo, czego symbolem stało się porwanie i zabicie przez funkcjonariuszy SB ks. Jerzego Popiełuszki, kierownictwo PZPR w praktyce pogodziło się z bezprecedensowym wzrostem potencjału Kościoła, jaki nastąpił w latach 80. Wyrażało się to zarówno w rekordowej liczbie powołań kapłańskich oraz budowanych świątyń (według danych rządowych w 1986 r. wznoszono ponad trzy tysiące obiektów sakralnych), jak i w szybkim rozwoju prasy i wydawnictw katolickich. W połowie dekady ukazywało się 89 czasopism katolickich, których jednorazowy nakład wynosił półtora miliona egzemplarzy. Liberalizacji uległa też polityka władz państwowych w zakresie erygowania nowych placówek kościelnych czy tworzenia Klubów Inteligencji Katolickiej. Struktury kościelne odgrywały też dominującą rolę w dystrybucji płynącej z Zachodu pomocy charytatywnej, a jej pokaźne rozmiary budziły nieustanny niepokój władz.

Władze spodziewały się, że liberalny kurs przyniesie stopniowo zwiększenie poziomu akceptacji systemu przez duchowieństwo. Jednak podwójna gra hierarchii kościelnej, obliczona na równoległe prowadzenie dialogu z władzami i dyskretne wspieranie umiarkowanej części opozycji, powodowała dezorientację w ekipie Jaruzelskiego. Zdawano sobie sprawę, że wsparcie Kościoła będzie konieczne dla dojrzewających od połowy dekady planów reform ustrojowych, ale nie potrafiono określić w jakim stopniu biskupi będą skłonni je podżyrować, ani też w jakim zakresie utożsamiają się oni z celami formułowanymi przez opozycję.

Tymczasem opozycja, mimo widocznego w połowie dekady osłabienia, stała się stałym czynnikiem generującym opór przeciwko systemowi. W końcu 1985 r. w MSW szacowano, że na terenie Polski istnieje około 350 różnych struktur opozycyjnych, z których ponad połowa działała na terenie zaledwie 5 z 49 istniejących wówczas województw: warszawskiego, wrocławskiego, gdańskiego, krakowskiego łódzkiego. W ocenie Służby Bezpieczeństwa ich aktyw tworzyło 1,5 tys. ludzi, zaś ponad 10 tys. pracowało jako kolporterzy, łącznicy i drukarze. Liczbę „aktywnych sympatyków” szacowano z kolei na 22 tys. ludzi, co łącznie miało dawać „około 34 tys. osób bezpośrednio zaangażowanych, w mniejszym lub większym zakresie, w nielegalną działalność”. Opozycja ta podzielona była na różne zwalczające się środowiska, ale generalnie mieściły się one w dwóch głównych nurtach, różniących się swoim stosunkiem do władz PRL. O ile nurt radykalny, w którym największym potencjałem dysponowała utworzona w 1982 r. przez Kornela Morawieckiego „Solidarność Walcząca”, dążył do zorganizowania strajku generalnego i obalenia reżimu w drodze rewolucyjnej, to nurt umiarkowany, skupiony wokół Lecha Wałęsy i działającej do 1986 r. w konspiracji Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej NSZZ „Solidarność” zakładał, że pogarszająca się sytuacja ekonomiczna oraz presja Zachodu zmuszą w końcu ekipę Jaruzelskiego do rozpoczęcia rozmów z opozycją. Z punktu widzenia władz istotne znaczenie miał fakt, że umiarkowany nurt opozycji był silniejszy od radykalnego i kiedy w 1988 r. kierownictwo PZPR zdecydowało się w końcu na rozmowy z Wałęsą i jego ówczesnymi współpracownikami, opozycyjni radykałowie okazali się zbyt słabi, by doprowadzić do sparaliżowania rozmów przy okrągłym stole, a następnie do zbojkotowania kontraktowych wyborów do parlamentu w czerwcu 1989 r.

 

 


prof. Antoni Dudek (ur. 1966) – politolog, zajmuje się najnowszą historią polityczną Polski. Członek Rady Instytutu Pamięci Narodowej.

Photo of the publication Rok 1956 – cezura dla historii Europy Środkowo-Wschodniej
Attila Pók

Rok 1956 – cezura dla historii Europy Środkowo-Wschodniej

20 August 2011
Tags
  • komunizm
  • rok 1956
  • powstanie na Węgrzech
  • opozycja
  • opór antykomunistyczny

Lata brzemienne w skutki, czasy przełomu w historii europejskiej i ogólnej, to tematyka interesująca nie tylko dla historyków, ale również polityków i pedagogów; kwestia ważna dla trudno definiowalnej, ale wszechobecnej polityki pamięci. Rok 1956 do takich lat bez wątpienia należy. Niniejszy tekst stanowi omówienie różnych jego aspektów.

Bezpośrednia droga od 1956 r. do 1991 r.?

Zasadniczym problemem pamięci zbiorowej dot. 1956 r. jest fakt, iż data ta w latach politycznych przełomów – 1989-91 – stała się symbolem oporu antysowieckiego, antykomunistycznego. Węgry i Polska w 1956 r., Czechosłowacja w 1968 r., Polska w 1980-81 r., jak i zdarzenia w NRD, Nadbałtyckich Republikach Sowieckich, w Czechosłowacji, Bułgarii, Rumunii, na Węgrzech i w Jugosławii w roku 1989 zostały pojęte jako elementy procesu teleologicznego, jak i jako historia wstępna rozpadu ZSRR. Wyobrażenie nieuchronnego rozwoju (od dyktatury po demokrację, od partii państwowej do systemu wielopartyjnego, od centralistycznej gospodarki planowej do liberalnej gospodarki rynkowej) dla wszystkich uczestników tego procesu było bez wątpienia inspirujące. Po krótkim czasie euforii zauważono jednak zasadnicze różnice w przełomach w danych krajach, co z kolei minimalizuje transgraniczne doświadczenia i utrudnia porozumienie na temat poszczególnych doświadczeń.

Jeżeli chodzi o interpretacje roku 1956, w szczególności duże znaczenie mają elementarne różnice pomiędzy Polską a Węgrami. W Polsce oficjalnie publikowano „referat” Chruszczowa wygłoszony podczas XX zjazdu KPZR, co odgrywało inspirującą rolę w procesie destalinizacji. Zwolniony po trzech latach aresztu reformujący komunista Władysław Gomułka na jesieni 1956 r. był zanadto popularny. Pomimo szybkiego niezadowolenia polskiego społeczeństwa z niego, Gomułka w latach 1956-57 przedstawiał się jako bohater narodowych interesów Polski w sytuacji, w której Związek Radziecki był tuż przed wkroczeniem do kraju. Węgierski premier Imre Nágy z kolei nie był w stanie wywrzeć stałego wpływu na wydarzenia, jego wizerunek bohatera nie jest w pierwszym stopniu związany z jego czynami w roku rewolucji 1956, lecz bardziej z jego śmiercią męczennika. Gdyby on i inne osoby nie zostały skazane, nigdy nie stali by się symbolami walki o wolność małego środkowoeuropejskiego narodu na terenie podlegającym hegemonii sowieckiej.

Patriotyzm i komunizm

Kolejny zasadniczy problem dotyczy stosunku patriotyzmu do komunizmu. Czy komunista może zachowywać się patriotycznie? Czy patriota co do zasady nie jest komunistą? György Litván rozróżnia pomiędzy dwoma lewicowymi (socjaliści reformujący i narodowi demokraci) i dwoma prawicowymi (narodowi konserwatyści i radykalni prawicowcy) obozami, które były nieufne wobec Związku Radzieckiego i żądały najszybszego wymarszu wojsk sowieckich z Węgier. Przez ten krótki moment w historii Węgier komuniści i antykomuniści wspólnie – mimo wszelkich wewnętrznych nurtów – krytykowali sowiecki imperializm. W walce o pamięć o 1956 r. wielu antykomunistów próbuje określić wszystkich komunistów jako służących interesom sowieckim. Grupa polskich i węgierskich komunistów z drugiej strony określa rok 1956 jako reformująco-komunistyczną próbę ukształtowania narodowego na rzecz ocalenia wartości socjalistycznych bez stalinowskiej samowoli. W tej samej walce inni komunistyczni węgierscy rok 1956 nazywają „kontrrewolucją” służącą restauracji na wskroś konserwatywnego reżimu z lat 1919-1944. Oficjalnie na Węgrzech do 1989 r. mówiło się natomiast o wojnie domowej, którą udało się ominąć dzięki pomocy wojsk sowieckich.

Po 1972 r. Janos Kádár próbował zastąpić pojęcie „kontrrewolucji” poprzez „tragedię narodową”, jednakże pierwsze pojęcie pozostało częścią oficjalnego języka partii do 28 stycznia 1989 r. Tego dnia Imre Pozsgay w biurze politycznym po raz pierwszy określił rok 1956 mianem uzasadnionego powstania ludu. Stwierdzenie to było tym bardziej znaczące, iż uszeregowanie w linie pozytywnych tradycji węgierskich stało się rdzeniem „kontrpamięci” i tym samym historycznej delegitymizacji reżimu Kádára. To zasadnicze przewartościowanie roku 1956 stało się jednocześnie warunkiem, po względem polityki pamięci, negocjacji pomiędzy przedstawicielami grup opozycyjnych i rządzącymi. W ten sposób doszło do całego szeregu symbolicznych zdarzeń: stracony 16 czerwca 1958 r. Imre Nágy wraz z innymi ofiarami został uroczyście pochowany 16 czerwca 1989 r. W 33. rocznicę wybuchu rewolucji, 23 października 1989 r., została proklamowana „Republika Ludowa” Węgier i tym samym włączona do demokratycznej tradycji Węgier. Wiele lat później, gdy Imre Mécs, uczestnik negocjacji po stronie opozycji, został zapytany, kto umożliwił owe negocjacje i wybrał ich uczestników, jego odpowiedź była zwięzła i jednoznaczna: tłumy na Placu Bohaterów w Budapeszcie z dnia 16 czerwca 1989 r.

Rok 1956 i wizerunek Związku Radzieckiego

Trzeci problem dotyczy roli roku 1956 dla wizerunku Związku Radzieckiego na arenie polityki światowej. Z perspektywy 1989 r. często rok 1956 przedstawia się jako początek końca Związku Radzieckiego, przy czym nawiązuje się do ciągu wydarzeń od Czechosłowacji w 1968 r. i Polski w 1980 r., aż po rozwiązanie Związku Radzieckiego 25 grudnia 1991 r. Historyczne znaczenie tego roku dotyczy jednak również i Trzeciego Świata. Zachowanie wielkich mocarstw Wielkiej Brytanii, Francji, Związku Radzieckiego i Stanów Zjednoczonych podczas sytuacji kryzysowych roku 1956 (Polska, Węgry, Suez) było decydujące na tle ich pozycji jako władz kolonialnych, bądź globalnych graczy. Wspieranie rozwijającego się Egiptu względem brytyjskiego i francuskiego imperializmu zwiększyło wiarygodność Związku Radzieckiego nie tylko wśród krajów „Trzeciego Świata”.

Stany Zjednoczone nie zrobiły wiele w interesie uwolnienia „captive nations”, jedynie poważnie traktowały one stłumienie komunistycznej ekspansji (containment). Związek Radziecki nie bez sukcesów przedstawiał się jako przyjaciel antykolonialnych, w głównej mierze afrykańskich krajów. Do końca lat 60-ych 31 państw afrykańskich odzyskało niepodległość. Był to proces, dzięki któremu Związek Radziecki uzyskał światowe poważanie, a obraz gnębiciela węgierskiej walki o wolność zbladł. Proces dekolonizacji stanowił linię frontową Zimnej Wojny, przy której możliwe były zmiany, o których w sferze władzy w Europie Środkowo-Wschodniej pod rządami sowieckimi w tych czasach i tak nie mogło być mowy. 

1956 jako cezura dla kultury

Rok 1956 stanowił cezurę dla kultury. Inaczej niż w sferze politycznej, sowiecka kontrola w obszarze kulturowym wraz z odwilżą w Europie Środkowo-Wschodniej znacznie malała. Brutalne stłumienie rewolucji węgierskiej bardzo zaszkodziło partiom komunistycznym i socjaldemokratycznym w Europie Zachodniej. Mniej znane jest rozczarowanie Ameryką, jako potencjalnym wspierającym „narodów uwięzionych”. Dla tego tzw. pokolenia lat 68-ych to rozczarowanie doprowadziło między innymi do przewartościowania pojęcia „Zachodu” na rzecz konotacji bardziej kulturowej. Doświadczenia z 1956 r. pokazują, że w świecie politycznie dwubiegunowym i bez możliwości wprowadzenia zasadniczych politycznych zmian, kultura mimo dobrze pilnowanych granic potrafi zachować mosty.

Dla pokoleń dorastających po 1956 r. w Europie Środkowo-Wschodniej Zachód nie kojarzył się  IBM, de Gaullem czy Kennedym, lecz bardziej z Hemingwayem, Sartrem, Pasolinim, ale i z Brigitte Bardot czy „Buszującym w zbożu” Salingera. Do tych, którzy pilnowali owych mostów kulturowych pomiędzy Wschodem a Zachodem należeli Szostakowicz, Wajda, Gombrowicz, Örkény, Heym czy Kundera – wymieniając jedynie kilka znanych osobistości życia kulturowego. Po odwilży niemożliwy był powrót do rozgraniczenia lub wręcz do wzorów „socjalistyczno-realistycznych”.

Wnioski

Rok 1956 stanowił cezurę dla wszystkich społeczeństw bloku sowieckiego: wydarzenia w Polsce i na Węgrzech promieniowały na kraje Europy Środkowo-Wschodniej i animowały do oporu. Pamięć roku 1956 nauczyła, że zmiany i modyfikacje systemu sowieckiego w centrum władzy są tak samo możliwe, jak w krajach satelitowych podjęcie próby uwolnienia spod hegemonii sowieckiej za pomocą przemocy w sposób nieunikniony ciągnęło za sobą przemoc, i że dwubiegunowość świata z poszczególnymi obszarami zainteresowania obu supermocarstw wzmocniło się politycznie, lecz nie kulturowo. Pamięć 1956 r. miała mały wpływ na programy ruchów reformistycznych i protestacyjnych „Praskiej wiosny” czy Solidarności. Stała się bardziej znakiem ostrzegawczym dla rozległej chęci władzy rządów moskiewskich i ich lokalnych przywódców. Rok 1956 stanowił bez wątpienia cezurę sięgająca poza Europę Środkowo-Wschodnią, jednak jedynie w stopniu ograniczonym ustanowienie zbiorowej europejskiej pamięci. Zbyt różnorodne były zdarzenia i zbyt różnorodne doświadczenia na Wschodzie i Zachodzie.


prof.Attila Pók – historyk, członek Prezydium Węgierskiej Akademii Nauk i zastępca dyrektora Instytutu Historii Węgierskiej Akademii Nauk. W latach 1996-2008 był wiceprzewodniczącym Komisji Historycznej WAN. Członek kadry naukowej Instytutu Studiów Europejskich w Wiedniu i profesor na wykładach gościnnych na Wydziale Historii Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku.

Photo of the publication Rok 1956 – cezúra dejín stredovýchodnej Európy
Attila Pók

Rok 1956 – cezúra dejín stredovýchodnej Európy

20 August 2011
Tags
  • 1956
  • Solidarity
  • European Network Remembrance and Solidarity
  • Europe
  • End of Communism

Osudové roky, prevratné roky európskych, všeobecných dejín sú témou, ktorá je mimoriadne zaujímavá nielen pre historikov, ale samozrejme aj pre politikov, pedagógov a taktiež pre ťažko ponímateľnú ale všade prítomnú všeobecnú kultúru spomínania. Rok 1956 je bezpochyby takým rokom, ktorý má byť v nasledujúcom texte na základe niekoľkých tézobjasnený.

 

1. Priama cesta od roku 1956 až po rok 1991?

Základným problémom kolektívnej pamäte na rok 1956 je okolnosť, že tento dátum bol v rokoch politického prevratu 1989–91 symbolom antisovietskeho a antikomunistického odporu. Maďarsko a Poľsko v roku 1956, Československo v roku 1968, Poľsko v rokoch 1980–81 ako aj udalosti v NDR, v pobaltských republikách Sovietskeho zväzu, v Československu, Bulharsku, Rumunsku, Maďarsku a Juhoslávii boli v roku 1989 vnímané ako časti teleologického procesu a ako prehistória rozpadu Sovietskeho zväzu. Predstava nezvrátiteľného vývoja (od diktatúry k demokracii, od jednej štátnej strany k systému viacerých strán, od centralizovaného riadeného hospodárstva k liberálnemu trhovému hospodrástvu) bola pre zúčastnených bezpochyby inšpirujúca. Po krátkom čase eufórie sa však ukázali zásadné rozdiely medzi jednotlivými prevratmi v týchto krajinách, čo zase minimalizuje cezhraničné skúsenosti a sťažuje porozumenie určitých udalostí.

V súvislosti s interpretáciami roka 1956 sú podstatné predovšetkým elementárne rozdiely medzi Maďarskom a Poľskom. V Poľsku sa Chruščovov „tajný prejav“ na XX. Straníckom sneme Komunistickej strany Sovietskeho zväzu oficiálne rozšíril a hral v procese destalinizácie inšpirujúcu rolu. Reformný komunista Władysław Gomułka, ktorého v roku 1954 po viac než trojročnej väzbe prepustili na slobodu, sa na jeseň v roku 1956 stal mimoriadne populárnym. Napriek tomu, že poľskú spoločnosť čoskoro sklamal, dokázal sa Gomułka v rokoch 1956–57 prezentovať ako záchranca národných záujmov v situácii, v ktorej Sovietsky zväz stál krátko pred vpádom do krajiny. Maďarský predseda vlády Imre Nágy naproti tomu nedokázal trvale ovplyvniť priebeh udalostí. Jeho imidž hrdinu nie je primárne spojený s jeho činnosťou v revolučnom roku 1956 ale skôr s jeho mučeníckou smrťou. Keby on a iné osoby neboli popravené, nikdy by sa nestali symbolmi túžby po slobode jedného malého stredoeurópskeho národa v sovietskej mocenskej oblasti.

2. Patriotizmus a komunizmus

Druhý základný problém sa týka pomeru patriotizmu a komunizmu. Môže sa komunista správať vlastenecky? Alebo naopak je definične vylúčené, aby bol patriot komunistom? György Litván rozlišuje medzi dvomi ľavicovo zmýšľajúcimi (reformní socialisti a národní demokrati) a dvomi pravicovo zmýšľajúcimi (národní konzervatívci a radikálne pravicoví) tábormi, ktoré boli voči Sovietskemu zväzu nedôverčivé a ktoré žiadali čo najrýchlejší odchod sovietskych vojsk z Maďarska. V tomto krátkom priaznivom momente maďarských dejín zdieľali komunisti a antikomunisti – napriek všetkým interným prúdeniam – spoločne kritiku sovietskeho imperializmu. V boji o spomienky na rok 1956 sa snažia mnohí antikomunisti označiť všetkých komunistov ako prisluhovačov sovietskych záujmov. Istá skupina poľských a maďarských komunistov považuje rok 1956 na druhej strane za reformno-komunistický pokus národného razenia o zachovanie socialistických hodnôt oslobodených od stalinistickej svojvôle. V tom istom boji nazývajú iní maďarskí komunisti rok 1956 „kontrarevolúciou” pre znovunastolenie arcikonzervatívneho režimu z rokov 1919-1944. V oficiálnych maďarských zdrojoch sa až do roku 1989 naproti tomu hovorí o občianskej vojne odvrátenej pomocou sovietskych vojsk.

Po roku 1972 sa Janos Kádár pokúšal nahradiť pojem „kontrarevolúcia” pojmom „národná tragédia”, avšak pojem kontrarevolúcie zostal časťou oficiálnej straníckej slovnej zásoby až do 28. januára 1989. V tento deň hovoril Imre Pozsgay v politickom byre po prvýkrát o udalostiach v roku 1956 ako o oprávnenom ľudovom povstaní. Tento prejav bol o to významnejší, keďže začlenenie do línie pozitívnych maďarských tradícií sa stalo jadrom „protispomienky” a tým historickej delegitimácie Kádárovho režimu. Toto dôkladné prehodnotenie roku 1956 sa zároveň stalo spomienkovo-politickým predpokladom pre rokovania medzi zástupcami opozičných skupín a držiteľmi moci. Týmto spôsobom došlo k rade symbolických udalostí: Imre Nágy, ktorý bol 16. júna 1958 popravený, bol spolu s ostatnými obeťami dňa 16. júna 1989 slávnostne pochovaný. Dňa 23. októbra 1989, v deň 33. výročia vypuknutia revolúcie bola „Ľudová republika” Maďarsko vyhlásená za republiku a tým bola začlenená do demokratickej tradície Maďarska. O mnoho rokov neskôr, keď Imre Mécs ako účastník rokovaní na strane opozície na otázku, kto tieto rokovania umožnil a kto vybral jeho účastníkov, odpovedal krátko a jednoznačne: masy na Námestí hrdinov v Budapešti dňa 16. júna 1989.

3. Rok 1956 a reputácia Sovietskeho zväzu

Tretí problém sa týka roly roku 1956 pre svetovo-politickú reputáciu Sovietskeho zväzu. Z perspektívy roku 1989 bol rok 1956 často znázorňovaný ako začiatok konca Sovietskeho zväzu, pričom sa berie ohľad na reťazec udalostí počnúc Československom v roku 1968 cez Poľsko v roku 1980 až do rozpadu Sovietskeho zväzu dňa 25. decembra 1991. Historický význam tohto roku sa naproti tomu v neposlednom rade týka tretieho sveta. Postoj veľmocí Veľkej Británie, Francúzska, Sovietskeho zväzu a Spojených štátov amerických v priebehu krízovej situácie v roku 1956 (Poľsko, Maďarsko, Suez) bol na pozadí ich pozícií ako koloniálnych mocností prípadne ako globálnych hráčov určujúci. Podpora rozvojovej krajiny Egypta naproti britskému a francúzskemu imperializmu zvýšila hodnovernosť Sovietskeho zväzu nielen medzi krajinami „tretieho sveta“.

USA v záujme oslobodenia „captive nations” neurobili veľa, zobrali vážne len zamedzenie komunistickej expanzie (containment). Sovietsky zväz sa prejavil nie bezúspešne ako priateľ antikoloniálnych, hlavne afrických krajín. Až do konca šesťdesiatych rokov dosiahlo 31 afrických štátov svoju nezávislosť. Tento proces dopomohol Sovietskemu zväzu k celosvetovému uznaniu, naproti tomu jeho obraz utlačovateľa maďarského boja za slobodu vybledol. Tento dekolonizačný proces bol vojnovou líniou Studenej vojny, na ktorej boli zmeny možné, avšak v sovietskej mocenskej sfére v stredovýchodnej Európe v tom čase o tom nemohlo byť ani reči.

4. Rok 1956 ako kultúrna cezúra

Rok 1956 predstavoval kultúrnu cezúru. Ináč než v politickej sfére sa sovietska kontrola v oblasti kultúry v stredovýchodnej Európe všade postupne uvoľňovala. Brutálne potlačenie maďarskej revolúcie veľmi uškodilo komunistickým a sociálnodemokratickým stranám v západnej Európe. Menej známe je sklamanie z postoja Ameriky ako potenciálneho podporovateľa “zajatých národov”. Pre takzvanú generáciu roku 1968 viedlo toto sklamanie medzi iným k prehodnoteniu pojmu “západ” v prospech silnejšej kultúrnej konotácie. Skúsenosti z roku 1956 ukázali, že v politicky bipolárnom svete a bez možnosti presadiť zásadné politické zmeny dokáže kultúra napriek silne stráženým hraniciam udržať otvorené mosty.

Pre generácie stredovýchodnej Európy, ktoré vyrástli po roku 1956, boli symbolmi západu menej IBM, de Gaulle alebo Kennedy než skôr Hemingway, Sartre, Pasolini, ale aj Brigitte Bardot a Salingerov román „Kto chytá v žite“. K tým, ktorí sa podieľali na otváraní kultúrnych mostov medzi východom a západom, patrili významné osobnosti kultúrneho života, okrem iného napríklad Šostakovič, Wajda, Gombrowicz, Örkény, Heym alebo Kundera. Po tomto uvoľňovaní už návrat k ohraničovaniu alebo dokonca k „socialisticko-realistickým“ vzorom nebol len tak jednoducho možný.

5. Závery

Rok 1956 bol cezúrou pre všetky spoločnosti sovietskeho bloku: udalosti v Poľsku a Maďarsku ovplyvňovali krajiny stredovýchodnej Európy a podnecovali k odporu. Spomienka na rok 1956 priniesla poznanie, že zmeny a modifikácie sovietskeho systému sú možné tak v mocenskom centre ako aj v satelitných štátoch, ale že pokus o násilné oslobodenie sa od sovietskej nadvlády nevyhnutne naproti tomu privodil násilie a že dvojpólovosť sveta s príslušnými sférami záujmov oboch superveľmocí sa síce politicky, nie však kultúrne upevnila. Spomienka na rok 1956 mala na programy refomných a protestných hnutí „Pražskej jari“ alebo Solidárnosti len malý vplyv, stala sa skôr výstrahou pre moskovské vedenie a jeho lokálnych držiteľov moci s ohľadom na ich rozsiahle nároky na vládnutie. Rok 1956 bol bezpochyby cezúrou, ktorá presiahla hranice stredovýchodnej Európy, avšak len do istej miery prispela ku konštituovaniu kolektívnej európskej pamäte. Príliš rôznorodé boli tieto udalosti a príliš rozdielne boli skúsenosti na východe a na západe.

Photo of the publication Powstanie Warszawskie w świadomości Polaków. Muzeum Powstania Warszawskiego jako miejsce pamięci.
Paweł Ukielski

Powstanie Warszawskie w świadomości Polaków. Muzeum Powstania Warszawskiego jako miejsce pamięci.

20 August 2011
Tags
  • komunizm
  • totalitaryzm
  • polityka historyczna
  • pamięć zbiorowa
  • nazizm
  • Powstanie Warszawskie
  • historia Polski
  • rok 1944
  • Muzeum Powstania Warszawskiego

Paweł Ukielski, Zastępca Dyrektora Muzeum Powstania Warszawskiego

Powstanie Warszawskie jest jednym z wydarzeń kluczowych dla zrozumienia historii Warszawy, Polski, Europy Środkowej, a także II wojny światowej. Tłumaczy bowiem z jednej strony tożsamość miasta, które w 1944 r. zostało całkowicie starte z powierzchni ziemi, z drugiej wyjaśnia zniewolenie Polski i Europy Środkowej po wojnie, z trzeciej zaś stanowi ostatni przykład faktycznej współpracy niemiecko-sowieckiej w dążeniu do unicestwieniu polskiej stolicy. Powstanie ukazuje, że wojna nie była prostą walką dobra ze złem (jak często jest postrzegana na zachodzie Europy), lecz brały w niej udział trzy strony o różnych celach – dwa systemy totalitarne i świat demokracji zachodnich. W trakcie jej trwania zmieniły się sojusze – Zachód sprzymierzył się z jednym z totalitaryzmów, aby pokonać drugi, zaś cenę za ten sojusz zapłaciła Europa Środkowa.

Powstanie Warszawskie nigdy nie weszło do światowego kanonu pamięci. Stało się tak dlatego, że nie zależało na tym nikomu – ani komunistycznym władzom Polski, ani Kremlowi, ani nawet zachodnim aliantom. Pamięć o Powstaniu przez lata komunizmu była gorliwie zakłamywana – różne było natężenie i charakter kłamstw, jednak władze nie mogły się zgodzić na powiedzenie o nim pełnej prawdy, gdyż całkowicie zdelegitymizowałoby to ich rządy. Dopuszczając do oficjalnego ujawnienia pełnej prawdy o Powstaniu nie sposób byłoby nie powiedzieć o legalnym państwie polskim, które przez ponad dwa miesiące funkcjonowało na niewielkim skrawku terytorium Polski, o władzach, które funkcjonowały niezwykle sprawnie jak na ekstremalne warunki, w których przyszło im działać, wreszcie o projekcie ustrojowym Polski powojennej, który został przygotowany, a którego zręby opublikowano w „Dziennikach Ustaw”. Z tego powodu po okresie najgorszej i najbardziej prymitywnej propagandy stalinowskiej, wraz z „odwilżą” w 1956 r. dopuszczalne stało się chwalenie „bohaterów Powstania”, jednak już nie jego dowódców, czy szerzej – Armii Krajowej. Pomijana był całkowicie państwowotwórcza strona działalności Polskiego Państwa Podziemnego, legalizm władz, formowanie się społeczeństwa obywatelskiego oraz sytuacja międzynarodowa.

W 1989 r. Fukuyama ogłosił „koniec historii”, prognozując, że wraz z upadkiem komunizmu zakończył się okres wielkich konfliktów ideologicznych i cały świat zmierza w kierunku przyjęcia demokracji liberalnej. W Polsce w latach 90. ów „koniec historii” przyjął formę hasła „budujmy przyszłość, przeszłość zostawmy historykom” oraz wypchnięcia kwestii związanych z pamięcią zbiorową poza nawias głównego nurtu debaty publicznej. Doszło do paradoksalnej sytuacji, w której wprawdzie pojawiła się pełna swoboda badań historycznych i prezentowania ich wyników, jednak efekty ich prac nie trafiały do szerszego odbiorcy.

Na początku obecnego stulecia na całym świecie dał się zauważyć powrót historii oraz kwestii związanych z tożsamością do debaty publicznej. Symbolicznym momentem przełomowym były zamachy terrorystyczne 11 IX 2001. W Europie również miały miejsce dość istotne przewartościowania polityki historycznej – przykład mogą tu stanowić Niemcy czy Rosja (zwłaszcza ich stosunek do pamięci o II wojnie światowej). Zmiany w tym czasie zaczęły zachodzić również w Polsce, gdzie coraz częściej zdawano sobie sprawę, że nie da się zbudować świadomego i nowoczesnego społeczeństwa bez wspólnoty pamięci, że „zimny” projekt wspólnoty opartej wyłącznie o więzy gospodarcze nie funkcjonuje dobrze.

W tej atmosferze zmian zapadła decyzja o budowie Muzeum Powstania Warszawskiego. Historia tego projektu sama w sobie stanowi niezwykle interesujący przyczynek do historii Polski powojennej i stosunku kolejnych władz do pamięci zbiorowej. Pomysł upamiętnienia pojawił się już w latach 40., następnie odżył w latach pierwszej „Solidarności”, zaś przez kilkanaście lat III Rzeczpospolitej wciąż powracał jako temat aktualny, ale mniej ważny i niemogący doczekać się realizacji. Dopiero w 2003 r. ówczesny prezydent Warszawy, Lech Kaczyński, podjął decyzję o jego lokalizacji, wyznaczył pełnomocnika ds. budowy – Jana Ołdakowskiego oraz termin otwarcia – 60. rocznica wybuchu Powstania.

Podczas projektowania ekspozycji Muzeum przyjęto kilka podstawowych założeń. Po pierwsze powinno być to muzeum narracyjne, w sposób płynny opowiadające pewną historię. Narracji, wieloaspektowej opowieści o Powstaniu Warszawskim zostały zatem podporządkowane wszystkie środki wyrazu – fotografie, filmy, informacje tekstowe, multimedia, instalacje scenograficzne, czy wreszcie również obiekty. Po drugie, ekspozycja winna wciągać widza w opowiadaną historię, wykorzystać wszelkie środki, aby spróbować oddać atmosferę powstańczych dni. Po trzecie zaś nie powinno pozostawić nikogo obojętnym, zmusić do indywidualnego przemyślenia obejrzanej historii. W tym sensie Muzeum Powstania Warszawskiego jest placówką interaktywną – nie dlatego, że wykorzystuje nowoczesne środki multimedialne, ale dlatego, że wciąga widza w interakcję z historią.

Istotnym zagadnieniem była kwestia, kto powinien być głównym odbiorcą ekspozycji. Naturalne wydawało się zwrócenie w kierunku odbiorcy młodego, takiego, którego trzeba przekonać, że historia może być ciekawa, nie stanowi jedynie zbioru dat i faktów, że ludzie, którzy walczyli w Powstaniu byli tacy sami jak on. Drugą grupą, o którą należało zadbać, szczególnie w kontekście niewielkiej wiedzy o polskiej historii byli obcokrajowcy. I trzecia z najważniejszych grup docelowych, której wymagania są nieco inne od dwóch pierwszych, to kombatanci – uczestnicy Powstania.

Po zdefiniowaniu głównych grup docelowych należało zastanowić się, w jaki sposób można do nich trafić. Przyjęto założenie, że aby trafić do odbiorcy należy „mówić jego językiem”. Stąd – z myślą o młodym zwiedzającym – szerokie wykorzystanie nowoczesnych technologii oraz natłok bodźców wszelkiego rodzaju – dźwiękowych, wizualnych i multimedialnych. Aby dotrzeć do obcokrajowców praktycznie wszystkie teksty na ekspozycji są dwujęzyczne – po polsku i angielsku. Z kolei kombatanci zostali potraktowani nieco odmiennie – z założenia nie są oni w Muzeum gośćmi, lecz współgospodarzami, którzy również decydują o specyficznej magii tego miejsca.

Żeby osiągnąć zamierzone cele, przez cały rok prac nad Muzeum równocześnie tworzona była atmosfera wokół powstającego miejsca. Bardzo ważne było przekonanie warszawiaków, że oto na ich oczach powstaje miejsce istotne dla tożsamości miasta, ważny punkt na mapie stolicy. W tym celu podjęta została bliska współpraca z mediami, które były wyczerpująco informowane o wszystkich posunięciach związanych z projektowaniem i realizacją Muzeum. Równocześnie organizowane były liczne akcje społeczne, jak powszechna zbiórka pamiątek powstańczych, mające na celu aktywizację ludzi wokół projektu. Wszystkie te działania spowodowały, że otwarcie Muzeum stało się wydarzeniem bardzo oczekiwanym.

Zamierzone efekty udało się osiągnąć – Muzeum w 2007 r. odwiedziło niemal pół miliona zwiedzających, kombatanci czują się jego współgospodarzami, zaś ponad 60% zwiedzających to ludzie poniżej 30 roku życia. Po reakcjach zwiedzających widać również, że praktycznie nikt nie wychodzi z Muzeum obojętny. Muzeum stało się także punktem typu „must see” dla turystów zagranicznych, których coraz więcej odwiedza ekspozycję. Również oficjalne delegacje państwowe, w tym koronowane głowy, prezydenci i premierzy, są częstymi gośćmi w Muzeum.

Jednak Muzeum Powstania Warszawskiego to nie tylko ekspozycja – składa się ono z wielu działów, zajmujących się różnymi polami działalności. Istnieje Archiwum Historii Mówionej zbierające wywiady z wszystkimi żyjącymi Powstańcami, Centrum Wolontariatu, biblioteka wraz z archiwum, szeroko działające Sekcja Historyczna i Dydaktyczna, wydawane są liczne publikacje. Oddziałem Muzeum jest Instytut Stefana Starzyńskiego, mający za zadanie zajmowanie się tożsamością Warszawy, kontynuacją dzieła wielkiego prezydenta stolicy.

Muzeum organizuje wiele wydarzeń kulturalnych znajdujących się często poza zakresem tradycyjnie rozumianej działalności muzealnej. Najważniejsze są oczywiście obchody kolejnych rocznic Powstania Warszawskiego, które jednak nie ograniczają się do podniosłych akademii i uroczystości oficjalnych, ale obejmują również koncerty młodzieżowe, przedstawienia teatralne (bądź „parateatralne”), akcje społeczne oraz plenerowe imprezy dla najmłodszych. W ramach organizowanego co roku Festiwalu Warszawskiego „Tyrmand-Komeda-Polański” Instytut Stefana Starzyńskiego przygotowuje rozmaite wydarzenia kulturalne nawiązujące do Warszawy lat 50. i 60. W Muzeum odbywają się cykliczne spotkania z historią, filmem, architekturą, plastyką, zaś artyści malarze tworzą swoje dzieła na „Murze Sztuki” w okalającym Muzeum Parku Wolności.

Ta szeroko zakrojona działalność w połączeniu z nowoczesną, narracyjną ekspozycją tworzą specyficzny klimat Muzeum Powstania Warszawskiego. Muzeum, będącego z jednej strony miejscem upamiętnienia, z drugiej jednak również żyjącym ośrodkiem na kulturalnej mapie Warszawy, współkształtującym jej tożsamość. Szczególne miejsce Powstania Warszawskiego w pamięci zbiorowej, nowoczesność przekazu oraz kompleksowość działań, które zbiegły się w jednym miejscu przyniosły efekt w postaci instytucji przyciągającej tłumy. 


dr Paweł Ukielski (ur. 1976) – historyk i politolog, specjalizuje się w badaniach Europy Środkowej. Zastępca dyrektora Muzeum Powstania Warszawskiego; związany z Instytutem Studiów Politycznych PAN. 

Photo of the publication Polska Solidarność i jej korzenie
Jan Rydel

Polska "Solidarność" i jej korzenie

20 August 2011
Tags
  • Solidarność
  • Poland
  • Lech Wałęsa
  • Gdansk

Niezależny Samorządny Związek Zawodowy "Solidarność" - pierwsza od 1948 roku legalna niekomunistyczna organizacja tego rodzaju od Łaby do Władywostoku - powstał w wyniku porozumień między strajkującymi a rządem, zawartych w Gdańsku 31 sierpnia 1980 r. Jednak to historyczne wydarzenia nie nastąpiło nagle i niespodziewanie. Poprzedziły je dwa dziesięciolecia dojrzewania społecznego oporu przeciw reżimowi komunistycznemu.

Opór wobec komunistów zaczął ujawniać się około 1962 roku, gdy coraz szersze stawało się rozczarowanie polityką szefa polskiej partii komunistycznej Władysława Gomułki. Gomułka był bohaterem 1956 roku, który zdołał drogą negocjacji powstrzy­mać inwazję sowiecką na Polskę, dokonał daleko idącej destalinizacji i rozbudził w Polakach ogromne nadzieje na przyszłość, zyskując ogromną popularność, a nawet autentyczne poparcie Kościoła katolickiego.

W ciągu kilku lat jednak Gomułka porzucił program reform i wybrał bardzo konserwatywny, dość prymitywny wariant komunistycznej polityki gospodarczej, społecznej i kulturalnej, określany wówczas przez krytyków jako "dyktatura ciemniaków". Najpierw wywołała ona sprzeciw intelektualistów: w 1964 roku 34 z nich opublikowało list protestacyjny przeciw cenzurze i w ogóle restrykcyjnej polityce kulturalnej.

Wkrótce potem, w latach 1965-66, doszło do głębokiego konfliktu państwa z Kościołem, a następnie w marcu 1968 roku do wielkich rozruchów studenckich w głównych miastach Polski oraz do podłej kampanii antysemickiej, w wyniku której Polskę opuściło na zawsze co najmniej 20.000 Polaków pochodzenia żydowskiego. Udział armii polskiej w inwazji na sąsiednią Czechosłowację, która podjęła podziwiane w Polsce reformy, wywołał powszechne rozgoryczenie.

W konfliktach lat 60-tych, jak widać, sprzeciw wobec reżimu komunistycznego demonstrowały prawie wyłącznie środowiska intelektualne i inteligenckie, a szerokie masy społeczeństwa robotnicy i chłopi zachowywali się raczej pasywnie.

Sytuacja odwróciła się w grudniu 1970 roku, gdy w wyniku drastycznych podwyżek cen żywności doszło w polskich miastach portowych Gdańsk, Gdynia, Szczecin i Elbląg do strajku i wielkich rozruchów robotniczych, podczas których m.in. zaatakowano i zniszczono siedziby partii. Gwałtowne, żywiołowe rozruchy stłumiła armia i milicja, doszło wówczas do użycia broni palnej. Zginęło ponad 50, a rannych było około 700 osób.

Jako 11-letni chłopiec słuchałem wówczas rozmów moich rodziców z przyjaciółmi o sytuacji w kraju i jego przyszłości. Konkluzja tych rozmów była mniej więcej taka: W 1968 roku milicja maltretowała studentów, a robotnicy ich nie poprali, teraz strzelają do robotników na Wybrzeżu, a my siedzimy w domu. Tak dalej być nie może! Następnym razem musimy działać razem!

Ten następny raz wydarzył się dopiero za sześć lat, ponieważ znienawidzony i ośmieszony szef partii Władysław Gomułka i cała jego ekipa "ciemniaków" utraciła stanowiska, a jego miejsce zajął komunistyczny technokrata Edward Gierek, który za cel swych rządów uznał szybką modernizację zacofanego kraju i nawiązanie bliższych, partnerskich stosunków z państwami Zachodu, a także pewną liberalizację stosunków wewnętrznych np. poprzez złagodzenie cenzury oraz nieco większą swobodę podróżowania, a ponadto poprawę stosunków z Kościołem katolickim.

Realizacja tego programu przyniosła początkowo pewną sympatię i zaufanie dla Edwarda Gierka. Kapitał ten wyczerpał się jednak w 1976 roku, gdy Polska weszła w ciężki kryzys gospodarczy, spowodowany ogromnym zadłużeniem kraju na Zachodzie przy równoczesnym braku faktycznej modernizacji gospodarki. Pierwszym symptomem kryzysu były ponowne podwyżki cen żywności w czerwcu, które natychmiast wywołały gwałtowne protesty robotników, tym razem w podwarszawskich ośrodkach przemysłowych Radom i Ursus.

Podczas tłumienia demonstracji milicja nie używała tym razem broni palnej, lecz wykazała się szczególną brutalnością i okrucieństwem. Kilkaset uwięzionych było systematycznie maltretowanych, około stu osobom wytoczono procesy, kończące się wyrokami wieloletniego więzienia. Na wiadomość o tym grupa nastawionych antyreżimowo młodych inteligentów, w tym aktywistów 1968 roku z Warszawy zaczęła organizować wsparcie prawnicze i lekarskie dla więźniów i sądzonych oraz wsparcie materialne dla ich rodzin oraz dla tysięcy osób wyrzuconych z pracy.

We wrześniu 1976 roku osoby udzielające pomocy robotnikom stworzyły organizację pod nazwą Komitet Obrony Robotników, znaną szeroko pod skrótem KOR. Jej koncepcja była ważnym novum w krajach realnego socjalizmu, gdyż KOR działał jawnie, a nie konspiracyjnie, przez co władze komunistyczne nie mogły postawić jego członkom zarzutu organizowania tajnego antypaństwowego spisku, zawsze zagrożonego nadzwyczaj surowymi karami. Ponadto nie deklarowała celów politycznych, a tylko wsparcie dla robotników, będących rzekomo filarem ustroju komunistycznego, co czyniło jawne i ostre represje przeciw takiej organizacji rzeczą ideologicznie niewygodną dla władz.

Naturalnie, represje policji politycznej (Służby Bezpieczeństwa) wobec członków KOR, takie jak krótsze lub dłuższe aresztowania, rewizje, inwigilacja, konfiskata mienia, czasami wyroki sądowe były na porządku dziennym. Władze komunistyczne w Polsce nie zdecydowały się jednak ani na fizyczną likwidację członków KOR-u, ani nawet na posłanie ich na wiele lat do więzień czy wydalenie za granicę Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej[1].

W 1977 roku do kolejnego ważnego incydentu doszło w Krakowie. 7 maja w samym środku miasta znaleziono tam zwłoki studenta, Staszka Pyjasa, który był jednym z czynniejszych współpracowników KOR-u w moim mieście. To zabójstwo, którego sprawczynią była prawie na pewno polska Służba Bezpieczeństwa, wywołało powszechne oburzenie studentów w Krakowie i w całej Polsce. Doszło do wielkiej demonstracji, podczas której ogłoszono powstanie Studenckiego Komitetu Solidarnościowego. W ten sposób partia straciła bezpowrotnie wpływ na kolejne środowisko w Polsce.

Mogłem osobiście obserwować to moralne bankructwo komunizmu w oczach młodej generacji, gdyż w październiku 1977 zaczynałem studiowanie historii na czcigodnym Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Proszę sobie wyobrazić, że wśród kolegów i koleżanek, którzy zaczęli studia rok wcześniej, około 30% zostało kandydatami lub członkami partii komunistycznej, tymczasem w moim roczniku (i w rocznikach następnych) nie było już ani jednego członka partii.

Od jesieni 1976 roku w Polsce zaczęło powstawać wiele różnych organizacji opozycyjnych, w tym pierwsze tajne partie polityczne, stawiające sobie za cel likwidację komunizmu i zerwanie zależności od ZSRR. Zaczęto na wielką skalę drukować niecenzurowaną, a więc nielegalną, prasę. Zaczęły działać opozycyjne think-tanki, niezależne kursy na poziomie uniwersyteckim etc etc. Wielką rolę z punktu widzenia przyszłej "Solidarności" odegrały utworzone wówczas podziemne Wolne Związki Zawodowe, doskonalące współpracę środowisk robotniczych z inteligenckimi.

Kolejnym, bardzo ważnym impulsem dla tendencji emancypacyjnych polskiego społeczeństwa okazał się wybór arcybiskupa krakowskiego, kardynała Karola Wojtyły, na papieża. Przybrał on imię Jana Pawła II. Nastąpiło to październiku 1978 roku. W czerwcu 1979 roku papież przyjechał do Polski, a jego pielgrzymka do ojczyzny okazała się prawdziwym przełomem duchowym. Jan Paweł II - co oczywiste - nie wzywał Polaków do buntu, a nawet nie unikał uprzejmych kontaktów i konstruk­tywnych rozmów z władzami komunistycznymi. Jednak już pierwsze jego kazanie, wygłoszone w Warszawie, w którym padły słowa: Wołam, ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja, Jan Paweł II, wołam wraz z wami wszystkimi: Niech zstąpi duch Twój i odnowi oblicze ziemi!... Tej ziemi! zelektryzowało wszystkich porządnych ludzi w Polsce. Wielkie napięcie, w jakim żyło wówczas społeczeństwo, oraz bardzo głębokie przekonanie o konieczności "odnowienia oblicza" Polski uzewnętrzniło się już po upływie roku.

Ponieważ sytuacja gospodarcza w kraju nie poprawiała się, już w lipcu 1980 roku rozpoczęły się strajki, które władze początkowo gasiły zaspokajając lokalnych żądania płacowe pracowników. Gdy 14 sierpnia wybuchł strajk w Stoczni im. Lenina w Gdańsku, jego powstrzymanie środkami dostępnymi na miejscu okazało się niemożliwe, ponieważ kierownictwo nad nim przejęli doświadczeni działacze Wolnych Związków Zawodowych, Bogdan Borusewicz (dzisiejszy marszałek polskiego Senatu), Anna Walentynowicz, Andrzej Gwiazda i oczywiście Lech Wałęsa, który został przywódcą strajku. W ciągu kilku dni do strajkujących w Gdańsku przyłączyli się opozycyjni eksperci z Warszawy, mający dobrą orientację w sprawach polityki, prawa i mediów. Strajk wsparł gdański biskup i duchowieństwo katolickie.

W ciągu kilku dni do strajku w stoczni gdańskiej dołączyły się wszystkie de facto zakłady w mieście, a zaraz potem na całym polskim wybrzeżu. Po upływie kolejnych dziesięciu dni strajk objął kopalnie węgla na Górnym Śląsku i tamtejsze centrum przemysłowe i strajk rozlewał się na teren całej Polski.

Przywódca strajku Lech Wałęsa urodził się w 1943 roku jako chłopski syn w Popowie. Ukończyła zasadniczą szkołę zawodową jako elektryk samochodowy. Od 1967 roku pracował w stoczni gdańskiej. Wkrótce potem poślubił Danutę, z którą ma ośmioro dzieci. Był aktywnym uczestnikiem i jednym z przywódców strajku w grudniu 1970 roku. W okresie represji wobec uczestników tych wydarzeń, zmuszony został do współpracy z polską Służbą Bezpieczeństwa, ale wkrótce ją zerwał.

Po 1976 roku związał się z nielegalnymi Niezależnymi Związkami Zawodowymi w Gdańsku, nie był jednak ich przywódcą. Wysunięty na czoło komitetu strajkowego w stoczni jako popularny robotnik i dobry mówca, udowodnił, że na niezwykły instynkt polityczny i charyzmę, które pozwoliły mu zostać niekwestionowanym przywódcą wielomilionowego związku i przyniosły mu Pokojową Nagrodę Nobla w 1983 roku.

Władze w Warszawie jak najbardziej rozważały użycie siły przeciw strajkującym, ale - spierając się o przywództwo i metody działania - nie podjęły takiej decyzji w odpowiednim momencie. Pod koniec sierpnia, gdy strajkowało już 4/5 województw w Polsce biuro polityczne partii komunistycznej stwierdziło, że możliwość interwencji siłowej już po prostu nie istnieje.

W takiej sytuacji, jak już wspomniałem, 31 sierpnia 1980 roku Lech Wałęsa i wicepremier Mieczysław Jagielski podpisali 21-punktowe porozumienie, obejmujące kwestie socjalno-płacowe, prawo do strajku, przestrzegania praw człowieka, ale także np. postanowienie o nadawaniu w radio cotygodniowej Mszy Św. Najważniejszym i najdłużej negocjowanym postulatem była zgoda władz komunistycznych na utworzenie nowego, niezależnego od partii związku zawodowego, ograniczonego w swych działaniach jedynie postanowieniami konstytucji PRL. Nowy związek otrzymał nazwę "Solidarność".

W konsekwencji tych wydarzeń w pierwszych dniach września władzę w Polsce utracił Edward Gierek, krytykowany przez część działaczy komunistyczny za to, że nie użył przeciw strajkowi siły, a przez inną część za to, że nie podjął na czas reform gospodarczych i naprawy państwa. Nowym szefem partii został partyjny reformator Stanisław Kania.

Solidarność została formalnie zarejestrowana przez sąd dopiero 10 listopada 1980 roku, ale do tej pory była już ona potężną organizacją, liczącą w tym czasie już 4,5 miliona członków. Dla porównania podajmy, że polska partia komunistyczna miała w tym czasie 3,3 miliona członków. Warto zaznaczyć, że około 12% członków Solidarności było równocześnie członkami partii komunistycznej. W cieniu tzw. Wielkiej Solidarności, powstało m.in. Niezależne Zrzeszenie Studentów oraz Solidarność Rolników Indywidualnych i dziesiątki innych organizacji

Po upływie roku Solidarność miała już 9,5 miliona członków i stała się potężną, lecz bardzo trudną do kierowania siłą polityczną, gdyż bardzo zróżnicowaną wewnętrznie. Reprezentowane były w niej wszystkie grupy zawodowe, włącznie z artystami, pisarzami, dziennikarzami telewizyjnym etc. byli w jej szeregach marksiści reformatorzy, byli antykomuniści wszelkiego koloru i temperamentu, byli zwolennicy kompromisów i skrajni radykałowie. Były też - naturalnie - tysiące tajnych agentów i prowokatorów policji politycznej.

Ta ogromna organizacja prędko zaczęła rozszerzać swą agendę poza klasyczne zadania związku zawodowego. Wkrótce np. wymusiła uchwalenie nowej stosunkowo liberalnej ustawy o cenzurze. Przy zarządzie związku powstały różnorodne komisje eksperckie, które analizowały różne poszczególne życia w Polsce, m.in. krajowej gospodarki, komunikacji, transportu, środowiska naturalnego, opieki zdrowotnej i służby zdrowia, edukacji, nauki i kultury etc. Komisje ekspertów przygotowywały raporty na temat aktualnego stanu oraz plany reform i zmian. W ten sposób Solidarność wykazywała, że - jeśli zajdzie taka potrzeba - będzie w stanie przejąć odpowiedzialność za kraj. Polscy komuniści, rozumieli to i zdawali sobie sprawę, że - jeśli w Polsce zapuści korzenie powstające właśnie pluralistyczne społeczeństwo obywatelskie - ich partia zostanie wkrótce zmieciona z powierzchni ziemi.

W okresie legalnego działania Solidarności, czy jak niektórzy mówili "karnawału Solidarności" najważniejszym i najbardziej żywo dyskutowanym problemem było to, czy Sowieci zdecydują się na interwencję zbrojną w Polsce, czy nie. Moskwa i inne komunistyczne stolice były w najwyższym stopniu zaniepokojone i wściekłe na bezradność władz w Polsce. Sytuacja wyglądała bardzo groźnie, gdyż wojska sowieckie skoncentrowały się nad granicą Polski, marynarka sowiecka prowadziła wielkie manewry w pobliżu Gdańska, a armie NRD i Czechosłowacji planowały wkroczenie na dawne niemieckie tereny na zachodzie Polski.

Przywódcy głównych państw Zachodu skierowali jesienią 1980 roku szereg ostrzeżeń pod adresem Moskwy, nalegając na zaniechanie planów inwazji wojskowej na Polskę. Ostatecznie - a wiemy to dziś z całą pewnością - na początku grudnia 1980 władze sowieckie podjęły decyzję, że nie będzie takiej interwencji. Moskwa po prostu nie mogła sobie pozwolić na drugi Afganistan.

Władze polskie ponaglane przez Moskwę od października 1980 roku pracowały nad planem zniszczenia "Solidarności", a afisze ogłaszające wprowadzenie stanu wojennego w Polsce, nawiasem mówiąc dla zachowania całkowitej tajemnicy wydrukowane w Moskwie, od grudnia 1980 czekały w piwnicach polskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych na moment, kiedy będzie można je rozplakatować. Z upływem miesięcy w kraju ogarniętym coraz głębszym kryzysem gospodarczym i rozdzieranym konfliktami politycznymi rosła rola armii i jej szefa, ministra obrony generała Wojciecha Jaruzelskiego (1923-2014). W lutym 1981 r. został on premierem, a w październiku tego roku także szefem partii komunistycznej.

Zmarły w tym roku generał Jaruzelski był wyjątkowo skomplikowaną postacią, o której interpretację Polacy spierają się do tej pory. Był synem szlacheckim, wycho­wankiem zakonnego gimnazjum. Podczas wojny sowieci deportowali go z rodziną do gór Ałtaju, gdzie pracował przy wyrębie drzew i innych ciężkich robotach. Tam z wycieńczenia zmarł jego ojciec. W 1943 roku Jaruzelski został zmobilizowany do oddziałów wojskowych, organizowanych w ZSRR przez polskich komunistów. Tam skończył kurs oficerski. Walczył do końca II wojny światowej i był podobno bardzo cenionym żołnierzem. Pomimo ciężkich, a nawet tragicznych doświadczeń w ZSRR został gorliwym komunistą i współpracownikiem budzącego zgrozę kontrwywiadu wojskowego. W wojsku szybko robił karierę, w 1965 został ministrem obrony i na tym stanowisku odpowiadał za antysemickie czystki w armii w latach 1968-1969, a następnie za stłumienie robotniczych rozruchów na wybrzeżu w 1970 roku.

We wrześniu 1981 w Gdańsku odbył się wielki zjazd delegatów NSZZ Solidarność, podczas którego związek podjął szereg fundamentalnych decyzji programowych. Uchwalił także Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej, które zachęcało ich do walki o prawa pracownicze oraz prawa człowieka i demokrację. Treść posłania wywołała oburzenie władz komunistycznych w wielu krajach, obawiających się rozprzestrzeniania się "polskiej choroby". Szczególne obawy władz w Polsce wywołały z kolei listopadowe narady kierownictwa Solidarności, które zastanawiało się, w jaki sposób doprowadzić do przeprowadzenia w kraju wolnych i demokratycznych wyborów parlamentarnych.

Tymczasem sytuacja gospodarcza w kraju stawała się katastrofalna, polska waluta traciła z tygodnia na tydzień na wartości, większość artykułów żywnościowych była reglamentowana, sklepy ziały pustkami, po 10 litrów benzyny trzeba była stać w kilometrowych kolejkach. W tej sytuacji władze sowieckie zapowiedziały, że jeżeli Solidarność nie zostanie "zneutralizowana", w 1982 roku Polska otrzyma tylko połowę zwykłych dostaw gazu i paliw płynnych oraz innych ważnych surowców.

W takiej sytuacji Jaruzelski podjął decyzję o realizacji od dawna gotowych planów wprowadzenia stanu wojennego w Polsce w nocy z 12. na 13. grudnia 1981 roku. Rządy w kraju objęła junta pod nazwą Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. Zaraz po północy w całym kraju wyłączono telefony, a wojsko obsadziło radio i telewizję. Na ulice najważniejszych miast wyjechały czołgi i wojskowe patrole. Zaczęło się szturmowanie siedzib Solidarności. Po północy rozpoczęły się również aresztowania według list proskrypcyjnych obejmujących ok. 4500 nazwisk. Wśród aresztowanych był Lech Wałęsa i 80% kierownictwa związku. Około tysiąca osób uniknęło aresztowania dzięki błyskawicznej ucieczce lub szczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Z czasem liczba internowany doszła do 5.300 osób.

Prof. Władysław Bartoszewski, ekspert Solidarności, a po obaleniu komunizmu polski minister spraw zagranicznych, internowanych tej nocy, opowiadał mi jak po aresztowaniu wsadzono go i innych działaczy do wojskowego samolotu, który odleciał nocą w nieznanym kierunku. Bartoszewski, doświadczony więzień Auschwitz oraz więzień stalinowskich, wspominał że po pewnym czasie spytał dowódcę eskorty, dokąd lecą. Na co oficer ten odpowiedział "przez zęby" jednym krótkim zdaniem "Pozostajemy na obszarze Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej". Była to niby informa­cja bezwartościowa, ale wykluczała największe zagrożenia dla więźniów, a mianowicie wywiezienie ich do ZSRR i oddanie w ręce KGB, co było rozwiązaniem stosowanych w krajach bloku komunistycznego wobec przeciwników reżimu, uważanych za najniebezpieczniejszych.

Następnego dnia od rana telewizja nadawała w kółko przemówienie Jaruzelskiego i infor­macje o wprowadzeniu godziny policyjnej w całym kraju, zakazie podróżowania i cenzurze prywatnej korespondencji, militaryzacji najważniejszych instytucji i zakładów w państwie itd. W odpowiedzi na wprowadzenia stanu wojennego w około 300 największych zakładach przemysłowych w Polsce doszło do strajków okupacyjnych, które do końca grudnia 1981 roku likwidowane były przez milicję i wojsko. Atakujący przeważnie unikali używania broni palnej (Warszawa nie dawała na to zezwolenia), jednak 16 grudnia w kopalni węgla "Wujek" w Katowicach podczas ciężkich walk 2.500 milicjantów i 3.000 górników, specjalny oddział milicji zastrzelił 9 i ranił 22 górników. W sumie podczas stanu wojennego, a trwał on do 22 lipca 1983 roku zamordowanych i zabitych zostało ponad 50 osób związanych z Solidarnością.

Po złamaniu strajków w styczniu 1982 roku zdelegalizowano Solidarność, a wkrótce potem wszystkie organizacje z nią związane, w tym nawet tak tradycyjne jak Związek Literatów Polskich. Zaczęły się szeroko zakrojone represje indywidualne z pracy usunięto 70 redaktorów naczelnych czasopism i 14 rektorów wyższych uczelni, tysiące dziennikarzy i artystów straciło pracę. Wiele tysięcy działaczy i sympatyków Solidarności zmuszono do emigracji z Polski.

W odpowiedzi na taką falę represji Solidarność zeszła do podziemia. Jej przywódcą był Zbigniew Bujak, który skutecznie działał w konspiracji od grudnia 1981 do maja 1986, kiedy został aresztowany. Jak się szacuje, bezpośrednio i pośrednio w podziemną działalność zaangażowanych było do 300.000 osób, a w szczytowym okresie składki na podziemną Solidarność opłacało około miliona osób. Konspiratorom udało sie odtworzyć struktury regionalne i lokalne związku, stworzyć sieć zaufanych ludzi we wszystkich prawie zakładach pracy. Wielkim i z dzisiejszej perspektywy interesującym obszarem konfrontacji z władzami była walka z ich monopolem informacyjnym. Ogromne rozmiary osiągnęła działalność podziemnej prasy. W Polsce ukazywało się podczas stanu wojennego około 600 mniejszych i większych tytułów. Rekordzistą był "Tygodnik Mazowsze", który ukazywał się nieprzerwanie od 1982 do 1989 roku. Wydawano wiele książek, w tym np. w pełni wartościową naukową monografie Jerzego Holzera Solidarność 1980-1981. Geneza i historia, którą przygotowując ten wykład znalazłem w mojej bibliotece. Zmorą władz komunistycznych było Radio Solidarność, nielegalne radio nadające lokalnie w Warszawie. Posługiwało się ono automatycznymi stacjami nadawczymi własnej konstrukcji w walizkach, które konspiratorzy podrzucali w strategicznych punktach miasta. Ba, udało się nawet zakłócić sygnał telewizyjny podczas transmisji przemówienia Jaruzelskiego. Działalność konspiracyjna pociągała za sobą ofiary. W samym tylko 1982 roku (nie licząc internowanych) aresztowano ponad 12.000 osób, spośród których skazano, najczęściej przed sądami doraźnymi ponad 5.000 osób.

Warto w tym kontekście podkreślić, że cechą charakterystyczną "wielkiej gry" pomiędzy komunistyczną władzą a podziemną opozycją, było przestrzeganie pewnych granic: podziemna Solidarność w żadnym wypadku nie stosowała zbrojnego oporu lub metod terrorystycznych, pomimo, że było to jak najbardziej w zasięgu jej możliwości technicznych i personalnych. Policja polityczna z kolei tylko z rzadka maltretowała i torturowała internowanych i aresztowanych, a sądy nie wydawały wyroków cięższych niż 10 lat więzienia, a co najważniejsze morderstwa na opozycjonistach zdarzały się rzadko.

Od tych reguł były jednak wyjątki. Największe znaczenie miało zabójstwo 37-letniego księdza Jerzego Popiełuszki z Warszawy. Był on jednym z najbardziej aktywnych zwolenników podziemnej Solidarności wśród polskiego duchowieństwa katolickiego i zyskał ogromną popularność w Warszawie i w całej Polsce. W dniu 19 października 1984 został uprowadzony przez trzech oficerów komunistycznej służby bezpieczeń­stwa, którzy go okrutnie pobili, a następnie związanego wrzucili do jeziora, gdzie zginął. Ponieważ przeżył świadek porwania księdza, wiadomość o jego losie przedostała sie do opinii publicznej i doprowadziła do wielkich akcji protestacyjnych w Warszawie i całej Polsce. Sytuacja była tak wybuchowa, że Jaruzelski zdecydował o aresztowaniu sprawców, którzy - jak się wydaje - działali na zlecenie jakiejś specjalnej frakcji w policji politycznej. Oskarżonym policjantom udowodniono winę i wkrótce skazani zostali na karę więzienia od 14 do 25 lat. Mimo bezprecedensowej otwartości władz w sprawie zabójstwa błogosławionego dziś księdza Jerzego, jego męczeńska śmierć oznaczała ostateczny moralny upadek władz komunistycznych w oczach polskiego społeczeństwa. Ponadto właśnie w latach 1985-1986 społeczeństwo uzmysłowiło sobie, że rządy twardej ręki, jakie uprawiał generał Jaruzelski, nawet w sprawach gospodarczych nie są ani kompetentne i ani efektywne, a żaden z przejawów gospodarczej katastrofy, jaka nękała Polskę, nie został zażegnany. Co więcej, wraz z dojściem do władzy Michaiła Gorbaczowa w ZSRR w 1985 roku okazało się, że nawet w ZSRR odrzucono ortodoksję komunistyczną w gospodarce i życiu społecznym oraz uznano, że daleko idące zmiany są konieczne. W ten sposób w Polsce grunt pod nogami stracił "beton partyjny", jak określano wszelakich post-stalinistów i komunistycznych jastrzębi.

W tej sytuacji już od jesieni 1986 roku zarówno po stronie rządowej jak i opozycyjnej zaczęto przygotowywać grunt pod wielką przebudowę ustroju i państwa. I tak do końca tego roku z więzień wypuszczeni zostali wszyscy więźniowie polityczni. Cenzura wciąż istniała, lecz ze zwalała na publikacje, które byłyby wcześniej surowo zakazane np. książki na temat sowieckiej zbrodni w Katyniu, albo powieści George'a Orwella. Obywatele otrzymali paszporty na stałe i mogli wedle własnego uznania wyjeżdżać za granicę. Stopniowo ujawniały się formalnie wciąż nielegalne struktury Solidarności. Rząd rozpoczął prace nad zmianą podstaw ustroju gospodarczego Polski poprzez wprowadzenie całkowitej wolności gospodarowania oraz równości wszystkich podmiotów gospodarczych.

Ostateczny impuls w kierunku transformacji przyniósł rok 1988. W kwietniu w wielu ośrodkach doszło ponownie do strajków, których rząd nie był w stanie wygasić przez wiele miesięcy. Od sierpnia 1988 roku rząd komunistyczny z własnej inicjatywy prowadził rozmowy z Lechem Wałęsą na temat wyjścia z politycznego impasu i gospodarczego kolapsu. Lech Wałęsa, który był internowany do końca 1982 roku, zdołał uniknąć wszelkich prób zmanipulowania lub skompromitowania go, jakie wielokrotnie podejmowała policja polityczna. Wyszedłszy na wolność był pod stałą kontrolą służby bezpieczeństwa i nie zaangażował się bezpośrednio w pracę podziemnej Solidarności, ale utrzymywał z nią konspiracyjne kontakty i koordynował swe działania. W związku z tym, gdy w 1988 roku nadszedł czas przemian, Lech Wałęsa cieszył się w społeczeństwie autorytetem jeszcze większym niż w chwili, gdy Jaruzelski wprowadzał stan wojenny. Był gotów do przejęcia politycznego przywództwa w Polsce, a swoją pozycję potwierdził podczas telewizyjnej debaty z szefem rządowych związków zawodowych, którego Wałęsa po prostu zmiażdżył.

W grudniu 1988 roku powstał 120-osobowy Komitet Obywatelski przy Przewodni­czącym Solidarności, którego członkowie reprezentowali różne nurty i profile polskiej opozycji. Oznaczało to, iż Solidarność, której ponowna legalizacja była sprawą przesądzoną, miała w ówczesnej sytuacji spełniać klasyczne funkcje związku zawodowego, a ciężar decyzji politycznych przeniesiony został do Komitetu Obywatelskiego. Do Komitetu Obywatelskiego nie zaproszono przedstawicieli radykalnej opozycji, wzywających do natychmiastowego zerwania z komunizmem i ZSRR oraz do dekomunizacji i surowego karania komunistycznych zbrodni. Rozbicie jedności opozycji stało się po pewnym czasie najważniejszą osią konfliktu politycznego w nowej Polsce.

Rozmowom pomiędzy stroną rządową a Komitetem Obywatelskim nadano formę obrad okrągłego stołu. Trwały ono od 6 lutego do 5 kwietnia 1989 roku. W ich wyniku postanowiono, że Solidarność zostanie ponownie zalegalizowana. Nastąpiło to 17 kwietnia oraz że 4 czerwca 1989 roku przeprowadzone zostaną wybory parlamentarne według zupełnie nowej ordynacji wyborczej, która skonstruowana była tak, aby wpuścić do polskiego parlamentu silną reprezentację opozycji, ale równocześnie zagwarantować stronie rządowej i jej sojusznikom bezpieczną większość. Efekt ten osiągnąć miano przeznaczając 65% miejsc w Sejmie dla kandydatów listy krajowej, a tylko 35% miejsc dla osób kandydujących z list zgłaszanych w sposób demokratyczny. Wybory do nowo utworzonego i pozbawionego silnych kompetencji Senatu miały być w pełni demokratyczne.

Kombinacja ta doprowadziła w czerwcu do ciężkiej klęski wyborczej władz komunistycznych, gdyż prawnicy tej strony nie zauważyli, iż głosujący mogą wybrać owe 35% wolnych kandydatów i zarazem nikogo nie wybrać z list rządowych. Dzięki temu tzw. "drużyna Lecha Wałęsy", jak nazywano kandydatów Klubu Obywatelskiego, zdobyła 99% miejsc w Senacie oraz wszystkie 35% miejsc przeznaczonych do wolnego wyboru (z wyjątkiem jednego), a komuniści nie byli w stanie obsadzić żadnego z 65% mandatów zarezerwowanych dla nich i ich sojuszników (z wyjątkiem dwóch). Wprawdzie wkrótce potem Komitet Obywatelski zgodził się na dodatkową turę wyborów, podczas której wybrano dodatkowych posłów, ale od 4 czerwca 1989 roku to już dotychczasowa opozycja była decydującą siłą polityczną w Polsce.

Pozwolę sobie wspomnieć, że podczas tych wyborów, będąc świeżo upieczonym doktorem z ramienia krakowskiego Klubu Obywatelskiego prowadziłem kampanię wyborczą w jednej z podkrakowskich gmin wiejskich. Było to niezapomniane doświadczenie. Po 25 latach najsilniej utkwiło w mej pamięci poczucie pełnej wspólnoty, jaka wytworzyła się między nami, wysłannikami z miasta, a reprezentantami wiejskiej społeczności, poczucie wspólnoty, u której podstaw było wzajemne zaufanie i głębokie, dające wewnętrzny spokój przekonanie, iż przy naszym skromnym, wycinkowym udziale "odmienia się oblicze" Polski.

W Polsce upadał komunizm i zaczynała się transformacja.

Photo of the publication Perceptions of Nazi Crimes in the Federal Republic of Germany and Western Europe
Barbara Distel

Perceptions of Nazi Crimes in the Federal Republic of Germany and Western Europe

20 August 2011
Tags
  • European Network Remembrance and Solidarity
  • nazizm
  • Nazi crimes

Almost seven decades have passed since the beginning of the Second World War. If we were to attempt to take stock of the forms and traditions in the different West European countries during this period which developed with the aim of preserving the memory of the victims of criminal Nazi policies, we would be left with a complex picture which has continually changed over time. But despite the national differences, two constants must be mentioned which emerge for all of Western Europe. Firstly, it took several decades before the genocide of the European Jews and the fate of the various national Jewish populations were truly acknowledged and investigated by historians.

Only a few Jewish survivors from Western European countries returned to their countries of origin from the extermination camps. And more decades passed before their personal testimonials and painful memories were accorded sufficient and appropriate space within their national cultures of remembrance. The topic only began to attract worldwide attention in the 1970s, starting in the USA and Israel. This was followed by the gradual emergence of a public discourse in individual Western European countries about the fate of their own Jewish populations.

Secondly, a further two decades passed before the realisation also prevailed in Western Europe that the majority of crimes in the Second World War were carried out by Germans and their collaborators in Eastern and Central Europe. And only very late in the day was it acknowledged that the overwhelming majority of victims, both Jewish and non-Jewish, were from Central and Eastern Europe. Of the approximately 68,000 inmates of the Dachau concentration camp who were either in Dachau, in one of its satellite camps, or on one of the forced evacuation marches when the camp was liberated in April 1945, around 18,000 came from eleven different Western European countries. Apart from the German inmates, the most numerous national groups were the French, Italians, Belgians and Dutch. And even in the “cosmos” of Dachau, only a few Western European Jews had survived to the end of the war.

After their return to their native countries of France, Belgium, the Netherlands, Luxembourg, Denmark or Norway, surviving resistance fighters were held in high honour and – if their health permitted and they so wished – were politically and socially integrated. In France as in Belgium, Denmark or the Netherlands, for many decades official and public remembrance focused on the heroic patriotic resistance against the German occupiers. Neither the collaboration of Vichy France with Nazi Germany nor the conflicts in linguistically and culturally divided Belgium where there had been a strong Flemish fascist union were initially topics for public discussion or historical research. Similarly, in the Netherlands, the pervasive attitude to occupation had been indifference rather than resistance, coupled with numerous instances of collaboration with the German occupiers. The respective situations in Spain, Greece, Italy and the United Kingdom differed from those of the rest of Western Europe:

In Spain, the Spanish victims of the national-socialist terror only came to national public attention in the last few years, as a discussion gradually developed about the history of the crimes committed during and after the Spanish civil war. Previously these events had been shrouded in silence, even after Franco’s death. In Greece a democratic society only developed after the years of military dictatorship between 1967 and 1974 were overcome. It took a further 20 years before Greek society began to examine the history of Greece during the Second World War and the subsequent civil war. Memory in Italy was also divided. The legacy of the long years of fascism under Mussolini and of the years 1940–1943, during which Italy fought alongside Nazi Germany as its ally were suppressed. Atrocities committed against the neighbouring Slovenes were not mentioned nor were Mussolini’s racial laws which had forced foreign Jewish refugees to leave Italy long before the deportation of the Italian Jews by the Germans. In the United Kingdom it took a long time before the national-socialist murder of the Jews attracted much public notice or interest. Only in the 1990s did the men and women who had been sent to England from Germany and Austria in the “Kindertransporte” of the 1930s began to publicly tell their stories. And only in 2000 did the Imperial War Museum, the most important national memorial institution, open its own exhibition on the Holocaust.

In Germany after the unconditional capitulation of Nazi Germany on May 8, 1945, the Allies immediately began to prepare for proceedings to be held in front of military tribunals. These trials aimed to call the responsible persons in the NSDAP, the SS, and the government of the Third Reich, as well as persons in industry, the sciences, the judiciary, the medical community and the Wehrmacht to account for their criminal acts. On November 15, 1945 the first big trial in front of a military tribunal commenced against 40 persons accused of crimes committed in the Dachau concentration camp. The proceedings were held on the site of the former concentration camp of Dachau. This trial became a model for 489 subsequent proceedings held against a total of 1672 accused persons. Trials continued until the year 1948. However, the American Dachau Trials were overshadowed by the Trial of the Major War Criminals held before the International Military Tribunal in Nuremberg, which attracted worldwide interest due to its widespread international coverage by the media. But in Germany, the majority of the population responded to all trials conducted before Allied tribunals and courts with indifference or even outright rejection. The German population was preoccupied with the daily struggle for survival amidst the ruins, with obtaining shelter, housing and food. Millions of refugees and displaced persons needed to be housed and fed. The trials were viewed as the business of the victorious Allies. The attempts by the occupying powers, in particular by the Americans, to confront the Germans with the atrocities they had committed and to educate them with the help of denazification programmes to become democrats elicited only apathy and indifference. While the population was quite aware of the extent of the military defeat, the moral catastrophe and the legacy of barbarism was not acknowledged.

The historian and political scientist Helmut König, who currently teaches in Aachen, differentiates between four different phases of dealing with the national-socialist past in the Federal Republic of Germany:

1. The immediate post-war period up until the creation of the Federal Republic of Germany, a period in which the occupying powers called the shots. In addition to the trials which aimed to confront and deal with the committed crimes, a number of reports and recollections of persecution and resistance were published, none of which had any particular impact on German society in general.

2. The 1950s and the so-called Adenauer era, characterised by the silence surrounding the National-Socialist crimes. The East-West conflict and the Cold War also affected the examination or discussion of national-socialism. To integrate the Federal Republic of Germany into the western alliance, convicted criminals were amnestied and released from prison and former elites of the Nazi state were rehabilitated.

3. The long 30-year phase from 1960 to 1990, during which a gradual but profound change took place in the perception and reception of national-socialist crimes in Germany. Their importance for German post-war society was acknowledged, and the “break with civilisation” which Auschwitz constituted was explored and discussed. The Eichmann Trial of 1961 in Jerusalem and the Frankfurt Auschwitz Trial of 1963–1965 led to a more general reflection on the political and moral dimensions of the national-socialist genocide for the Federal Republic of Germany. In the mid-1970s numerous initiatives were launched by private citizens in an attempt to research their local history during the Nazi period. And the topic was accorded an increasingly important place in education and research.

4. The new Federal Republic after the political upheavals of the year 1989. After the unification of Germany, public discourse focused on the official policies surrounding the teaching of history in the former GDR and on the necessity to develop new concepts of memorialisation for the big memorials in the former concentration camps Buchenwald, Sachsenhausen and Ravensbrück. And as the European Union continued to expand, the context of the discussion also expanded. The year 1995 marked an apogee in public remembrance as numerous events were held in all European countries to commemorate the 50th anniversary of the end of the Second World War and the liberation from national-socialist terror. In the ensuing years, the public discourse was largely defined by the comparisons made between the two German dictatorships. Today, 75 years after Hitler and his followers seized power in Germany, the time when people are still alive who can personally remember and bear witness to the atrocities is drawing to an end. However, the transnational discourse between Western, Central and Eastern European countries has only just begun.

translated from German by Helen Schoop

Photo of the publication Pamięć podzielona: miejsca pamięci w Europie jako zjawisko polityczne i kulturowe
Krzysztof Pomian

Pamięć podzielona: miejsca pamięci w Europie jako zjawisko polityczne i kulturowe

20 August 2011
Tags
  • miejsca pamięci
  • pamięć społeczna
  • historia Europy w XX wieku
  • polityka historyczna
  • konflikty pamięci
  • pamięć zbiorowa
  • Muzeum Europy
  • etyka pamięci

Wszelka ludzka pamięć jest pamięcią jakiegoś podmiotu - jednostkowego bądź zbiorowego. W tym drugim przypadku utrwala się ona pod dwiema postaciami: w pamięci jednostek obciążonych obowiązkiem przechowywania jej i przekazywania, oraz w przedmiotach i w przestrzeni, o czym dalej.

Depozytariusze pamięci zbiorowej przekazują ją zazwyczaj pozostałym członkom zbiorowości w toku inicjacji i reaktualizują podczas okresowych obrzędów. W społeczeństwach nowożytnych odpowiednikiem inicjacji jest wychowanie w rodzinie i w szkole dopełnione innymi formami przysposabiania do samodzielnego życia, a okresowymi obrzędami są święta państwowe i kościelne, i obchody rocznicowe. Pamięć zbiorowa nadbudowuje się nad pamięcią jednostek i wywiera na nie wpływ zwrotny: ujmuje je we wspólne ramy, narzuca im wspólne kryteria, acz tylko w ograniczonym zakresie, i wpaja im pewne wspólne treści. Ale samo trwanie pamięci zbiorowej ma za konieczny warunek pamięć jednostek. Gdyby poraziła je amnezja bądź zgładziła zaraza, zostałyby po niej tylko nieme przedmioty i puste miejsca.

Pamięć i jej miejsca

Wszelka spontaniczna ludzka pamięć, czy to jednostek, czy zbiorowości, jest zdarzeniowa, jakościowa, oceniająca, wybiórcza i egocentryczna. Jej zawartość zależy przecież od uposażenia podmiotu oraz od jego wrażliwości, nastawienia, oczekiwań i uprzedzeń, a rejestruje ona zwłaszcza to, co dla jej podmiotu uderzające, co odcina się od tła, wyłamuje z rutyny, dziwi, zaskakuje - czyli właśnie zdarzenia. Przy czym wybiera je ona i hierarchizuje ze względu na ich ważność dla podmiotu i zachowuje je w tej postaci, w jakiej były przezeń przeżywane, z całą otoczką uczuć, jakie w nim budziły, gdy je pierwotnie postrzegał.

Splatają się tu nierozłącznie trzy wymiary pamięci, które tylko analiza pozwala oddzielić od siebie. Wymiar poznawczy, gdyż pretenduje ona do wiernego odtwarzania minionych zdarzeń, ich uczestników i okoliczności, w jakich zaistniały, czyli do powiadamiania zgodnie z prawdą o tym, co się niegdyś dokonało. Wymiar emocjonalny, gdyż odtwarzanie minionych zdarzeń ożywia zarazem uczucia, jakie im towarzyszyły, i może nawet, w sprzyjających temu warunkach, wprawić ponownie w stan, jaki był za sprawą tych zdarzeń przeżywany. Wymiar egzystencjalny, gdyż zdarzenia zapamiętane tym właśnie różnią się od aktualnie postrzeganych czy poznawanych na inne sposoby, że są w pewien szczególny sposób związane z pamiętającym je podmiotem: uobecniają mu się jako przynależne jego osobowości, tej samej wtedy, gdy stykała się z nimi po raz pierwszy i teraz, gdy je sobie przypomina, i uświadamiają mu przeto jej trwanie, zmienianie się w czasie bez zerwania ciągłości.

Te trzy wymiary pamięci zwracają się odpowiednio ku przeszłości, ku teraźniejszości i ku przyszłości. Ku przeszłości, jako że pamięć powiadamia o tym, co kiedyś było przedmiotem postrzeżenia czy przeżycia, ale co teraz już nie może nim być w swej oryginalnej postaci. Ku teraźniejszości, ponieważ uczucia jakie ewokuje są doznawane obecnie, w toku przypominania sobie minionych zdarzeń. Ku przyszłości wreszcie, albowiem tożsamość, którą pozwala uprzytomnić sobie, jest nie tylko czymś już danym lecz nadto projektem, otwarciem na coraz to nowe sytuacje, i gotowością zmieniania się, nie zrywając wszelako ciągłości z sobą teraźniejszym i przeszłym. Ale choć pamięć zawiera w sobie i przeżycia, i antycypacje, to konstytuuje ją i wyróżnia jako pamięć właśnie zdolność zatrzymywania i zachowywania czegoś, co zdarzyło się i przeminęło, i przywracania tego świadomości. Toteż wymiar poznawczy pamięci odgrywa zasadniczą rolę zarówno w życiu psychicznym jednostek, jak i w kulturze społeczeństw.

Pamięć utrzymuje szczególnie bliskie stosunki z przestrzenią zarówno fizyczną, jak społeczną, semiotyczną i myślową. Dotyczy to pamięci jednostkowej, zlokalizowanej w mózgu każdego osobnika, a zarazem na zewnątrz: w zapisach, obrazach, znakach i innych pomocach mnemotechnicznych. Dotyczy to chyba w jeszcze większym stopniu pamięci zbiorowej przechowywanej przecież nie tylko przez jednostki, ale również, w postaci uprzedmiotowionej, przez instytucje, które są jej depozytariuszami, bądź dlatego że powołano je w tym celu, jak muzea, biblioteki, archiwa, służby ochrony zabytków, komitety obchodów rocznicowych, bądź dlatego, że zajmują się tym w ramach swej właściwej działalności. Media, Kościoły, władze terenowe i urzędy, instancje oświaty, nauki i kultury, wojsko, partie polityczne, stowarzyszenia, organizacje międzynarodowe zależnie od swych zainteresowań i kompetencji nadzorują cmentarze, finansują wykopaliska archeologiczne, zabiegi konserwatorskie, badania historyków i etnografów, decydują o nazwach ulic, jednostek wojskowych, statków i okrętów, szkół i uczelni, o zachowaniu albo o zniszczeniu dawnej zabudowy, o pomnikach i tablicach pamiątkowych, o postaciach i zdarzeniach godnych uwzględnienia w podręcznikach szkolnych, upowszechnienia w audycjach, widowiskach, wydawnictwach wielonakładowych, uczczenia wzmiankami w kalendarzach lub obrzędami o zasięgu lokalnym, narodowym, europejskim czy, przynajmniej w zamierzeniu, powszechnym.

Wszystkie te instytucje mają do czynienia z pamięcią zbiorową urzeczowioną, niekiedy ucieleśnioną, a tym samym – wbudowaną w przestrzeń zarazem fizyczną, społeczną i semiotyczną, którą wypełnia ona dodatkowymi znaczeniami i do której wprowadza przeto odniesienia do przeszłości, uwidacznia ją, udostępnia spojrzeniu, pozwala przywołać i uobecnić. Przestrzeń ta jest więc również przestrzenią pamięci i z tego, acz nie tylko z tego tytułu - przedmiotem działań polityka, który pragnąc kształtować przyszłość musi odnieść ją do zapamiętanej przeszłości, i badan historyka, który, by poznać przeszłość, musi krytycznie przeglądać warstwy znaczeń, w jakie wyposażano ją z biegiem czasu.

Jak przestrzeń społeczna, tak i przestrzeń pamięci nie jest bynajmniej jednorodna. Zawiera miejsca, które budzą skojarzenia z przeszłością tylko w rodzinach czy w społecznościach lokalnych. I takie, które - na ogół za sprawą długotrwałego i skutecznego działania odpowiednich instytucji - są wybitnie nasycone wspomnieniami wspólnymi dużym grupom zawodowym czy terytorialnym, klasom społecznym, całym narodom, wyznawcom jakiejś religii czy ideologii, co nie znaczy, by znał je każdy, kto do nich należy, ale co znaczy, że podziela je większość, a zwłaszcza ci, którzy daną zbiorowość w jej mniemaniu reprezentują. Wspomnienia te pielęgnuje się, wpaja jednostkom na różne sposoby, utrwala w przedmiotach i aktualizuje w obrzędach. A miejsca, w których one się skupiają - to z reguły okolice, gdzie rzekomo coś się niegdyś działo, albo daty, kiedy coś się wydarzyło ważnego w jej mniemaniu dla zbiorowości, czy te, gdzie znajdują się twory przyrody bądź człowieka, które budziły i nadal budzą zbiorowe emocje, lub uważane są za symbole więzi z poprzednimi pokoleniami, lub za relikwie osobistości czy pozostałości zdarzeń utrwalonych w przekazie ustnym, w obrazach, pismach, zachowaniach i uznanych za konstytutywne dla tożsamości grupy, klasy, narodu czy ponadnarodowego zrzeszenia religijnego bądź ideowego. To również nośniki znaczeń, które długo były, a często są nadal przedmiotem żarliwego kultu bądź zajadłych sporów, i które weszły z tego względu do świadomości potocznej. Właśnie takie miejsca materialne i wyobrażone, gdzie wspomnienia zbiorowe występują w szczególnym stężeniu określa się mianem miejsc pamięci.

Każde miejsce pamięci ma własną historię. Ale każde odznacza się tym, że w ciągu dziesięcioleci, niekiedy nawet wieków, nawarstwiały się wokół niego wierzenia i nawyki, że mówiono o nim i pisano, że powielano jego wizerunek, że nawiązywano z nim kontakt wzrokowy na różne sposoby zależne od jego postaci, że jego losy budziły wyrażany publicznie niepokój i wymianę zdań, że jedni otaczali je opieką i brali pod ochronę, a inni usiłowali je zniszczyć. Zabiegi, które wyposażyły dane miejsce w znaczenia i nadały mu z biegiem czasu rangę miejsca pamięci, podejmowano niekiedy z rozmysłem, by osiągnąć taki właśnie efekt, jak wtedy, gdy sięgała po nie władza w ramach polityki mającej na celu jej legitymizację: włączenie w ciąg postaci i instytucji uznanych od dawna przez miarodajną opinię za godne odtworzenia lub naśladowania. Ale przeważnie zabiegów takich dokonywano spontanicznie; tak się po prostu działo, za sprawą okoliczności, że tu a nie gdzie indziej skupiały się uczucia i wspomnienia kultywowane pierwotnie przez jednostki, rodziny czy małe grupy i stopniowo przyswajane sobie przez coraz szersze kręgi, aż ostatecznie stawały się własnością ogółu i zyskiwały nawet oficjalną konsekrację. Te spontaniczne zabiegi okazywały się z reguły bardziej skuteczne niż rozmyślne działania władz. Jakoż nie zdarzyło się bodaj, by odgórna decyzja powołała miejsce pamięci, które by pozostało żywotne jeszcze długo po tym, jak jej autorów odsunięto od władzy. Znane są natomiast liczne miejsca pamięci, które powstały i utrzymały się bez poparcia władz, a często nawet wbrew ich woli. Pamięć umie być znacznie bardziej odporna na wpływy zewnętrzne niż jest się skłonnym przypuszczać. Toteż „polityki historyczne”, które usiłują narzucić obraz przeszłości sprzeczny z tym, jaki zachował się w zbiorowej pamięci, kończą się z reguły, prędzej czy później, zupełnym fiaskiem.

Właśnie dlatego, że miejsca pamięci są przeważnie emanacją społeczeństwa, stanowią one, choć w różnym stopniu, jego symboliczną własność, wspólne dziedzictwo. Wyraża się to w ochronie, jakiej podlegają ze strony powołanych w tym celu instytucji, a jeszcze bardziej w wierze wpajanej jednostkom niekiedy tylko przez wychowanie w rodzinie, a zazwyczaj również przez system oświatowy, media, Kościoły, stowarzyszenia i urzędy - wierze, wedle której to właśnie miejsca pamięci konstytuują społeczeństwo jako zbiorowy podmiot, gdyż przypominając jego przeszłość, zobowiązują do przeniesienia jej w czas przyszły. Wiara ta czyni z miejsc pamięci nośniki zbiorowej tożsamości, nie jedyne wprawdzie ale szczególnie ważne dla społeczeństwa, które się w nich rozpoznaje. Stąd wyjątkowe uczulenie na losy tych miejsc pamięci, które w wyniku wojen, przemieszczeń ludności czy przesunięcia granic znalazły się pod władzą innego państwa. Bedzie jeszcze o tym mowa.

Konflikty pamięci

W określonym przedziale czasu topografia pamięci zbiorowej jest wypadkową wielu czynników. Tego, co się rzeczywiście wydarzyło w przeszłości. Zasięgu oddziaływania i trwałości skutków poszczególnych zdarzeń czy takich procesów, jak wojny, rewolucje, przewroty, epidemie, głody, eksterminacje, masowe przesiedlenia i inne kataklizmy. Odbioru tych zdarzeń i procesów przez współczesnych zależnego z kolei od podłoża, na jakie trafiały: od instytucji, nastrojów społecznych, wierzeń zbiorowych. Znaczeń, jakie minionym zdarzeniom i procesom nadawały kolejne pokolenia: przypisywanej im wagi, ciągów przyczynowo-skutkowych, w jakie je włączano, uznawania ich za zamknięte w czasie przeszłym dokonanym albo, przeciwnie, za nadal czynne. Stanu teraźniejszego właściwego danej zbiorowości: tego, czy znajduje się ona w fazie wzrostu czy schyłku, ekspansji czy regresu, co ma wpływ na oczekiwania zbiorowe, które kształtują wyobrażenia przeszłości: rozkład akcentów, zabarwienie, wybór postaci i obsadzenie jednych w roli bohaterów, innych – w roli złoczyńców. Nie jest to zapewne lista wyczerpująca, ale daje jakieś pojęcie o złożoności rozpatrywanych tu zjawisk i prowadzi do wniosku, że topografia pamięci zbiorowej zmienia się w czasie w następstwie zmiany czynników, które ją kształtują. Obecne miejsca pamięci mogą przeto stracić na znaczeniu, podczas gdy tę rangę zyskają inne.

Przede wszystkim jednak topografia pamięci zbiorowej zmienia się zależnie od podmiotu pamięci. Jest inna w przypadku każdej grupy i każdego zrzeszenia, w szczególności zaś - każdego narodu europejskiego i w jego obrębie – każdej z kategorii społecznych, z jakich on się składa. Przy czym o ile pamięć małych grup bywa jednolita, gdy wywierają one na swych członków presję tak silną, że upodobnia ona ich wspomnienia i nadaje im zbieżną wymowę, o tyle pamięć dużych zbiorowości jest zawsze rozdarta, często do tego stopnia, że można i trzeba zapytać, czy w ich przypadku mamy zaiste do czynienia z jedną podzieloną pamięcią, czy też jest ona tylko złudzeniem, za którym kryje się wielość pamięci niezgodnych ze sobą. Wbrew pozorom nie jest to pytanie czysto teoretyczne. Odpowiedź na nie bowiem jest określeniem się wobec wspólnej pamięci, odrzuceniem jej bądź przyjęciem, a tym samym ustosunkowaniem się do innych pamięci, z którymi miałaby ona łączyć tę, którą uważamy za własną, uznaniem tego, co je różni, za dopuszczalną odrębność albo za przeciwieństwo tak jaskrawe, że musi ono doprowadzić do starcia zakończonego zwycięstwem jednej ze stron. Jest to więc odpowiedź polityczna, jak zarazem teoretyczne i polityczne jest pytanie o podzieloną wspólną pamięć czy to poszczególnego narodu czy Europy.

Pamięć każdego narodu europejskiego – a chyba i innych – obejmuje pamięci od siebie różne, a nawet z sobą skłócone, bo każdy przeżył często krwawe konflikty wewnętrzne: wojny religijne, bunty chłopskie, rewolucje, wojny domowe, wystąpienia robotnicze, zmiany ustrojowe, starcia polityczne. Konflikty takie niekiedy kończą się kompromisem. Przeważnie jednak każdy z nich zostawia po sobie zwycięzców i zwyciężonych, którzy pamiętają co innego, a nawet te same wydarzenia pamiętają inaczej i oceniają rozbieżnie, i którzy przekazują swe wspomnienia następnym pokoleniom. Gwałtowny konflikt nigdy nie ginie wraz z swymi protagonistami, lecz pozostaje obecny w konflikcie pamięci. W tej bowiem mierze, w jakiej potomkowie poczuwają się do więzi z przodkami, przejmują oni odziedziczone wspomnienia w przekonaniu, że są prawdziwe i włączają je we własną tożsamość, jak i kultywują odziedziczone miejsca pamięci od grobów rodzinnych poczynając. Z upływem czasu każdy konflikt pamięci wygasa; by do tego doszło, trzeba jednak zazwyczaj dziesięcioleci i sprzyjających warunków, w szczególności unikania wszystkiego, co go może ponownie rozjątrzyć. Pamięć Żydów polskich nie byłaby tak ostro skłócona z pamięcią pewnych odłamów polskiej opinii, gdyby nie marzec 1968 roku i tolerowanie antysemityzmu w Trzeciej Rzeczypospolitej. O tym, czy można znaleźć rozwiązanie dla konfliktu pamięci, gdy jest podrażniony, będzie jeszcze mowa. Teraz wystarczy zauważyć, że próby narzucania wszystkimi środkami w dyspozycji państwa pamięci jednej ze stron konfliktu jako pamięci narodowej, dają z reguły skutki odwrotne od zamierzonych, gdyż tylko podsycają konflikt, który rzekomo chciały zgasić.

Uwagi te stosują się z odpowiednimi zmianami również do pamięci europejskiej. Jest ona przecież kwestionowana przez tych wszystkich, dla których naród jest najwyższą formą społeczeństwa ludzkiego jeśli nie w ogóle, to przynajmniej w porządku doczesnym. Ale nawet gdy uznaje się pamięć europejską, a wraz z nią Europę, za realną, pytanie o jej stosunek do pamięci narodowych pozostaje otwarte. Czy jest ona tylko ich pochodna, czy również tworem sui generis? Nie tu miejsce na uzasadnianie odpowiedzi. Wystarczy zauważyć, że jest to pytanie zarazem historyczne i polityczne, i stwierdzić bez dowodu, że wspólna pamięć europejska nie daje się sprowadzić do wielości pamięci narodowych, choć zarazem pozostaje pod wpływem ich konfliktów.

A tych nie brak. Albowiem pamięci narodów są często skłócone ze sobą; dotyczy to zwłaszcza tych, które z sobą sąsiadowały lub sąsiadują. Przy czym każda pamięć narodowa, choć wewnętrznie rozdarta, występuje zazwyczaj jako jedność, gdy przeciwstawia się innym. To, ze każdy naród ma sobie tylko właściwe miejsca pamięci, nie musi samo przez się być źródłem konfliktów. Wojny, które zapełniają przeszłość, pozostawiły jednak zwycięzców i zwyciężonych, spowodowały nieszczęścia ludzkie, zniszczenia i grabież dóbr kultury, straty materialne, przemieszczenia granic, przesiedlenia ludności. W ich wyniku zdarza się, że te same przedmioty, terytoria, aglomeracje miejskie są rewindykowane przez różne narody jako ich miejsca pamięci; jeśli każdy z nich rości sobie pretensje do wyłączności, a pamięć, jaką kultywuje, jest głównie pamięcią krzywd doznanych od sąsiada i rywala, konflikt pamięci okazuje się nieuchronny. Może on niekiedy przybrać formy ostre; bywa tak zwłaszcza wtedy, gdy pamięć staje się po obu stronach granicy przedmiotem manipulacji politycznych. Te bowiem są w stanie zamienić konflikt pamięci w konflikt realny, ożywiając u jednych i u drugich uspokojone, jak by się zdawało, poczucie życiowego zagrożenia i uczucia wzajemnej wrogości, i powodując przeto odtworzenie dawnej wojny w nowej postaci, równie okrutnej, co jej pierwowzór. Wystarczy przypomnieć rozpad Jugosławii, gdzie konflikt pamięci starannie pielęgnowany i odpowiednio zaogniony zaowocował zbrodniami przeciw ludzkości.

Konflikty pamięci mają też inne powody. Dzieje narodów europejskich są powiązane tak bardzo, że każdy z nich jest tylko składnikiem szerszej całości. Wiele postaci, wydarzeń i procesów jest wspólnych wielu narodom; niektóre są nawet wspólne wszystkim. Ale te wspólne składniki pamięci są bardzo często opatrywane przeciwnymi znakami. Bohaterowie jednego narodu bywaja wyklinani przez inne. Co tu czci się jako zwycięstwo, tam opłakuje się jako klęskę. Ci mają siebie wyłącznie za ofiary, tamci widzą w nich gnębicieli, jeśli nie oprawców. Po tamtej stronie granicy mowa o bezprawnych wysiedleniach; po tej – o realizacji uchwał międzynarodowych. Co jedni wspominają jako katastrofę narodową, dla innych jest wyzwoleniem od obcej przemocy. Listę tę łatwo wydłużyć. Również i takie konflikty pamięci mogą być i są politycznie instrumentalizowane przez siły, które próbują je wykorzystać dla uzasadnienia roszczeń materialnych czy symbolicznych, bądź też, co znacznie groźniejsze, dla ujednolicenia własnej pamięci narodowej i narzucenia jej w tej postaci współobywatelom. Pamięciowy konflikt zewnętrzny ma wtedy posłużyć stłumieniu takiegoż konfliktu wewnętrznego przez wykreowanie wroga, któremu trzeba przeciwstawić siłę, zwartość i gotowość do walki. Wszystkie ruchy autorytarne i totalitarne używały tego rodzaju socjotechniki, by zapewnić sobie poparcie.

Co robić z konfliktami pamięci, które nadal zachowują żywotność? Czy można znaleźć dla nich takie rozwiązania, które by nie odgrywały źródłowego konfliktu, choćby w postaci znacznie złagodzonej, unikając wszelako zapomnienia o nim i rzutowania w przeszłość fikcyjnej zgody? Rozwiązania, które by pozwalały każdemu protagoniście pozostać sobą, czyli zachować własną pamięć, a zarazem ułożyć współżycie ze stroną przeciwną na gruncie zgodnego uznania odrębności skłóconych pamięci, co by uniemożliwiło, a przynajmniej utrudniło przerodzenie się różnic miedzy nimi w gwałtowny spór? Nim odpowiem, zauważę że samo postawienie takiego pytania jest pochodne wobec politycznej decyzji wygaszenia konfliktu pamięci, a przynajmniej poniechania działań, które by ten konflikt podsycały i pogarszały przeto i tak już złe stosunki między stronami. Taka polityczna decyzja nie jest bynajmniej oczywista. Przed chwilą była przecież mowa o siłach, których perspektywa rozwiązania konfliktu do przyjęcia dla wszystkich protagonistów po prostu nie interesuje albo interesuje o tyle tylko, o ile uważają za konieczne ją zwalczać, bo radykalnie przeciwstawiają swoich obcym, przyjaciół – wrogom, ujmując swe stosunki z nosicielami innych pamięci w kategorie konfrontacji i dążąc do narzucenia przemocą własnego stanowiska. Dopiero podjęcie politycznej, powtarzam, decyzji traktowania drugiej strony nie jako przeciwnika lecz jako partnera w szukaniu porozumienia i założenie tym samym, że jest ono możliwe, czyni sensownym zastanawianie się nad tym, jak najlepiej tę możliwość urzeczywistnić.

Trzy wymiary konfliktów pamięci

Konflikt pamięci jest dlatego tak trudny do rozwiązania, że wszelka pamięć przypisuje sobie wyłączność wiedzy o tym, co się rzeczywiście wydarzyło. Jeśli zatem dwie pamięci mają na jakiś temat zdania różne i nie dające się pogodzić, sytuacja zdaje się beznadziejna. Tak jednak nie jest, gdyż obie strony mogą zgodnie odwołać się do jakiejś instancji, której autorytet pospołu uznają, i przystać na jej arbitraż. Tak postępowano przez długie wieki. W dobie nowożytnej odkryto jednak, że spory o przeszłość w ich wymiarze poznawczym można rozstrzygać całkiem inaczej: opuszczając teren pamięci, by skorzystać z usług historii. Historia bowiem w jej nowożytnym rozumieniu nie ma być zapisem pamięci, czym była w ciągu większej części swych dziejów. I być nim nie musi, ponieważ jest w stanie wyjść poza uobecnianie przeszłości dzięki przywoływaniu wspomnień, by poznawać ją w sposób całkiem od pamięci niezależny: za pośrednictwem źródeł czyli wszelkiego rodzaju pozostałości, które przetrwały do naszych czasów i które można badać tak, by wyprowadzić z przysługujących im cech wnioski o tym, kiedy, za czyją sprawą i w jakich okolicznościach powstały w swym kształcie pierwotnym i o zmianach, jakim później podlegały.

Nie mogę tu wchodzić w szczegóły, zresztą wielokrotnie przedstawiane. Wystarczy stwierdzić, że wiedza historyczna o przeszłości przynosi informacje pozostające poza zasięgiem pamięci, co najlepiej świadczy o niezależności pierwszej od drugiej. Ale to nie wyczerpuje sprawy wzajemnych stosunków historii i pamięci. Równie istotne dla historii jest bowiem ukazywanie przeszłości z perspektywy, która nie jest perspektywą pamięci i różni się od niej zasadniczo tym, że wyklucza utożsamianie się historyka z postaciami z przeszłości, zwłaszcza zaś z takim czy innym protagonistą minionych konfliktów. Historyk jako historyk nie ma brać czyjejkolwiek strony. Ma brać wyłącznie stronę historii jako gałęzi wiedzy i dyscypliny badawczej. Jego obowiązkiem, innymi słowy, jest utożsamiać się całkowicie i bez reszty z idealnym podmiotem norm nierozłącznie etycznych i epistemologicznych, które regulują jego stosunki z własnym środowiskiem zawodowym i z szerszym otoczeniem, a zarazem ukierunkowują jego zabiegi badawcze tak, by mogły one sprostać krytyce innych historyków i by ich wyniki okazały się przeto do przyjęcia dla nich, a za nimi – dla szerszych kręgów publiczności; by zyskały, innymi słowy, ważność powszechną. Zakłada to pełną zgodność poglądów środowiska historyków na zasady postępowania i na kryteria oceny stosowanych zabiegów, a więc również ważności pozyskanej dzięki nim wiedzy.

W rzeczywistości pełna zgodność w tych sprawach nigdy nie zachodzi, a odstępstwa od idealnego wzorca są bardzo liczne i nie trzeba ich daleko szukać. Zostawmy na uboczu nieporadności warsztatowe, koncepcyjne i pisarskie. Groźniejsze od nich jest sprzeniewierzanie się niektórych historyków ich zawodowym obowiązkom i wprowadzanie opinii w błąd, gdy podają oni pod nazwą historii coś, co jest w rzeczywistości zapisem pamięci. Nie znaczy to bynajmniej, jakoby historykom nie wolno było jej rejestrować. Przeciwnie. Jedną z ich ról i to bardzo ważną jest tworzenie źródeł, utrwalając wspomnienia osób, które ze względów psychologicznych czy społecznych same nie są w stanie tego zrobić. Czym innym jednak jest zachowywanie pamięci, a czym innym podawanie jej jako historii i nadawanie przeto ważności powszechnej obrazowi przeszłości, który jest nieuchronnie częściowy i stronniczy. Zdarza się to szczególnie często badaczom dziejów najnowszych, bardziej niż inni wystawionym na naciski instytucji politycznych i mediów, które dysponują środkami perswazji i które domagają się od nich, by utożsamiali się z jedną ze stron minionych konfliktów i przedstawiali je z jej perspektywy. Nie usprawiedliwia to ulegania takim naciskom, bo niektórzy umieją przecież im się oprzeć. Ale ilustruje regułę ogólną, że historii jest tym trudniej wyzwolić się w pełni od pamięci, im bardziej ta ostatnia jest żywa i im bardziej wydarzenia, które przywołuje pozostają bolesne z uwagi na ich charakter i trwające nadal skutki. A tak dzieje się z natury rzeczy zwłaszcza w przypadku konfliktów o miejsca pamięci.

Wszystko to nie przekreśla jednak faktu, że rozstrzygać konflikty pamięci w ich wymiarze poznawczym można tylko przenosząc je na teren historii. Wymaga to od obu stron decyzji politycznej: wstrzymania wszelkich poczynań, które grożą zaognieniem sporu, i pozostawienia historykom pełnej swobody szukania odpowiedzi na pytanie o to, co się zdarzyło, z równoczesnym wyrażeniem gotowości przyjęcia jej, gdy zostanie wypracowana. Dla historyków nie jest to bynajmniej zadanie łatwe, choćby dlatego, że po obu stronach ciąży na nich pamięć. Ale nawet gdyby historycy doszli do porozumienia, a politycy byli skłonni je zaaprobować, dotyczyłoby ono tylko tego, co daje się ustalić za pośrednictwem źródeł, co może, innymi słowy, być przedmiotem poznania. A przecież w grę wchodzą również dwa inne wymiary pamięci, emocjonalny i egzystencjalny, które pozostają poza zakresem kompetencji historyków. Jak pogodzić nie tylko poglądy na to, co się kiedyś stało, ale nadto uczucia i tożsamości?

Wymaga to ujęcia źródłowego konfliktu z perspektywy już nie historycznej lecz hermeneutycznej i dostrzeżenia w nim tragedii. Bardziej od historyków powołani są do tego pisarze i artyści zdolni ukazywać minione konflikty, przez pryzmat losów jednostek, nie cofając się przed opisami, na które historykowi, skrępowanemu wymogami swego zawodu, nie wolno sobie pozwolić. Zdolni wczuwać się w protagonistów i odtwarzać ich motywacje, próbując zrozumieć je bez udzielania im aprobaty. Zdolni apelować do przeżyć odbiorcy, budzić w nim poczucie wspólnoty z przedstawianymi postaciami, a zarazem całkowitej wobec nich obcości, wyzwalać emocje, które skłaniają do zmiany spojrzenia. Uczestnicy konfliktu po obu stronach ukazują się wtedy jako postaci tragiczne, gdyż poruszane przez bogów, których same powołały do istnienia, a którzy, wbrew żywionym przez nie oczekiwaniom, wiodą je do nieuchronnej zguby: przez wierzenia zbiorowe, religie czy ideologie, którym dały sobą powodować, nie bacząc na skutki i nie cofając się w imię realizacji ich haseł przed najokrutniejszymi zbrodniami. Ale zaślepienie postaci tragicznych nie jest okolicznością łagodząca. Byli przecież tacy, którzy nie ulegli religiom czy ideologiom i tacy, którzy choć przyswoili je sobie, nie posunęli się aż do popełniania przestępstw, by wcielić je w życie. Ci, którzy doszli do ostateczności, mieli jakąś, choćby bardzo ograniczoną, wolność wyboru, co sprawia, że stosują się do nich kategorie odpowiedzialności, winy i kary.

Uznanie źródłowego konfliktu za tragedię prowadzi do odrzucenia manichejskiej jego interpretacji jako walki dobra ze złem i do rezygnacji z ujęcia, wedle którego po naszej stronie były tylko ofiary, a po stronie nam przeciwnej - tylko kaci. Nie wynika z tego, że po obu były same ofiary. Wynika natomiast, że i tu, i tam były ofiary i kaci, ofiary, które niekiedy stawały się katami, i kaci czy ich wspólnicy, którzy padli ofiarą własnych zbrodni, przy czym mamy tu do czynienia z gradacją: od mieszaniny dobra ze złem do zła w postaci niemal krystalicznie czystej. Taka zmiana rozumienia źródłowego konfliktu ma ważne skutki dla uczuć, jakie on po sobie pozostawił. Nienawiść i chęć zemsty okazują się z perspektywy tragedii wytworami sił, które do konfliktu doprowadziły, a uleganie im grozi zejściem, choćby w myślach i słowach, do poziomu jego najbardziej odrażających uczestników. Skłania to do oczyszczenia się czyli do edukacji uczuć, która zastąpi litość dla swoich i nienawiść do obcych współczuciem ze wszystkimi z wyjątkiem tych, którzy przekroczyli granice człowieczeństwa. I zdolnością przebaczania. Tu kończą się kompetencje pisarzy i artystów. Prawo głosu przysługuje natomiast świeckim i duchownym autorytetom moralnym. Jednym z znakomitych przykładów aktu przebaczenia jest pamiętny list biskupów polskich do biskupów niemieckich. Szkoda tylko, że podobny nigdy, jeśli się nie mylę, nie został wystosowany do prawosławnych biskupów rosyjskich i ukraińskich.

Miejsca pamięci pozostają, jak widzieliśmy, ściśle związane z poczuciem zbiorowej tożsamości. Fakt, że niektóre należą równocześnie do różnych zbiorowości – np. narodów czy wyznań – niczego tu nie zmienia. Nadaje jednak wyjątkowo groźną wymowę zawłaszczaniu wspólnych miejsc pamięci na swój wyłączny użytek przez jednego z współwłaścicieli, co musi być odbierane przez pozostałych jako pozbawianie każdego z nich jakiejś części samego siebie. I nadaje jeszcze groźniejszą wymowę niszczeniu ich lub przeinaczaniu, postrzeganym nieuchronnie jako chęć zatarcia śladów przebywania na danym terenie czy działania w danej dziedzinie zbiorowości innej niż ta, do której one obecnie należą. Jako symboliczna eksterminacja. Toteż spór o miejsca pamięci ma nieuchronnie wymiar egzystencjalny, a jego rozstrzygnięcie nie może być trwałe dopóty, dopóki wszystkie zaangażowane weń tożsamości zbiorowe nie otrzymają zadośćuczynienia. W praktyce znaczy to, że obowiązkiem państwa, w którego granicach znajdują się miejsca pamięci innych zbiorowości, jest nie tylko otaczanie ich opieką i ochroną, czego, my, Polacy nie robiliśmy bardzo długo w stosunku do pamiątek niemieckich i żydowskich rozsianych na naszej ziemi. Jego obowiązkiem jest nadto umożliwianie zainteresowanym dostępu do nich i odbywania obrzędów komemoracyjnych zgodnie z ich wierzeniami i przekonaniami. Jest to koniecznym warunkiem zastąpienia konfliktu wokół miejsc pamięci obustronnym szukaniem zasad przyszłego współżycia.

Rozwiązania takie, choć wygaszają konflikt, nie mogą jednak uniemożliwić, a nawet poważnie utrudnić ponownego rozpalenia go, o ile nie dokona się taka przebudowa tożsamości zbiorowej stron, która usunie z zespołu konstytutywnych składników każdej z nich wrogość wobec drugiej strony. Tu na scenę muszą wejść wychowawcy w najszerszym słowa tego rozumieniu, które obejmuje nie tylko nauczycieli wszystkich szczebli, ale również polityków, duchownych, dziennikarzy i ludzi mediów. Mogą oni i powinni korzystać z prac historyków oraz z literatury i sztuki, choć poprawne ustalenie faktów i tragiczne rozumienie minionych konfliktów to dla nich nie cele, ale środki powalające dopełnić edukację uczuć takim kształtowaniem tożsamości zbiorowej, które zastąpi poczucie własnej niewinności świadomością zasług i win, poczucie wyłącznej słuszności przekonaniem, że racje często bywają podzielone, a poczucie zagrożenia przez obcych nastawieniem na trwałe współistnienie. I które będzie rewidowało wyobrażenia o własnej przeszłości z tej nowej perspektywy, by i w tym zakresie przestały panować manichejskie schematy. Nie jest tak, że my byliśmy zawsze dobrzy, a źli byli zawsze i tylko inni – to na pozór banalne w swej ogólnikowości zdanie nie zostało bynajmniej uznane przez wszystkie czynniki odpowiedzialne za wychowywanie Polaków, jak o tym świadczą próby odrzucenia każdego faktu, który stanowi jego ilustrację; czyż trzeba przypominać spór o Jedwabne? W innych krajach jest podobnie.

Nowe perspektywy

Badania historyków, twórczość pisarzy i artystów, i do praca wychowawców same przez się nie wystarczają jednak, by doprowadzić stanu, w którym różne pamięci będą współistnieć, przy czym każda uzna prawo pozostałych do zachowania swej odrębności. Osiągnięcie go wymaga przede wszystkim poniechania przez polityków decyzji, wystąpień i poczynań, które utrudniają czy wręcz uniemożliwiają dążenie doń. Oczekuje się od nich, jak od lekarzy, by przynajmniej nie szkodzili. By nie instrumentalizowali konfliktów pamięci w rozgrywkach partyjnych i w walce o władzę, by nie siali nieufności, by nie wyzwalali agresji i nie podsycali frustracji, wytwarzając poczucie zagrożenia – wewnątrz przez „układ”, który rzekomo z ukrycia rządzi wszystkim, a z zewnątrz przez odwiecznych wrogów, którzy czyhają na nas niczym wilki. Ale to tylko minimum. Od polityków należy bowiem wymagać decyzji pozytywnych, które by sprzyjały kształtowaniu postaw otwartych na inne niż własny punkty widzenia i szanujących cudzą pamięć bez rezygnacji z własnej, w przekonaniu, że każdy naród składa się z kategorii, które różnie przeżywały wspólną historię, co pozostawiło im odmienne wspomnienia. I że podobnie jest z Europą złożoną z narodów, z których każdy pamięta wspólną przeszłość na swój sposób, przy czym różnice te są uprawnione w granicach, które winna wytyczyć i w razie potrzeby skorygować miedzynarodową dyskusją z udziałem historyków, pisarzy i artystów, wychowawców i polityków. Kształtowaniu takich postaw należy podporządkować programy nauczania i nazewnictwo ulic, budowę pomników i organizację obchodów rocznicowych, troskę o własne i cudze miejsca pamięci, słowem, te wszystkie działania, które wpajają jednostkom pamięć zbiorową, reaktualizują ją lub wbudowują w przestrzeń.

Wszelka pamięć zbiorowa jest pamięcią podzieloną i inna, jak widać, być nie może. Nie znaczy to, ze podział ten musi przybierać postać konfliktu. Jeśli w przeszłości przeważnie tak się działo to dlatego, że życie publiczne każdego państwa i każdego narodu było zdominowane przez jedną grupę, która narzucała wszystkim swoją pamięć jako ogólnie obowiązująca i nie przyjmowała do wiadomości istnienia innych. Trzeba było głębokich przemian kulturowych i długotrwałej walki politycznej, która przebudowała hierarchię społeczną i przeorała pamięć zbiorową, by pamięci różnych grup i klas doczekały się równouprawnienia, zresztą bardziej w teorii niż w praktyce, jak choćby w Polsce, gdzie pamięć szlachecka wciąż jeszcze waży więcej niż pamięć chłopów. Ale podział pamięci nieuchronnie przybierał w przeszłości postać konfliktu również dlatego, że państwa i narody europejskie nie widziały przed sobą innej perspektywy niż utrzymywanie najdłużej, jak się da, równowagi sił w wyrastajacym z doświadczenia przekonaniu, że naruszenie jej niechybnie doprowadzi do wojny stale obecnej na horyzoncie; stąd eskalacja nacjonalizmów.

Między dwoma podziałami pamięci, wewnątrznarodowym i międzynarodowym, podobnie jak między rodzonymi przez nie konfliktami, zachodziły dwustronne i zmieniające się w czasie zależności, którymi nie podobna się tu zajmować. Ważne jest dla nas to tylko, że obecnie istnieją inne perspektywy. W wewnętrznym życiu publicznym jest to perspektywa demokracji z właściwa jej równością obywateli; w stosunkach międzynarodowych – perspektywa Europy z właściwa jej równością państw i narodów. Ani demokracja ani Europa nie są jednak czymś danym raz i na zawsze. Grożą im różne niebezpieczeństwa, w tym – rozjątrzenie konfliktów pamięci wewnętrznych, a zwłaszcza międzynarodowych, przez partie populistyczne i nacjonalistyczne, które mogą w sprzyjających im okolicznościach – np. w warunkach kryzysu gospodarczego czy politycznego – dojść do władzy i przełożyć swą ideologię na program polityki wewnętrznej i zagranicznej państwa. Z podwójnej perspektywy demokracji i Europy jest więc rzeczą szczególnie ważna rozbrajanie konfliktów pamięci, jak rozbraja się bomby z opóźnionym zapłonem.

Zacząłem od tego, że wszelka pamięć jest pamięcią jakiegoś podmiotu jednostkowego bądź zbiorowego. Ale podmiot zbiorowy nie jest abstrakcją czy hipostazą. Jest zespoleniem wielości jednostek różnego rodzaju więzami, współpracą, współdziałaniem, współodczuwaniem. Toteż postawa wobec pamięci zbiorowej, obcej czy własnej, odnosi się zawsze w ostatecznym rachunku do żywych ludzi, którzy są jej nosicielami i którzy ją reaktualizują, zazwyczaj za pośrednictwem przedmiotów i miejsc uznanych przez nich za korelaty pamięci i z tego tytułu tak im bliskich, że są traktowane jako część ich samych. Postaw wobec obcych pamięci zbiorowych nie mogą zatem dyktować wyłącznie wprowadzane decyzjami polityków regulacje prawne, choć mają one ważną rolę do spełnienia. Musza one również, jeśli nie przede wszystkim, być uzewnętrznieniem przyswojonych sobie przez jednostki norm moralnych pochodnych względem zasady wzajemności nakazującej widzieć w innej osobie drugiego siebie, a w innej zbiorowości – równoważnik tej, do której sami należymy. I postępować odpowiednio do tego.

Ostatnimi czasy mówiono u nas dużo o „polityce historycznej”. Proponuję zastąpić ją etyką pamięci.

 


Krzysztof Pomian (ur. 1934) - historyk, filozof, eseista. Profesor we francuskim; Krajowym Ośrodku Badań Naukowych. Dyrektor powstającego w Brukseli Muzeum Europy. 

Photo of the publication Pamięć o zbrodniach komunistycznych: „Dom terroru i Cmentarz Centralny
Krisztián Ungváry

Pamięć o zbrodniach komunistycznych: „Dom terroru" i Cmentarz Centralny

20 August 2011
Tags
  • historia Europy w XX wieku
  • totalitaryzm
  • miejsca pamięci na Węgrzech

XX w. był czasem totalitaryzmów, które legitymizowały się nawzajem zagrożeniem ze strony tego drugiego. Spustoszenia, masowe mordy i deportacje przeprowadzane były ze wskazaniem na działanie prewencyjne. Pod tym względem pomiędzy zbrodniami komunistów i nazistów istnieją wzajemne i ścisłe relacje przyczynowo-skutkowe. Jednak kultura pamięci, która bierze pod uwagę zbrodnie tylko jednego ustroju totalitarnego, ryzykuje zaprzęgnięciem w służbę, a zatem i w zbrodnie, innego ustroju totalitarnego lub też ich bagatelizowaniem. Omawiane w moim artykule dwa miejsca pamięci stanowią wzorcowe przykłady tego zjawiska.

 „Dom terroru”

Dom przy Andrássystraße pod numerem 60 był wręcz predestynowany, by stać się muzeum, ponieważ to tutaj do 1945 r. znajdowała się centrala partii węgierskich narodowych socjalistów, a następnie do 1989 r. - komunistycznej policji politycznej. Narodowo-konserwatywny rząd Viktora Orbána nie szczędził kosztów i w 2002 r. utworzył tutaj najbardziej imponujące węgierskie muzeum od ostatnich 15 lat. Na wewnętrznym dziedzińcu muzeum widać instalacje fotograficzne w postaci „Ściany sprawców” oraz „Ściany ofiar”. Na trzech kondygnacjach utworzono bogato wyposażone pomieszczenia, które przedstawiają wybrane aspekty dwu dyktatur - strzałokrzyżowców oraz komunistów.

Politycy z obozu socjalistów i liberałów od początku krytykowali pomysł stworzenia muzeum w tym domu. Minister Spraw Zagranicznych László Kovács żądał, by zamiast „Domu terroru” stworzyć „Dom pamięci i pojednania” w innym miejscu. Pojednanie zakłada jednak odpowiednie uznanie winy. To zaś ze strony sprawców nigdy nie nastąpiło.

Tematem pierwszej sali wystawowej jest „podwójna okupacja”. Wprawdzie świadomie postanowiono, że wystawa nie będzie przedstawiała drogi do Holocaustu – co dziwne, strony były ze sobą zgodne, by ten temat przesunąć do osobnego muzeum znajdującego się na uboczu – a jednak w tej skróconej prezentacji znalazły się kompromisy, od których włos się jeży na głowie. Zwiedzającym sugeruje się, iż odpowiedzialnością za ataki na Żydów można obarczyć zaledwie garstkę ludzi, mimo że w rzeczywistości było wręcz przeciwnie. W obliczu obciążającego faktu, że na rabunku żydowskiego majątku skorzystały setki tysięcy Węgrów, a partie rządzące przed 1944 r. w kwestii wrogości wobec Żydów niespecjalnie różniły się od strzałokrzyżowców, powyższa informacja stanowi całkowite wprowadzanie w błąd. Wprawdzie polityka Miklósa Horthy’ego temperowała radykalizm węgierskich antysemitów, ale jego zasługi nie mogą przykryć odpowiedzialności za prześladowania Żydów przed 1944 r.

W pomieszczeniu, w którym przedstawiono zmianę odzieży, najbardziej wyraźna jest porażka przedstawienia symbolicznego. Na obracającym się podium widoczne są dwie figury oparte o siebie plecami, odziane w mundury strzałokrzyżowców oraz komunistycznej policji politycznej. Na ekranie pokazywane są ponadto przebierające się cienie. Ponieważ w 1945 r. ani jeden strzałokrzyżowiec nie włożył munduru policji politycznej, prezentację tę można określić jedynie jako zafałszowanie historii. Gdyby autorzy wystawy chcieli zaprezentować elementy wspólne dla obu partii totalitarnych, musieliby wskazać ciągłość przynależności do obu partii.

Koncepcja autorów wystawy, aby przedstawić ciągłość na przykładzie członków policji politycznej, wskazuje jednocześnie na pewien problem tej wystawy, mianowicie na unikanie podjęcia tematu narodowej odpowiedzialności. O członkach policji politycznej można przeczytać jedynie pół zdania: „organizacja zrzeszająca element radykalnie lewicowy, kryminalistów oraz byłych oprawców strzałokrzyżowców”. W rzeczywistości wśród dowództwa policji politycznej, czyli wśród osób, których portrety przedstawiane są na wystawie, nie ma ani jednego „oprawcy strzałokrzyżowców” i ani jednego zwykłego kryminalisty. Wielu z nich było faktycznie komunistami z przekonania. U większości pewną rolę w motywacji do wstąpienia do policji mogła również odegrać zemsta, ponieważ pierwszymi członkami policji politycznej byli głównie Żydzi, którzy najpierw zaznali ucisku podczas rządów Miklósa Horthy’ego (1.3.1920–16.10.1944) jako członkowie żydowskiej Służby Pracy (specjalna jednostka pracy przymusowej w armii węgierskiej), czyli jako ofiary. Tylko niewielu przyjechało z emigracji. Wystawa przedstawia przede wszystkim materiał kompromitujący komunistów. W muzeum „Dom Terroru” niewiele jest natomiast miejsca na antyfaszyzm.

W pomieszczeniu dotyczącym oporu antykomunistycznego można przeczytać następujący tekst: „Kilkadziesiąt tysięcy ludzi zgłosiło się do organizacji zbrojnego oporu (...) Nazwiska wielu są nieznane. O innych nadal opowiadane są komunistyczne kłamstwa, mimo że są prawdziwymi bohaterami”. Trudno interpretować te zdania inaczej niż jako twierdzenie, że wszystkie działania antykomunistyczne, a zatem również te radykalnie prawicowe i rasistowskie, powinno się określać mianem bohaterstwa i idealizować, co oznacza, że motywacja antykomunizmu nie jest krytycznie analizowana i różnicowana.

Niezróżnicowana prezentacja pojedynczych losów prowadzi do mylenia ze sobą sprawców i ofiar. Szczególnie rzuca się to w oczy w zrekonstruowanej izbie tortur. Obok żadnego z portretów umieszczonych w celach nie jest napisane, co dokładnie zarzucano przedstawionym osobom i dlaczego padły ofiarą terroru. Te ofiary, w przypadku których należałoby również rozważać ich biografię jako sprawców, zostały pominięte lub należą wyłącznie do obozu antykomunistycznego. Układ wystawy wskazuje na aktualne względy polityczne brane pod uwagę przez jej autorów, dzięki czemu odważyli się wprawdzie przedstawić kontrowersyjne postaci strony antykomunistycznej jako ofiary, ale już nie przyłożyli tej samej miary do komunistów.

Wartościujące intencje w węgierskiej polityce pamięci są niewątpliwe, zwłaszcza po analizie przemówień i komentarzy wygłoszonych przy okazji otwarcia muzeum. Premier Viktor Orbán w przemówieniu inauguracyjnym w lutym 2002 r. powiedział, że dyktatury na Węgrzech mogły dojść do władzy tylko dzięki pomocy z zewnątrz. W przypadku Republiki Rad (19.3.–2.8.1919) nie jest to jednak prawda. Zaś w czasie rządów Döme Sztójay (22.3.–29.9.1944) deportacje Żydów przeprowadzane były w przeważającej mierze przez funkcjonariuszy węgierskich.

Cmentarz Centralny

Ofiary wszystkich ważnych procesów politycznych w latach 1945 - 1962 zostały pochowane na Cmentarzu Centralnym na dwu parcelach. Na terenie parceli nr 298 spoczywają ci, którzy w latach 1945 - 1956 zostali skazani za domniemane lub faktyczne „zbrodnie wojenne” i „zbrodnie przeciwko ludzkości”, ale również ci, którzy stali się ofiarami procesów pokazowych. Strzałokrzyżowcy, zbrodniarze wojenni, demokraci i socjaliści leżą tu obok siebie. Na sąsiedniej parceli nr 301 pogrzebano zarówno ofiary procesów pokazowych w jak i uczestników rewolucji w 1956 r.

Po transformacji ustrojowej teren ten okazał się być miejscem pamięci, gdzie zderzały się różne interpretacje przeszłości. Alternatywna grupa artystów „Inconnu” już w 1989 r. ustawiła na parceli nr 298 liczne tzw. „kopjafa” (drewniane belki nawiązujące do przedchrześcijańskich zwyczajów pogrzebowych Madziarów). W reakcji na nowoczesność tego pomnika historii jeszcze w tym samym roku powstało stylizowane wejście do madziarskiej zagrody z napisem: „Wędrowcze, który tu przychodzisz, przez tę bramę możesz przejść tylko z węgierską duszą.” Za nim umieszczona jest marmurowa tablica z następującą inskrypcją: „Zginęli męczeńską śmiercią za ojczyznę”. Zdania te stanowią przykład postawy, zgodnie z którą pochowanych należy traktować jako ofiary szczególnego prześladowania skierowanego przeciwko Madziarom. Temu zaś, że sprawcy (sędziowie, policjanci, oficerowie, politycy i inni) bez wyjątku czuli się Madziarami, inicjatorzy inskrypcji nagrobnych tym samym pośrednio zaprzeczają.

Przez ponad 15 lat nie mówiono o fakcie, że na parceli nr 298 spoczywają zarówno niewinne ofiary jak również masowi zbrodniarze, czy też, że nawet niektórzy masowi zbrodniarze nie zostali straceni za swoje czyny, ale za wymyślone delikty. Trudo przeprowadzić „oczyszczenie” parceli z osób problematycznych, ponieważ ich rodziny odebrałyby to jako bezczeszczenie grobów. W przypadku wielu ofiar należy stwierdzić mieszankę winy faktycznej i zmyślonej. W razie konsekwentnego podziału na parceli pozostałoby niewiele osób. Sytuację dodatkowo utrudnia fakt, że jednej grupy na niej brakuje całkowicie: komunistów zabitych podczas procesów pokazowych. Albo nie zostali oni tutaj pochowani, albo jeszcze w roku 1956 dokonano ich ekshumacji i ponownego uroczystego pochówku. Możliwość wymiany tablic pamiątkowych i stosownego oddania zawiłego oblicza obu miejsc pamięci przy pomocy nowych tekstów najwyraźniej pozostaje dla decydentów politycznych po dziś dzień zadaniem, którego próbują uniknąć.

 


Krisztián Ungváry (ur. 1969) - węgierski historyk specjalizujący się w historii politycznej i wojskowej XX wieku. Jego najbardziej popularne prace dotyczą badań nad oblężeniami Budapesztu podczas II wojny światowej. Jest jednym z założycieli Węgierskiego Stowarzyszenia Boyscout.

Photo of the publication Pamäť podelená: miesta pamäti v Európe ako politický a kultúrový jav
Krzysztof Pomian

Pamäť podelená: miesta pamäti v Európe ako politický a kultúrový jav

20 August 2011
Tags
  • Memory
  • Museum
  • 20th century history
  • Conflict of Memories
  • Places of Memory

Všetka ľudská pamäť je pamäťou nejakého subjektu - jednotkového alebo kolektívneho. V tom druhom prípade sa zvečňuje v dvoch podobách: v pamäti jednotiek zaťažených povinnosťou jej uchovávania a odovzdávania, a v predmetoch a v priestore, o čom napíšem ďalej. Depozitári kolektívnej pamäti ju odovzdávajú väčšinou ostatným členom behom iniciácie a aktualizujú v rámci pravidelných obradov. V novodobých spoločenstvách ekvivalentom iniciácie je vychovávanie v rodine a v škole, doplnené inými formami prispôsobovania pre samostatný život a pravidelnými obradmi akými sú štátne a cirkevné sviatky a výročné oslavy. Kolektívna pamäť sa buduje nad pamäťou jednotiek a spätne ich ovplyvňuje: zahrňuje ich do spoločného rámca, nanucuje im spoločné kritéria, aj keď len v obmedzenom rozsahu, a vpája im určitý spoločný obsah. Ale nevyhnutnou podmienkou samotného trvania pamäti je pamäť jednotiek. Keby jednotky sparalyzovala amnézia alebo zničil mor, po pamäti by zostali len nemé predmety a prázdne miesta.

Pamäť a jej miesta

Všetka spontánna ľudská pamäť - jednotiek či komunity je spojená s udalosťami, je kvalitatívna, hodnotiaca, výberová a egocentrická. Jej obsah predsa záleží od vybavenia subjektu a od jeho citlivosti, nastavenia, očakávaní a predsudkov, registruje zvlášť to, čo pre subjekt je šokujúce, čo sa odráža od pozadia, je iné ako rutina, diví, prekvapuje - čiže práve udalosti. S tým, že ich vyberá pamäť a hierarchizuje z hľadiska ich dôležitosti pre subjekt, a zachováva ich v takej podobe, v akej boli subjektom prežívané, so všetkými súvisiacimi citmi, aké v ňom vzbudzovali, keď ich prvotne vnímal.

Splietajú sa tu nerozlučne tri dimenzie pamäti, ktoré dovoľuje od seba oddeliť len analýza. Dimenzia poznávacia - kognitívna, pretože pretenduje na vernú reprodukciu minulých udalosti, ich účastníkov a okolností, v akých nastali, čiže do oznamovania zhodne s pravdou toho, čo sa kedysi dokonalo. Dimenzia emočná, pretože reprodukcia minulých udalostí oživuje zároveň city, aké ich sprevádzali, a snáď aj dokonca, v priaznivých podmienkach, uviesť opäť do stavu, aký bol, vďaka tým udalostiam, prežívaný. Existenčná dimenzia, pretože udalosti zapamätané sa líšia od aktuálne vnímaných či poznávaných inými spôsobmi práve tým, že sú istým zvláštnym spôsobom spojené so subjektom, ktorý ich pamätá: sprítomňujú sa mu ako prislúchajúce jeho osobnosti, tej istej vtedy, keď sa stýkala s nimi prvýkrát a teraz, keď si ich pripomína, a dovoľujú tomu subjektu uvedomiť si jej trvanie, zmieňanie sa v čase bez prerušenia kontinuity.

Tie tri dimenzie pamäti sa príslušne obracajú k minulosti, k súčasnosti a k budúcnosti. K minulosti, pretože pamäť oznamuje to, čo kedysi bolo predmetom vnemu/vnímania či prežívania, ale čo teraz už nemôže tým byť vo svojej originálnej podobe. K súčasnosti, pretože city aké evokuje sú prežívané súčasne, v priebehu pripomínania si minulých udalostí. A nakoniec k budúcnosti, pretože totožnosť, ktorá umožňuje si uvedomiť, je nielen niečím už daným, ale naviac projektom, otvorením na stále nové situácie, a pripravenosťou meniť sa, neprerušujúc súčasne kontinuitu so sebou súčasným a minulým. Ale hoci pamäť obsahuje v sebe aj prežitia, a anticipácie, predsa len ako pamäť ju konštituuje a ako pamäť definuje práve schopnosť zadržovania i zachovávania niečoho, čo sa stalo a minulo, a prinavracania toho vedomiu. Preto poznávacia dimenzia pamäti zohráva zásadnú rolu ako v psychickom živote jednotiek, tak aj v kultúre spoločenstiev.

Pamäť udržuje zvlášť blízke vzťahy s priestorom ako fyzickým, tak aj spoločenským, semiotickým a zmyslovým. Týka sa to pamäti jednotkovej, lokalizovanej v mozgu každého človeka, a zároveň navonok: v záznamoch, obrazoch, znakoch a iných mnemotechnických pomôckach. Snáď v ešte väčšom stupni sa to týka kolektívnej pamäti uchovávanej predsa nielen jednotkami ale tiež, v podobe spredmetnenej, inštitúciami, ktoré sú jej depozitármi alebo preto že boli za tým účelom založené, ako sú múzea, bibliotéky, archívy, služby ochrany pamiatok, komitéty výročných osláv, alebo preto, že sa tým zaoberajú v rámci svojej vlastnej činnosti. Média, cirkev, vysunuté orgány a úrady, inštitúcie osvety, vedy a kultúry, armáda, politické strany, združenia, medzinárodné organizácie v závislosti od svojich záujmov a kompetencií spravujú dozor nad cintorínmi, financujú archeologické vykopávky , reštaurátorské práce, skúmania historikov a etnografov, rozhodujú o názvoch ulíc, vojenských útvarov, pasažierskych aj vojenských lodí, škôl a vysokých škôl , o zachovaní alebo o zničení danej zástavby, o pomníkoch a pamiatkových tabuliach, o osobnostiach a udalostiach, ktoré si zaslúžia byť zohľadnené v školských učebniciach, šíreniu v programoch, predstaveniach, vo veľkonákladových publikáciách, v uctievaniu zmienkami v kalendároch alebo obradmi lokálneho, národného, európskeho dosahu či prinajmenšom vo všeobecnej intencii.

Všetky tie inštitúcie majú do činenia s kolektívnou pamäťou zvečnenou, niekedy stelesnenou, a tým – vbudovanou do priestoru zároveň fyzického, spoločenského a semiotického, ktorý vyplňuje dodatočnými významami a do ktorého to priestoru tým zavádza referencie do minulosti, zviditeľňuje ju, sprístupňuje pohľadu, dovoľuje ju privolať a sprítomniť. Ten priestor je teda tiež priestorom pamäti a z toho, hoci nie len z toho titulu - je predmetom činnosti politika, ktorý chcúc utvárať budúcnosť musí ju vztiahnuť k zapamätanej minulosti, a skúmania historika, ktorý, aby poznal minulosť, musí kriticky prehliadať vrstvy významov, akými bola vybavená v priebehu času.

Ani priestor spoločenský, ani priestor pamäti nie je vôbec homogénny. Obsahuje miesta, ktoré budia asociácie s minulosťou len v rodinách či v lokálnych komunitách. I také, ktoré - väčšinou vďaka dlhodobej a účinnej činnosti príslušných inštitúcií - sú mimoriadne nasýtené spomienkami, ktoré sú spoločné veľkým profesným či teritoriálnym skupinám, spoločenským triedam, celým národom, veriacim určitého vyznania či ideológie, čo neznamená, že každý, kto k nim patrí vie, ale čo znamenajú, že väčšina ich zdieľa, a zvlášť tí, ktorí danú komunitu podľa je mienky reprezentujú. Tie spomienky sú pestované, vpájané jednotkám rôznymi spôsobmi, zvečňované v predmetoch a aktualizované v obradoch. A miesta, v ktorých sa sústreďujú - je to spravidla okolie, kde sa údajne kedysi niečo odohralo alebo dátumy, kedy sa niečo dôležitého pre komunitu podľa jej mienky udialo  , či to, kde sa nachádzajú prírodné útvary človeka, ktoré budili a naďalej budia kolektívne emócie, alebo sú považované za symboly väzby s predchádzajúcimi pokoleniami alebo za relikvie osobností či pozostatkov udalostí zvečnených ústne, v obrazoch, písomnostiach, správaniach a uznaných za konštitutívne pre totožnosť skupiny, triedy, národa či nadnárodného náboženského alebo ideového združenia. To sú tiež nosiče významov, ktoré dlho boli, a často naďalej sú predmetom žiarlivého kultu alebo zúrivých sporov, a ktoré vzhľadom na to vošli do všeobecného povedomia. Práve také materiálne a predstavované miesta, kde kolektívne spomienky vystupujú v mimoriadnej koncentrácii sú označované ako miesto pamäti.

Každé miesto pamäti má vlastnú históriu. Ale každé to znamená, že v priebehu desaťročí, niekedy aj stáročí sa vrstvili okolo neho náboženské presvedčenia a zvyky, že sa o ňom hovorilo a písalo, že jeho podoba/obraz boli rozmnožované, že bol s ním nadväzovaný zrakový kontakt rôznymi spôsobmi závisle na jeho podobe, že jeho osudy budili nepokoj verejne vyjadrovaný a výmenu názorov, že jedni sa o neho starali a chránili, a iní sa ho snažili zničiť. Zákroky, ktoré vybavili dané miesta významami a v priebehu času dali mu význam miesta pamäti, boli niekedy predsavzaté premyslene, aby bol dosiahnutý práve taký efekt ako vtedy, keď po nich siahala štátna moc v rámci politiky majúcej dosiahnuť jej legitimizáciu: zapojenie sa do radu postáv a inštitúcií dávno uznaných smerodajnou mienkou ako tie, ktoré si zaslúžia byť rekonštruované alebo nasledované. Ale prevažne také zákroky boli vykonávané spontánne; tak sa proste dialo, zásluhou okolností, že tu a nie niekde inde sa sústreďovali city a spomienky kultivované prvotne jednotkami, rodinami či malými skupinami a postupne si ich prisvojovali širšie a širšie kruhy, až sa nakoniec stávali vlastníctvom všetkých a dokonca získavali oficiálne posvätenie. Tie spontánne zákroky sa ukazovali spravidla účinnejšie ako premyslené kroky štátnej moci. Akosi sa však nestalo, aby rozhodnutie zhora vytvorilo miesto pamäti, ktoré by zostalo životné ešte dlho potom, keď autori boli odsunutí od vládnutia. Naopak, známe sú početné miesta pamäti, ktoré vznikli a udržali sa bez podpory orgánov, a často dokonca aj proti ich vôli. Pamäť vie byť oveľa viac odolná proti vonkajším vplyvom ako by sme mohli pripúšťať. Preto „historické politiky”, ktoré sa usilujú nanútiť obraz minulosti v rozpore s tým, aký sa zachoval v kolektívnej pamäti, sa spravidla končia skôr či neskôr úplným fiaskom.

Práve preto, že miesta pamäti sú prevažne emanáciou spoločenstva, sú jeho, hoci v rôznom stupni, symbolickým vlastníctvom, spoločným dedičstvom. Prejavuje sa to v ochrane, akej podlieha zo strany inštitúcií za tým účelom založených, a ešte viac vo viere vpájanej jednotkám niekedy len vychovaním - v rodine, a väčšinou aj školským systémom, médiami, cirkvou, združeniami a úradmi - vo viere, podľa ktorej práve miesta pamäti konštituujú spoločenstvo ako kolektívny subjekt, pretože pripomínajúc jeho minulosť, zaväzujú k preneseniu pamäti do budúcnosti. Tá viera činí z miest pamäti nosiče kolektívnej totožnosti, síce nie jediné , ale zvlášť dôležité pre spoločenstvo, ktoré sa v nich spoznáva. Odtiaľ sa berie výnimočné precitlivenie na osudy tých miest pamäti, ktoré sa v dôsledku vojen, presunu obyvateľov či zmien hraníc ocitli pod vládnutím iného štátu. Budem o tom ešte hovoriť.

Konflikty pamäti

V určitom časovom rozmedzí je topografia kolektívnej pamäti výslednicou ,mnohých faktorov. Toho, čo sa skutočne stalo v minulosti. Dosahu pôsobenia a trvanlivosti následkov jednotlivých udalostí či takých procesov ako vojny, revolúcie, prevraty, epidémie, hlad, exterminácie, masové presídlenia a iné kataklizmy. Príjmu tých udalostí a procesov súčasníkmi, ktorý je zase závislý na podloží, na aké dopadli: inštitúcií, spoločenských nálad, kolektívneho náboženského presvedčenia. Významov, aké minulým udalostiam a procesom prisudzovali ďalšie pokolenia: aká dôležitosť im bolo pripisovaná, kauzálnych tokov príčin- a následkov, do akých boli zapájané, uznávania ich za uzavreté v minulom čase dokonanom alebo, naopak, za naďalej aktívne. Stavu súčasného príslušného danej komunite: toho, či sa komunita nachádza   vo fáze rastu alebo úpadku, expanzie či regresu, čo má vplyv na kolektívne očakávania, ktoré utvárajú predstavy minulosti: rozloženie akcentov, zafarbenie, voľbu postáv a obsadenie jedných v roli hrdinov, iných – v roli zločincov. Určite to nie je vyčerpávajúci zoznam, ale dáva istú predstavu o zložitosti javov, ktoré tu prejednávame a vedie k záveru, že topografia kolektívnej pamäti sa mení v čase následkom zmeny faktorov, ktoré ju utvárajú. V súvislosti s tým súčasné miesta pamäti môžu stratiť význam, zatiaľ čo iné význam získajú.

Predovšetkým však topografia kolektívnej pamäti sa mení v závislosti na subjekte pamäti. Je iná v prípade každej skupiny a každého združenia, a zvlášť - každého európskeho národa a v jeho rámci – každej spoločenskej kategórie, z akých sa národ skladá. S tým, že pokiaľ pamäť malých skupín býva jednoliata, keď tieto vyvíjajú na svojich členov nátlak tak silný, že ona pamäť činí ich spomienky podobnými a dáva im konvergentnú výpoveď, na druhej strane pamäť veľkých komunít je vždy rozháraná, často do tej miery, že je možné a aj sa treba spýtať, či v ich prípade máme naozaj do činenia s jednou podelenou pamäťou, alebo či ona pamäť je len mamom, za ktorým sa kryje mnohosť pamätí nezhodných so sebou. To nie je otázka čisto teoretická, ako by sa mohlo zdať. Pretože odpoveď na ňu je zaujatím postoja voči spoločnej pamäti, odmietnutím jej alebo prijatím, a tým zaujatím vzťahu voči iným pamätiam, s ktorými by ona (tá spoločná) mala spojovať tú, ktorú považujeme za vlastnú, uznaním toho, čo ich odlišuje za odlišnosť prípustnú alebo protirečenie tak nápadné, že musí viesť ku stretu zakončenému víťazstvom jednej strany. Je to teda odpoveď politická, ako aj zároveň teoretická a politická je otázka týkajúca sa podelenej spoločnej pamäti jednotlivého národa či Európy.

Pamäť každého európskeho národa – a asi aj iných – obsahuje pamäte líšiace sa medzi sebou, rôzne, a dokonca medzi sebou pohádané, lebo každý prežil často krvavé vnútorné konflikty: náboženské vojny, sedliacke vzbury, revolúcie, občianske vojny, vystúpenia robotníkov, zmeny zriadenia, politické strety. Také konflikty sa niekedy končia kompromisom. Ale prevažne každý z nich zanecháva po sebe víťazov a porazených, ktorí pamätajú niečo iné, a dokonca tie isté udalosti pamätajú inak a hodnotia rozdielne, a ktorí odovzdávajú svoje spomienky ďalším pokoleniam. Násilný konflikt nikdy nehynie spolu so svojimi protagonistami, ale zostáva prítomný v konflikte pamäti. Pretože v tej miere, v akej potomkovia cítia zväzky s predkami preberajú zdedené spomienky v presvedčení, že sú pravdivé a zapájajú ich do vlastnej totožnosti, tak kultivujú zdedené miesta pamäti rodinnými hrobmi začínajúc. S uplývajúcim časom každý konflikt pamäti hasne; aby k tomu však došlo treba väčšinou desaťročia a priaznivé podmienky, zvlášť vyhýbanie sa všetkému, čo konflikt môže opäť rozjatriť. Pamäť poľských Židov by nebola tak ostro v konflikte s pamäťou istých vetví poľskej mienky, keby nie marec 1968 a tolerovanie antisemitizmu v Tretej Poľskej republike (III Rzeczypospolita). O tom, či je možné nájsť riešenie konfliktu pamäti, keď je on podráždený, budem ešte hovoriť. Teraz stačí postreh, že pokusy nanucovania, všetkými prostriedkami, ktoré má v dispozícii štát, pamäti jednej strany konfliktu ako pamäti národnej, vyvolávajú spravidla následky opačné ako plánované, pretože len podnecujú konflikt, ktorý by údajne chceli stlmiť.

Tieto poznámky platia s príslušnými zmenami tiež pre pamäť európsku. Je predsa spochybňovaná všetkými tými, pre ktorých je národ najvyššou formou spoločenstva ľudí ak nie vôbec, tak aspoň v za tohto života na Zemi. Ale dokonca keď je  európska pamäť, a spolu s ňou Európu uznávaná ako reálna, otázka ohľadne jej vzťahu voči národným pamätiam zostáva otvorená. Je len ich derivátom či tiež tvorom sui generis? Nie je tu miesto na odôvodnenie odpovede. Stačí poznamenať, že je to otázka historická aj politická, a bez dôkazu konštatovať, že spoločná európska pamäť sa nedá zredukovať do mnohosti národných pamäti, hoci zároveň zostáva pod vplyvom ich konfliktov.

A tie nechýbajú. Pretože pamäti národov sú často so sebou pohádané; týka sa to zvlášť tých, ktoré so sebou susedili alebo susedia. S tým, že každá národná pamäť, hoci vnútorne rozháraná, väčšinou vystupuje ako jednotná, keď odporuje iným. To, že každý národ má len pre seba vlastné miesta pamäti nemusí byť samo o sebe zdrojom konfliktov. Vojny, ktoré zaplňujú minulosť, však zanechali víťazov a porazených, spôsobili ľudské nešťastia , zničenia a krádeže kultúrnych hodnôt, materiálne straty, premiestenia hraníc, presídlenia ľudí. V ich dôsledku sa stávalo, že tie isté predmety, teritória, mestské aglomerácie sú revindikované rôznymi národmi ako ich miesta pamäti; Ak si každý z nich nárokuje výlučnosť, a pamäť, akú kultivuje je hlavne pamäťou krívd, ktoré spôsobil sused a protivník, nedá sa konfliktu pamäti vyhnúť. Môže mať niekedy ostré formy; zvlášť vtedy, keď sa pamäť na oboch stranách hranice stáva predmetom politických manipulácií. Ony sú totiž schopné zmeniť konflikt pamäti na konflikt reálny, oživujúc u jedných aj druhých uspaný, ako by sa mohlo zdať, pocit ohrozenia existencie a pocity vzájomného nepriateľstva, a tým spôsobujúc rekonštrukciu dávnej vojny v novej podobe, rovnako ukrutnej, ako jej prvá podoba. Stačí pripomenúť rozpad Juhoslávie, kde konflikt pamäti starostlivo ošetrovaný a príslušne rozpálený napáchal zločiny proti ľudskosti.

Konflikty pamäti majú tiež iné dôvody. Deje európskych národov sú tak veľmi prepletené, že každý z nich je len zložkou širšieho celku. Mnoho postáv, udalostí a procesov je spoločných viacerým národom; niektoré sú dokonca spoločné pre všetkých. Ale tie spoločné zložky pamäti sú veľmi často označované opačnými znakmi. Hrdinovia jedného národa sú preklínaní inými. To, čo je tu uctievané ako víťazstvo, tam sa oplakáva ako porážka. Títo sa cítia výlučne ako obete, druhí v nich vidia premožiteľov, dokonca pomocníkov kata. Na tamtej strane hranice sa hovorí o bezprávnych vysídleniach; na tej - o realizácii medzinárodných rozhodnutí. Čo je pre jedných národná katastrofa, pre iných je oslobodením z cudzej nadvlády. Ten zoznam je možné ľahko predĺžiť. Aj také konflikty pamäti môžu byť aj sú politicky inštrumentalizované silami, ktoré sa pokúšajú ich využiť pre odôvodnenie materiálnych či symbolických nárokov alebo, čo je oveľa nebezpečnejšie, pre homogenizáciu vlastnej národnej pamäti a nanútenie jej v tej podobe spoluobčanom. Vonkajší konflikt pamäti má vtedy poslúžiť stlmeniu takého vnútorného konfliktu pomocou kreovania nepriateľa, proti ktorému treba postaviť silu, zoskupiť sa a pripraviť na boj. Aby si autoritatívne a totalitné hnutia zaistili podporu, všetky používali sociotechniku tohto druhu.

Čo sa dá spraviť s konfliktami pamäti, ktoré sú naďalej životaschopné? Je možné nájsť pre ne také riešenia, ktoré by nezohrávali rolu prvotného konfliktu, a to ani v podobe značne zmiernenej, vyhýbajúc sa však tomu, aby sa naňho zabudlo a  do minulosti sa neprojektovala fiktívna zhoda? Riešenia, ktoré by dovoľovali zostať každému protagonistovi sebou, čiže zachovať vlastnú pamäť, a zároveň spolunažívať s protistranou na báze zhodného uznania samostatnosti každej z pohádaných pamätí. Znemožnilo by to či prinajmenšom sťažilo, aby sa rozdiely medzi nimi prerodili do prudkého násilného sporu? Než odpoviem, poznamenám, že samotné položenie takej otázky je odvodené zo vzťahu k politickému rozhodnutiu o stlmení konfliktu pamäti, a prinajmenšom zanechania činností, ktoré by ten konflikt podnecovali a zhoršovali tým už aj tak zlé vzťahy medzi stranami. Také politické rozhodnutie nie je ani trochu samozrejmé. Pred chvíľou sa predsa hovorilo o silách, ktoré proste nezaujíma perspektíva vyriešenia konfliktu prijateľná pre všetkých protagonistov alebo zaujíma len potiaľ, pokiaľ považujú za nutné proti tej perspektíve bojovať alebo stavajú radikálne svojich proti cudzím, priateľov – nepriateľom, svoje vzťahy s nositeľmi iných pamäti umiesťujúc v kategórii konfrontácie a snažia sa nanútiť násilím vlastné hľadiská. Až prijatie politického, opakujem, rozhodnutia chápania druhej strany nie ako protivníka, ale ako partnera v hľadaní porozumenia a tým predpokladania, že je to možné, činí zmysluplným premýšľanie o tom, ako by sa tá možnosť dala najlepšie uskutočniť.

Tri dimenzie konfliktov pamäti

Konflikt pamäti je preto tak ťažko vyriešiť, že akákoľvek pamäť si pripisuje výlučnosť týkajúcu sa znalosti toho, čo sa skutočne udialo. Ak teda dve pamäti majú na istú tému rôzne názory, ktoré sa nedajú zmieriť, situácia sa zdá byť beznádejná. Avšak tak sa nedeje, keď obe strany sa môžu zhodne odvolať na nejakú inštanciu, ktorej autoritu spolu uznajú, a súhlasia z jej arbitrážou. Tak sa postupovalo dlhé storočia. V novodobej ére sa však ukázalo, že spory o minulosť v ich poznávacej dimenzii je možné rozhodovať/riešiť úplne inak: opúšťajúc terén pamäti, a využiť služby histórie. Pretože história v jej novodobom chápaní nemá byť záznamom pamäti, čím bola v priebehu väčšej časti svojich dejín. A byť ním (záznamom) nemusí, pretože je schopná vyjsť poza zovšeobecňovanie minulosti vďaka privolávaniu spomienok, aby sa minulosť poznávala spôsobom úplne nezávislým na pamäti: prostredníctvom prameňov čiže pozostalostí všetkého druhu, ktoré pretrvali do našej doby a ktoré je možné skúmať tak, aby sa z vlastností im (pozostatkom) prislúchajúcim spravili závery o tom, kedy, koho zásluhou a v akých okolnostiach vznikli vo svojej prvotnej podobe a o zmenách, aké v nich neskôr nastali.

Nemôžem sa tu venovať podrobnostiam, nakoniec boli mnohokrát predstavované. Stačí konštatovať, že historické poznatky o minulosti prinášajú informácie zostávajúce mimo dosah pamäti, čo najlepšie svedčí o nezávislosti histórie od pamäti. Ale tým sa nevyčerpáva otázka ich vzájomných vzťahov. Pretože rovnako podstatné pre históriu je ukazovanie minulosti z perspektívy, ktorá nie je perspektívou pamäti a líši sa od nej zásadne tým, že vylučuje stotožňovanie sa historika s postavami z minulosti a zvlášť – s určitým protagonistom bývalých konfliktov. Historik ako historik sa nemôže postaviť na žiadnu stranu. Má stáť výlučne na strane histórie ako odvetvia znalostí a výskumnej disciplíny. Jeho povinnosťou je, inak povedané, stotožniť sa úplne i bezo zvyšku s ideálnym subjektom noriem nerozlučne etických a epistemologických, ktoré upravujú jeho vzťahy s vlastným profesionálnym prostredím aj so širším prostredím, a súčasne usmerňujú jeho výskumné zákroky tak, aby sa mohli obrániť pred kritikou iných historikov a aby ich výsledky boli vďaka tomu pre nich prijateľné, a prostredníctvom týchto historikov – pre širšie kruhy verejnosti; aby, inak povedané, získali všeobecnú platnosť. To predpokladá úplnú zhodnosť názorov prostredia historikov so zásadami postupovania a kritériami hodnotenia použitých zákrokov, a teda tiež platnosti poznatkov získaných vďaka nim.

V skutočnosti k plnej zhode v tých záležitostiach nikdy nedochádza, a odchýlky od ideálneho vzoru sú mnohé, netreba ich ďaleko hľadať. Nechajme bokom nedokonalosti spôsobu práce, koncepčné aj pisárske. Viac nebezpečné ako to je spreneverovanie sa niektorých historikov ich profesionálnym povinnostiam a uvádzanie verejnej mienky do omylu, keď pod názvom histórie predstavujú niečo, čo v skutočnosti je záznamom pamäti. Ani trochu to však neznamená akoby historici nesmeli pamäť registrovať. Naopak. Jednou z ich rolí, dokonca veľmi dôležitou, je tvorenie prameňov, zvečňujúc spomienky osôb, ktoré nie sú schopné - z psychologického či spoločenského hľadiska - to spraviť. Niečím iným je však zachovávanie pamäti, a niečím iným uvádzanie jej ako histórie a dávanie tým všeobecnej platnosti obrazu minulosti, ktorý je silou veci čiastočný a neobjektívny. Zvlášť často sa to stáva výskumníkom najnovších dejín, ktorí sú viac ako iní vystavení nátlakom politických inštitúcií a médií, ktoré disponujú prostriedkami persuázie, ktoré od nich požadujú, aby sa stotožnili s jednou zo strán bývalých konfliktov a predstavovali ich z ich perspektívy. Podliehanie takým nátlakom sa nedá ospravedlniť, pretože niektorí predsa dokážu tomu odolať. Ale ilustruje to obecné pravidlo, že v histórii je tým ťažšie sa úplne oslobodiť od pamäti, čím viac je tá pamäť živá a čím viac udalosti, ktoré evokuje zostávajú bolestné vzhľadom na ich charakter a naďalej trvajúce následky. A tak sa deje prirodzene zvlášť v prípade konfliktov o miesta pamäti.

To všetko však neznamená, že riešiť konflikty pamäti v ich dimenzii poznávacej je možné len prenesením ich na pôdu histórie. Vyžaduje to od oboch strán politické rozhodnutie: pozastavenie akéhokoľvek počínania, ktoré by hrozilo zaostrením sporu, a ponechanie historikom úplnej slobody hľadania odpovede na otázky ohľadne toho, čo sa stalo, so súčasným vyjadrením pripravenosti prijatia tej odpovede, keď bude vypracovaná. Pre historikov to nie je ani trochu ľahká úloha, hoci len preto, že na obidvoch stranách tiaži  pamäť. Ale aj keby sa historici dohodli, a politici boli ochotní to aprobovať, porozumenie by sa týkalo len toho, čo je možné určiť prostredníctvom prameňov, čo môže byť, inak povedané, predmetom poznania. A predsa sú ešte dve iné dimenzie pamäti, emočná a existenčná, ktoré zostávajú mimo kompetencie historikov. Ako zosúladiť nie len názory na to, čo sa kedy stalo, ale aj city a totožnosti?

To vyžaduje prístup k prvotnému konfliktu z perspektívy už nie historickej, ale hermeneutickej a vidieť v ňom tragédiu. Skôr ako pre historikov je to poslanie pre spisovateľov a umelcov schopných ukazovať bývalé konflikty cez prizmu osudov jednotiek, necúvajúc pred popismi, ktoré si historik, viazaný požiadavkami svojho povolania, nemôže dovoliť. Sú schopní vciťovať sa do protagonistov a reprodukovať ich motivácie, skúšajúc ich pochopiť bez ich aprobácie. Schopní apelovať do toho, čo prežil príjemca, budiť v ňom pocit spolupatričnosti s predstavovanými postavami, a zároveň úplnú cudzosť voči tým postavám, vyvolávajúc emócie, ktoré presvedčujú ku zmene pohľadu. Účastníci konfliktu oboch strán sa ukazujú vtedy ako tragické postavy, pretože pohybujú nimi bohovia, ktorým oni sami dali existenciu, a ktorí, navzdory ich očakávaniam, vedú ich k nezvratnej záhube: pomocou kolektívneho náboženského presvedčenia, relígie či ideológií, ktorými sa nechali viesť, bez ohľadu na následky a necúvajúc, v mene realizácie ich hesiel pred najukrutnejšími zločinmi. Ale zaslepenie tragických postáv nie je poľahčujúcou okolnosťou Boli predsa takí, ktorí nepodľahli náboženstvám či ideológiám a takí, ktorí, napriek tomu, že si ich prisvojili, neposunuli sa až k páchaniu zločinov, aby ich mohli vteliť do života. Tí ktorí došli do krajnosti mali istú, aj keď veľmi obmedzenú, slobodu voľby, čo spôsobuje, že sa voči nim uplatňujú kategórie zodpovednosti, viny a trestu.

Uznanie prvotného konfliktu za tragédiu vedie k odmietnutiu jeho manichejskej interpretácie ako boja dobra so zlom a k rezignácii chápania, podľa ktorého po našej strane boli len obete, a na strane protivníkov - len kati. Nevyplýva z toho, že na oboch stranách boli samé obete. Ale vyplýva z toho, že aj tu aj tam boli obete a kati, obete, ktoré sa niekedy stávali katmi, a kati či ich spoločníci, ktorí sa stali obeťou vlastných zločinov, s tým, že tu máme do činenia s gradáciou: od zmesi dobra so zlom až po zlo v takmer kryštalicky čistej podobe. Taká zmena chápania prvotného konfliktu má dôležité následky pre pocity aké konflikt po sebe zanechal. Nenávisť a chuť pomsty sa ukazujú z perspektívy tragédie výtvormi síl, ktoré ku konfliktu viedli, a podliehanie im hrozí zostupom, aj keď len v myšlienkach a slovách, na úroveň jeho najviac odpudivých účastníkov. Nabáda to k očisteniu sa čiže k edukácii citov, ktorá nahradí ľútosť voči svojim a nenávisť voči cudzím spolucítením so všetkými okrem tých, ktorí prekročili hranice človečenstva. A schopnosťou odpúšťania. Tu sa končia kompetencie spisovateľov a umelcov. A právo hlasu majú svetské a duchovné morálne autority. Jedným z najlepších príkladov aktu odpustenia je pamätný list poľských biskupov biskupom nemeckým. Je len škoda, že podobný, pokiaľ sa nemýlim, nebol zaslaný pravoslávnym ruským a ukrajinským biskupom.

Miesta pamäti ako sme videli, zostávajú úzko spojené s pocitom kolektívnej totožnosti. Fakt, že niektoré patria súčasne rôznym komunitám – napr. národov či vyznaniam – nič na tom nemení. Dáva jednak výnimočne nebezpečnú výpoveď privlastňovania spoločných miest pamäti pre svoj výlučný úžitok jedným zo spoluvlastníkov, čo musia ostatní chápať ako zbavovanie každého z nich akejsi časti samého seba. I dáva tomu ešte nebezpečnejšiu význam ničenia ich alebo preinačovania, nezvratne vnímaným ako chuť zničenia stôp prebývania na danom teréne či pôsobenia v danej oblasti inej komunity ako tá,   ktorej tie stopy aktuálne patria. Je to ako symbolická exterminácia. Preto spor o miesto pamäti má nezvratne dimenziu existenčnú, a jeho vyriešenie nemôže byť trvalé dovtedy, dokedy všetky doň zaangažované kolektívne totožnosti nedostanú satisfakciu. V praxi to znamená, že povinnosťou štátu, v ktorého hraniciach sa nachádzajú miesta pamäti iných komunít je nie len starostlivosť o ne a ochrana, čo sme my, Poliaci veľmi dlho nerobili vo vzťahu k pamiatkam nemeckým a židovským rozosiatym na našej zemi. Povinnosťou štátu je okrem toho umožňovanie zainteresovaným prístupu k nim, aby mohli vykonať spomienkové obrady v súlade so svojimi náboženskými presvedčeniami. Je to nutná podmienka nahradenia konfliktu okolo miest pamäti obojstranným hľadaním zásad budúceho spolunažívania.

Také riešenia, hoci tlmia konflikt, nemôžu však znemožniť, ani vážne sťažiť opätovné rozpálenie ho, pokiaľ nedôjde k takej prestavbe kolektívnej totožnosti strán, ktorá odstráni zo súboru konštitutívnych zložiek každej strany nepriateľstvo voči druhému. Tu musia na scénu vstúpiť vychovávatelia v najširšom zmysle slova , nie len učitelia všetkých úrovní, ale tiež politici, duchovní, novinári a ľudia médií. Môžu a mali by využívať práce historikov, literatúru a umenie, aj keď korektné ustálenie faktov a tragické chápanie bývalých konfliktov nie sú pre nich cieľmi, ale prostriedky dovoľujúce doplniť edukáciu citov takým utváraním kolektívnej totožnosti, ktoré nahradí pocit vlastnej nevinnosti vedomím zásluh a vín, pocit výlučnej správnosti nahradí presvedčením, že pravdy bývajú často rozdelené, a pocit ohrozenia zo strany cudzích sa nahradí nastavením na trvalú koexistenciu. A ktoré bude revidovať predstavy o vlastnej minulosti z tej novej perspektívy, aby aj v tom rozsahu prestali dominovať manichejské schémy. Nie je tak, že my sme boli vždy dobrí, a zlí boli vždy a len iní - tú zdanlivo vo svojej všeobecnosti banálnu vetu vôbec neuznali všetci činitelia zodpovední za vychovávanie Poliakov, ako o tom svedčia pokusy odmietnutia každého faktu, ktorý stanoví jeho ilustráciu; je treba pripomínať spor o Jedwabne? V iných štátoch je podobne.

Nové perspektívy

Bádania historikov, tvorivosť spisovateľov a umelcov, ani práca vychovávateľov samé o sebe však nestačia, aby doviedli do stavu, v ktorom rôzne pamäti budú koexistovať, s tým, že každá uzná právo ostatných na zachovanie svojej odlišnosti, nezávislosti. Dosiahnutie toho stavu si vyžaduje, aby predovšetkým politici zanechali rozhodnutia, vystúpenia a počínania, ktoré sťažujú či priam znemožňujú snaženie. Očakáva sa od nich, ako od lekárov, aby prinajmenšom neškodili. Aby neinštrumentalizovali konflikty pamäti v straníckych hrách a v boji o moc, aby nesiali nedôveru, aby nevyvolávali agresiu a nie podnecovali frustráciu, vytvárajúc pocit ohrozenia - vo vnútri „skupinkou”, ktorá údajne z úkrytu všetkým vládne, a z vonku večnými nepriateľmi, ktorí na nás číhajú sťaby vlky. Ale to je len minimum. Pretože od politikov je treba vymáhať pozitívne rozhodnutia, ktoré by napomáhali formovaniu otvorených postojov voči iným ako vlastné hľadiská a vážiacich si cudziu pamäť bez rezignácie na vlastnú, v presvedčení, že každý národ sa skladá z kategórií, ktoré rôzne prežívali spoločnú históriu, čo im zanechalo rôzne spomienky. A podobná situácia je s Európou skladajúcou sa z národov, z ktorých každý pamätá spoločnú minulosť svojím spôsobom, s tým, že tie rozdiely sa majú zmestiť v hraniciach, ktoré by mala vytýčiť, a v prípade potreby korigovať, medzinárodná diskusia za účasti historikov, spisovateľov a umelcov, vychovávateľov a politikov. Utváraniu takých postojov je treba podriadiť učebné programy a názvy ulíc, budovanie pomníkov a organizáciu výročných osláv, starostlivosť o vlastné a cudzie miesta pamäti, slovom, tie všetky činnosti, ktoré vpájajú jednotkám kolektívnu pamäť, aktualizujú ju alebo vbudovávajú do priestoru.

Všetka kolektívna pamäť je pamäťou podelenou a ako vidno inou nemôže byť. Neznamená to, že to rozdelenie musí nadobudnúť podobu konfliktu. Ak sa tak v minulosti prevažne dialo, bolo to preto, že verejný život každého štátu a každého národa zdominovala jedna skupina, ktorá nanucovala všetkým svoju pamäť ako obecne záväznú a nebrala na vedomie existenciu iných. Boli potrebné hlboké kultúrne premeny a dlhodobý politický boj, ktorý prebudoval spoločenskú hierarchiu a preoral kolektívnu pamäť, aby sa pamäti rôznych skupín a tried dočkali rovnoprávnosti, hoci viac v teórii ako v praxi, ako napr. v Poľsku, kde pamäť šľachtická má ešte stále väčšiu váhu ako pamäť sedliacka. Ale rozdelenie pamäti nezvratne v minulosti nadobúdalo podobu konfliktu tiež preto, že štáty a európske národy nevideli pred sebou inú perspektívu ako čo najdlhšie udržať rovnováhu síl v presvedčení vyrastajúcom zo skúsenosti, že jej narušenie neomylne dovedie k vojne stále prítomnej na horizonte; a stadiaľ sa berie eskalácia nacionalizmov.

Medzi dvoma rozdeleniami pamäti, vnútronárodnom a medzinárodnom, podobne ako medzi konfliktami, ktoré rodili, dochádzalo k dvojstranným a v priebehu času meniacim sa závislostiam, ktorými sa nie je možné tu zaoberať. Dôležité je pre nás len to, že v súčasnosti existujú iné perspektívy. Vo vnútornom verejnom živote je to perspektíva demokracie s jej vlastnou rovnosťou občanov; v medzinárodných vzťahoch – perspektíva Európy s jej vlastnou rovnosťou štátov a národov. Ani demokracia ani Európa nie sú však niečím daným raz navždy. Hrozia im rôzne nebezpečenstvá, v tom – rozjatrenie vnútorných konfliktov pamäti, a zvlášť medzinárodných, populistickými a nacionalistickými stranami, ktoré sa môžu v okolnostiach pre ne priaznivých – napr. v podmienkach hospodárskej či politickej krízy – chopiť vlády a preložiť svoju ideológiu na program vnútornej a zahraničnej politiky štátu. Z dvojitej perspektívy demokracie a Európy je teda vecou mimoriadne dôležitou odzbrojovanie konfliktov pamäti, tak ako sú odzbrojované bomby s oneskoreným zapaľovaním.

Začal som od toho, že akákoľvek pamäť je pamäťou určitého subjektu jednotkového alebo kolektívneho. Ale kolektívny subjekt nie je abstrakciou či hypostázou. Je prepojením mnohosti jednotiek rôzneho druhu väzbami, spolupráce, súčinnosťou, spolucítením. V súvislosti s tým postoj voči kolektívnej pamäti cudzej či vlastnej, sa vždy v konečnom vyúčtovaní vzťahuje na živých ľudí, ktorí sú jej nositeľmi a ktorí ju aktualizujú, väčšinou prostredníctvom predmetov a miest nimi uznaných   za koreláty pamäti a z toho titulu tak im blízkych, že sú chápané ako časť ich samých. Postoje voči cudzím kolektívnym pamätiam nemôžu teda diktovať výlučne právne úpravy zavádzané rozhodnutiami politikov, hoci plnia dôležitú rolu. Musia tiež, ak nie predovšetkým, byť prejavom morálnych noriem, ktoré si jednotky prisvojili a ktoré sú derivátmi zásady reciprocity nakazujúcej vidieť v inej osobe druhého seba, a v inej komunite – ekvivalent tej, do ktorej sami patríme. A podľa toho postupovať.

V poslednej dobe sa u nás veľa hovorilo o „historickej politike ”. Navrhujem ju nahradiť etikou pamäti.

Photo of the publication On the Topic of the Conference “Sites of Memory in Central Europe – Experiences of the Past and Perspectives”
Matthias Weber

On the Topic of the Conference “Sites of Memory in Central Europe – Experiences of the Past and Perspectives”

20 August 2011
Tags
  • European Network Remembrance and Solidarity
  • conference
  • Weber Matthias
  • Sites of Memory

Bucovina was one of the so-called “crown lands” of the multi-national Habsburg monarchy since 1849. The traditional capital of Bucovina was a Moldavian-Romanian city founded in the second half of the 12th century; a city which bears the name Czernowitz – sometimes also spelled Tschernowitz – in German, and called Chernivtsi in Ukrainian, Chernovtsy in Russian, Cernăuţi in Romanian and Czerniowce in Polish. Today the city is the administrative centre of the Ukrainian Oblast Chernivtsi.

Czernowitz stands for many different memories: for some it is the eastern-most centre of Austrian-German culture: “a colourful city in which the Germanic cultural heritage was permeated by the Slavic, Latinate and Jewish cultures,” as Rose Ausländer once wrote; for others it is the city of Paul Celan’s Todesfuge. For yet others Czernowitz is the former centre of the Bucovina Germans, forsaken after their resettlement, or a – lost – centre of Romanian intellectual life. For most of the city’s inhabitants today, Chernivtsi is a Ukrainian centre, newly renascent after the leaden years of Soviet rule.

For very many, Czernowitz/Chernivtsi is also a site of memory – a memory of the coexistence of Ukrainians, Romanians, Germans, Poles and Jews. They hark back to the times when different religions and cultures were mutually tolerated in a European spirit, when – as Georg Drozdovski described it – one could live well “in those days when no Satan had as yet inoculated intolerance and nobody was inferior by virtue of his language or race”; they are remembering a place they wish to return to or which they yearn for. And thus, the memory of the site ‘Czernowitz’ is illustrates and encapsulates the topic of the international conference “Sites of Memory in Central Europe – Experiences of the Past and Perspectives” held in January 11-13, 2008 in the Royal Castle in Warsaw.

With the coming together of countries in the European Union, European nations have already achieved a consensus in many fundamental questions, even if numerous details of future collaborations are still unresolved. With the continent’s political union the chances have increased that the people in eastern and western Europe will not merely learn about each other, but will also form their own judgements and, in doing so, will move closer together. Now, they are not merely asking the question how the future can be shaped collectively, they are also looking back and asking which stages of the past require a collective remembrance. Memory is always subjective, affecting the individual people or groups who directly experienced an event – for example the barbarity of war or the forcible destruction of evolved structures and identities, including the Holocaust. The discourses within and between societies show that in Europe the interest in a certain type of memorial culture is growing, interest in a memorial culture which draws comparisons, discovers analogies, and creates connections across national borders.

Today the question arises in which channels a bi- or multilateral collective memory within Europe could run. How, against the backdrop of the experiences of the 20th century and in view of the unique Nazi crimes committed by Germans particularly in Eastern Europe and Poland, can a common language be found for neighbours to tell each other their stories and exchange their experiences? Where do collective sites of memory lie? Do they even exist?

In Central Europe there are numerous places which – similar to Bucovina with its capital Chernivtsi – have been shaped by the diverse relationships between ethnic groups and religions. Interconnections and multiple encryptions of one and the same site of memory are characteristic for Central Europe. Thus Poles, Ukrainians, Jews, Slovaks, Germans, and Ruthenians associate quite different meanings and memories with cities such as Pressburg/Bratislava/Pozsony or Lemberg/Lwów/L’viv. Over the centuries, many regions have been given a double or even a multiple historical, political and cultural identity as the result of changes of rulers, (forced) migrations of populations, and changes in religion. Historical events and upheavals and their corresponding dates have different meanings and contents in every country of Central Europe and are discussed in different contexts. The historical relationships between ethnic groups manifest themselves in the collective memory of nations, among other things, in the form of different memories of one and the same site of memory.

The term “site of memory”, as it is used here, encompasses the memory of a concrete, topographically defined site, that is, of a particular city, a region, a river or another geographically determined place. A memorial, a concentration camp, a burial place or a monument can also be a site which is anchored in a particular manner in memory. But the term “site of memory” is also used in a broader, figurative sense as a metaphor. The French historian Pierre Nora coined the term lieu de mémoire to describe this connotation that historical events, personages, institutions, books, works of art and other cultural artefacts, historical dates or terms can be – in a figurative sense – sites of memory. Such sites of memory in the figurative sense are often “long-lasting, focal points of collective memory and identity which survive over generations,” as Étienne François und Hagen Schulze put it in the multi-volume work they edited on German sites of memory Deutsche Erinnerungsorte. The “Battle of Tannenberg/Grunwald” or “Nicolas Copernicus” can serve as examples for this or the sites of memory Katyń” or “The Year 1945” discussed in the present documentation.

With the conference concentrating on such collective, metaphorical “sites of memory”, the focus was less on concrete historical events or particular circumstances. The point is not to re-explore the course of history, to reconstruct it and if possible to agree on an objective result. The focus of interest is rather on memory as a phenomenon which is subject to permanent reconstruction; consequently the focus is on continuities and changes in individual memories and in the collective memory of historical events and circumstances as well as on the discussion of why memories have found such different expression in European nations. Today, in the wake of totalitarian systems, two world wars, forced migrations and the drawing of new borders in the 20th century, many sites of memory now have a different sense and have been given a different meaning. Many places exist almost only in a “musealised form” in memory. The memorial landscape of Central Europe must be imagined as a mosaic of islands of memory, which began to compete with each other in the age of nationalism.

The discussion of collective sites of memory aims to expand the perceptions and the appropriation of these sites by constructively developing the opportunities offered by transnational sites of memory. Because shared but divided sites of memory do not inevitably have to be antagonistic but can contribute to overcoming their inherent contradictions.

We need to be careful not to produce (new) stereotypes out of mistaken political correctness. Democratic societies develop their pictures of the past in the thrust and parry of social discourse; it is not necessary to invent a uniform, normative view of history. In the Europe of today, which is finally on the cusp of overcoming – also mentally – the unnatural dividing line of the “Iron Curtain”, the point is rather to compare differing concepts of history and memories and thus to awaken mutual understanding and empathy for the memories of respective neighbouring societies.

In the last one-and-a-half decades, historical research has begun to focus more on common pasts. There has been an emphasis on an examination of sites of memory – initially such examinations were carried out within national frameworks but now, for some time, the interest has turned to supranational, European sites of memory. This is also the context in which this documentation of sites of memory in Central Europe must be viewed. It treats two key aspects, which can be summarised by the two following questions: What is the relation between the history of the 20th century, as it is currently discussed in research, and the memories of the self-same history held by national communities, and how can the differing memories of people and nations be brought together and connected to each other?

In the following, the focus is on concrete sites of memory and figurative sites of memory. The grouping into: 1. Cities as transnational sites of memory, 2. Sites of memories of totalitarian systems, and 3. Historical upheavals as divided memories –1944/45, 1956, 1968, 1980/81, 1989, is based on that of the conference panels.

The exploration of this topic allows the different meanings of material and immaterial sites of memory in Central Europe to be identified, and similarities and differences to be elucidated, thereby developing an understanding of the memorial cultures of others. The nation is revealed as a community of memory in the classic sense with all the associated problems, and a reciprocal appropriation of transnational sites of memory is promoted. A multi-ethnic perspective allows demarcations and interconnections to become visible and contributes to a dialogical memorial culture in Europe.

 

translated from German by Helen Schoop


prof. Matthias Weber (born 1961) - historian, Germanist. Since 1999 associate professor in University in Oldenburg. Since May 2004 director of Federal Institute for Culture and History of Germans in Central and Eastern Europe. Member of Steering Committee of the European Network Remembrance and Solidarity.

Photo of the publication O węgierskiej lekcji z bratysławskiego elementarza
Csaba Gy. Kiss

O węgierskiej lekcji z bratysławskiego elementarza

20 August 2011
Tags
  • patriotyzm hungarski
  • Bratysława
  • historia Bratysławy
  • Preszburg
  • historia monarchii habsburskiej

Tytułem wstępu opowiem pokrótce historię bratysławskiego Wzgórza Zamkowego. Miało ono istotne znaczenie dla ceremonii koronacyjnych węgierskich królów. Nowo wybrany król jechał konno na wzgórze by następnie tnąc podniesionym mieczem na cztery strony świata, oznajmić wszem i wobec, że będzie bronił swego państwa. W roku 1879 odsłonięto tu marmurowy pomnik poświęcony Marii Teresie, arcydzieło bratysławskiego rzeźbiarza Jánosa Fadrusza. W 1920 roku pomnik ten został wysadzony w powietrze przez czeskich żołnierzy, a po utworzeniu Republiki Czechosłowacji postawiono w tym miejscu monument generała Milana Rastislava Štefanika, któremu towarzyszy ogromny lew.

W czasach tak zwanej „republiki słowackiej“ (1938–1944) lew stał się zbędny. Socjalistyczna Czechosłowacja uznała, że zbędny jest także sam generał. Dziś w tym miejscu podziwiać można pomniki słowackiego triumwiratu odrodzenia narodowego z lat 1848/49: Ludovíta Štúra, Jozefa Miloslava Hurbana i Michala Miloslava Hodžy.

Samo miasto nosi wiele imion, co w Europie - a przynajmniej w Europie Środkowo-Wschodniej - nie jest żadną osobliwością. Nazwy Preszburg, Bratysława czy Pożoń są świadectwem nie tylko zmian politycznych i wieloetniczności tego naddunajskiego miasta, ale wskazują także na różne jego wizerunki zachowane w ludzkiej pamięci. Równoległe używanie tych trzech nazw w XIX i XX wieku wskazuje na cechę wyróżniającą środkowoeuropejskie państwa narodowe – ich nowoczesne i tolerancyjne społeczeństwa. W wydanym niedawno zbiorze dotyczącym historiografii miasta, Elena Mannová pisze: „Na pierwszy rzut oka możnaby przypuszczać, że miasto ma wiele historii, które tworzyły się w zależności od politycznych i społecznych przemian oraz panującej władzy i żyjących tu grup ludności.”[1] Chociaż w tym przyczynku historycznym jest mowa o węgierskim rozdziale historii oraz węgierskiej tradycji, pragnę podkreślić, że jestem gorącym zwolennikiem wspólnego, ponadnarodowego bratysławskiego elementarza.

Postaram się streścić najważniejsze aspekty węgierskiego udziału w historii miasta w pięciu punktach a mianowicie: Bratysława jako miasto koronacji, jako centrum tak zwanego „patriotyzmu hungarskiego”, miasto węgierskich zgromadzeń narodowych, „węgierska muza w Bratysławie” oraz miasto „Kraxelhuber[2]”.

Zamek z jego czterema wieżami, w którym przechowywano koronę świętego Stefana, katedra świętego Marcina, w której odbywały się koronacje królewskie, oraz Pałac Prymasowski, gdzie w 1848 r. Ferdynand V udzielił zgody na wprowadzenie reform obywatelskich w ramach nowej ustawy zasadniczej, są w semiotyce miasta niezwykle istotne dla węgierskiej pamięci zbiorowej. W tradycji węgierskiej Bratysława otrzymała miano miasta koronacyjnego. W grudniu 1526 r. Ferdynand I Habsburski został wybrany na króla Węgier w klasztorze franciszkanów w Bratysławie oraz koronowany (jeszcze) w Białogrodzie Stołecznym/Székesfehérvárze. Od połowy XVI wieku aż do roku 1848 Bratysława była stolicą królestwa, w czym niebagatelną rolę odgrywała bliskość Wiednia. Według przeprowadzonych na Węgrzech badań etymologicznych, węgierska nazwa miasta Pożoń wywodzi się od nazwy używanego na zamku wczesnośredniowiecznego zaprzęgu.

W zbiorowej pamięci węgierskiej, średniowieczna Bratysława była ważną twierdzą graniczną. Popularny epicki utwór z 1829 roku napisany przez romantycznego poetę węgierskiego Mihála Vörösmarty’ego (1800–1855) zatytułowany „A búvár Kund” opowiada historię nurka, któremu udało się w 1052 roku zatopić tuż pod Bratysławą flotę dunajską cesarza Henryka III. Z punktu widzenia Węgrów „zastępczyni” stolicy stanowiła zawsze miasto położone na zachodzie, na skraju państwa - nie tylko ze względu na niemieckojęzyczną ludność i zaawansowany rozwój cywilizacyjny, ale także z powodu statusu politycznego przypisywanego zamieszkującym je grupom arystokracji i mieszczaństwa.

Pojęcia „patriotyzm hungarski” używam w znaczeniu nowoczesnej myśli narodowej, uprzedniej w stosunku do pojęcia tożsamości narodowej, dla której punktem wyjścia była lojalność wobec całego Królestwa Węgier, niezależnie od przynależności stanowej oraz języka ojczystego. Postacią wzorcową „patiotyzmu hungarskiego” był wszechstronny naukowiec i profesor liceum ewangelickiego w Bratysławie Mateusz/Matej/Mátyás Bél (1684–1749).

Zaplecze miasta stanowiły tereny słowackie na północy, węgierskie na południu, na zachodzie zaś niemiecko-austriackie. Jeśli chodzi o wyznanie, większość mieszkańców deklarowała się jako wyznawcy katolicyzmu, przy czym silną mniejszością wśród obywateli byli ewangelicy wyznania luterańskiego, a pewną część społeczeństwa stanowiła także diaspora żydowska. Bél Mátyás dał w swojej twórczości wyraz językowej i wyznaniowej tolerancji, ceniąc sobie wszystkie języki narodowe używane w państwie. Zredagował także pokaźnej wielkości dzieło encyklopedyczne w języku łacińskim dotyczące Królestwa Węgier ze wszystkimi jego historycznymi, politycznymi, gospodarczymi i etnograficznymi aspektami.

Bratysława słynie z długiej tradycji wielojęzykowości. Mieszkaniec Bratysławy jak również bratysławski intelektualista umiał porozumiewać się w co najmniej trzech językach. Narodowe opowieści historyczne traktują tę tradycję po macoszemu, niemniej warto byłoby pokusić się o dokładniejsze zbadanie działalności publicystów i nauczycieli, jak na przykład Karola Gottlieba von Windischa (1725–1793), założyciela Gazety Bratysławskiej, Tobiasa Gottfrieda Schröera (1791–1850), który sam siebie określał mianem „Hungarusa” pisząc o zjawiskach kultury węgierskiej i słowackiej, czy też Lajosa/Ĺudovíta Szeberényia (1820–1875), profesora i księdza pochodzenia słowackiego, tłumacza słowackich pieśni ludowych na język węgierski.

Od 1825 do 1848 roku węgierskie zgromadzenie parlamentarne zbierało się w Bratysławie dziewięciokrotnie. Nie przesadzając zanadto można wysnuć przypuszczenie, że nowoczesny naród węgierski ma swój początek właśnie tutaj. Wśród deputowanych ówczesnego parlamentu znajdziemy tak niezwykłe postaci węgierskiej historii jak István hrabia Széchenyi, Ferenc Kölcseyn - poeta i twórca hymnu narodowego - Miklós Wesselényi, Lajos Kossuth, Ferenc Deák czy Lajos Batthány (1807–1849) - urodzony w Bratysławie pierwszy premier węgierskiego rządu liberalnego i męczennik rewolucji 1848/49.

O tym właśnie okresie dziejów pisał klasyk węgierskiego powieściopisarstwa, Mór Jókai, w swojej książce „Egy magyar nábob”: „Wielkie idee, głębokie reformy wyrastają ze społeczeństwa, w kawiarniach czyta się gazety (...) za dnia społeczeństwo zapełnia z ochotą i ciekawością galerię zgromadzenia parlamentarnego niczym widownię teatru.”

W mieście koronacyjnym żyli i pracowali protagoniści węgierskiej literatury, tacy jak Mór Jókai (1825–1904) czy Sándor Petőfi (1823–1849). Jókai uczył się przez trzy lata w liceum ewangelickim jako „podrzutek” - obywatele mieszkający na wielojęzycznych terenach dawnego Królestwa Węgier mieli w zwyczaju wysyłać dzieci na pewien czas do rodziny mówiącej w innym języku, aby nauczyło się mowy sąsiadów. Petőfi przybył do miasta po raz pierwszy pieszo, jako żołnierz, by później próbować swoich sił na scenie teatru letniego na drugim brzegu Dunaju.

Bratysława zyskała także miano miasta szkół. W 1465 roku król Matthias Corvinus założył tu uniwersytet „Academia Istropolitana”. W 1606 r. w mieście powstało natomiast liceum ewangelickie - placówka edukacyjna, która przez wieki grała wyjątkowo istotną rolę w rozwoju niemieckiej, słowackiej i węgierskiej kultury. Od roku 1714 w Bratysławie działa gimnazjum katolickie. Wśród jego kadry znaleźli się tacy wykładowcy jak jezuita György Káldi (1572–1634), tłumacz biblii katolickiej. Ponadto utworzona w 1784 królewska Akademia Prawa odegrała ważną rolę w kształtowaniu kultury węgierskiej i słowackiej.

Bratysława może także uchodzić za kolebkę węgierskiej prasy. Gazeta Bratysławska ukazała się po raz pierwszy w roku 1764, w 1780 wydano pierwszy numer „Magyar Hírmondó” (Kuriera Węgierskiego), a w 1783 r. słowackich „Prešpurské Noviny” (Wiadomości Bratysławskich).

Kim byli mieszkańcy miasta zwani „Kraxelhuber“? W świadomości węgierskiej mieszkańcy Bratysławy byli lojalnymi poddanymi Habsburgów, których tożsamość przenikała intensywnie kultura wiedeńska. „Kraxelhuber“ to nazwa jaką stosowali prześmiewczo Węgrzy w odniesieniu do mieszkańców Bratysławy. Początkowo chodziło o odwołanie do pracy w winnicach. W roku 1890 blisko 60 procent mieszczan stanowili tu Niemcy. Termin „Kraxelhuber“ stał się nazwą konserwatywnego obywatela o węgierskiej tożsamości narodowej. Obywatela, który zaczynał mówić po węgiersku, choć jego akcent był wyraźny i nieco komiczny i stanowił postać przewijającą się stale na łamach węgierskich czasopism humorystycznych w ostatnim trzydziestoleciu XIX wieku. W dobie węgierskich mrzonek o państwie narodowym z początku XX wieku Bratysława otrzymała węgierską twarz łącznie z węgierskimi nazwami ulic i napisami na budynkach. W 1914 roku założono tu Uniwersytet św. Elżbiety. Po upadku monarchii habsburskiej Bratysława/Preszburg/Pożoń stała się stolicą Słowacji w nowopowstałym państwie czechosłowackim. W okresie międzywojennym miasto urosło do rangi centrum życia kulturalnego węgierskiej mniejszości w pierwszej Republice Czechosłowacji.

 


Prof. Csaba Gy. Kiss (ur. 1945) - Węgierski politolog, wybitny znawca zagadnień środkowoeuropejskich. Historyk kultury i literatury, prowadzi badania z zakresu komparatystyki literatur Europy Środkowej, a także mitów i symboli narodowych w literaturze. Jest profesorem uniwersytetów w Budapeszcie i Zagrzebiu. W Europejskiej Sieci Pamięć i Solidarność pełni funkcję przewodniczącego Rady Naukowej.  

 

1 Mannová, Elena: Pozsony historiográfiája (Egy multietnikus város múltjának differenciált bemutatása a 19. és 20. század politikai fordulatai után) [Historiografia Bratysławy. Odmienne podejście do historii wieloetnicznego miasta na podstawie przemian politycznych w 19. i 20. wieku] W: Fejezetek Pozsony történetébol magyar és szlovák szemmel. Szerk. Czoch Gábor, továbbá Kocsis Aranka, Tóth Árpád [Obrazy z historii Bratysławy z perspektywy węgierskiej i słowackiej, hg. von G. Czoch, we współpracy z A. Kocsis i Á. Tóth]. Kalligram, Pozsony 2005. str. 47–48.

2 Kraxelhuber to prześmiewcza nazwa jakiej używali Węgrzy w stosunku do konserwatywnych obywateli pochodzenia niemieckiego (przyp. tłum.).

Photo of the publication O temacie konferencji „Miejsca pamięci w Europie Środkowo-Wschodniej – Doświadczenia przeszłości, przesłanie na przyszłość“
Matthias Weber

O temacie konferencji „Miejsca pamięci w Europie Środkowo-Wschodniej – Doświadczenia przeszłości, przesłanie na przyszłość“

20 August 2011
Tags
  • miejsca pamięci
  • historia europy XX wieku
  • pamięć europejska
  • pamięć zbiorowa
  • konferencja naukowa
  • Czerniowce
  • wielokulturowość

Od 1849 r. Bukowina stanowiła tak zwany „kraj koronny” wielonarodowej monarchii Habsburgów. Tradycyjną stolicą Bukowiny było założone w drugiej połowie XII w. mołdawsko-rumuńskie miasto. Miasto to, które w języku niemieckim nosi nazwę Czernowitz (pisaną również Tschernowitz), po ukraińsku nazywa się Чернівці, po rosyjsku - Черновцы, po rumuńsku - Cernăuţi, a po polsku - Czerniowce. Dzisiaj jest ono centrum ukraińskiego obwodu Tscherniwzi.

Czerniowce wywołują różnorodne wspomnienia. Dla jednych jest to wschodni ośrodek kultury austro-niemieckiej, „barwne miasto, w którym germańskie dziedzictwo kulturowe przenikało się z tradycją słowiańską, łacińską i żydowską“, jak napisała Rose Ausländer, dla innych jest to miasto „Fugi Śmierci” Paula Celana. Dla jeszcze innych Czerniowce są porzuconym na skutek przesiedleń centrum Niemców bukowińskich czy też - utraconym - ośrodkiem rumuńskiego życia duchowego. Dla większości dzisiejszych mieszkańców Чернівці jest jedną z metropolii Ukrainy odżywających po ołowianych latach rządów sowieckich.

Dla bardzo wielu Czerniowce są również miejscem pamięci o współżyciu Ukraińców, Rumunów, Niemców, Polaków i Żydów. Pamiętają o czasach wzajemnej tolerancji różnych religii i kultur w europejskim duchu, w którym – jak to wyraził Georg Drozdowski – dobrze się żyło „w tych dniach, w których Szatan jeszcze nie zaszczepił nietolerancji i nikim nie pogardzano ze względu na jego język czy rasę“. Pamiętają więc o miejscu, za którym się tęskni, więcej nawet, o którym się tęsknie marzy. W tym sensie pamięć o Czerniowicach jako o arenie wydarzeń może być emblematyczna dla tematu międzynarodowej konferencji naukowej pt. „Miejsca pamięci w Europie Środkowo-Wschodniej - Doświadczenia przeszłości, przesłanie na przyszłość“, która odbywała się w dniach 11-13 stycznia 2008 r. w warszawskim Zamku Królewskim.

Państwa Europy, zrzeszając się w Unię Europejską, osiągnęły konsensus w wielu zasadniczych kwestiach, nawet jeżeli liczne szczegóły dotyczące ich przyszłego współdziałania pozostają wciąż otwarte. Wraz z politycznym zjednoczeniem się kontynentu zwiększyły się szanse, że ludzie we wschodniej i zachodniej części Europy nie tylko dowiedzą się o sobie, ale również sami będą mogli wyrobić sobie opinię i w ten sposób bardziej się do siebie zbliżą. Stawiają teraz nie tylko pytanie, jak można wspólnie kształtować przyszłość, ale patrzą również wstecz i pytają, jakie fazy przeszłości wymagają wspólnego o nich pamiętania. Pamięć jest zawsze subiektywna, dotyczy pojedynczych osób lub grup, które bezpośrednio przeżyły jakieś wydarzenie – na przykład okrucieństwo wojny czy gwałtowny rozpad zbudowanych struktur i tożsamości aż po Holocaust. Dyskurs wewnątrz społeczeństw i pomiędzy nimi pokazuje, że w Europie wzrasta zainteresowanie określoną kulturą pamięci, która dokonuje porównań, odkrywa analogie i w tym sensie może łączyć ponad granicami państwowymi.

Dziś pojawia się pytanie, jakimi ścieżkami mogłaby przebiegać bi- lub multilateralna wspólna pamięć w Europie. Jak jednak, zwłaszcza na tle doświadczeń XX w., można znaleźć wspólny język o wyjątkowych zbrodniach narodowo-socjalistycznych, popełnianych przez Niemców zwłaszcza w Europie Wschodniej i Polsce, w którym na przykład sąsiedzi opowiadaliby sobie nawzajem swoje historie i wymieniali się doświadczeniami? Gdzie znajdują się wspólne miejsca pamięci? Czy w ogóle istnieją?

W Europie Środkowo-Wschodniej jest wiele miejsc, które – podobnie jako Bukowina ze swoją stolicą Czerniowcami – nacechowane są wielością relacji pomiędzy grupami etnicznymi i wyznaniowymi. Przeplatanie się i złożone kodowanie jednego i tego samego miejsca pamięci jest dla Europy Środkowo-Wschodniej charakterystyczne. Na przykład Polacy, Ukraińcy, Żydzi, Słowacy, Niemcy i Rusini mają zupełnie różne skojarzenia i wspomnienia związane z miastami takimi jak Pressburg/Bratysława/Pozsony lub Lemberg/Lwów/Львів. Wiele regionów z biegiem wieków na skutek zmian władzy, (przymusowych) migracji ludności oraz przemian wyznaniowych otrzymało dwojaką czy wręcz wieloraką tożsamość. Również historyczne wydarzenia i przełomy oraz odpowiednie rocznice w każdym kraju Europy Środkowej i Europy Środkowo-Wschodniej mają inne znaczenia oraz treści, i w różnych kontekstach się o nich dyskutuje. Historyczne relacje pomiędzy grupami etnicznymi przejawiają się w zbiorowej pamięci narodów, między innymi w postaci różnych wspomnień dotyczących niekiedy jednych i tych samych miejsc pamięci.

Pojęcie „miejsce pamięci” stosowane w niniejszym opracowaniu obejmuje pamięć o konkretnym, topograficznie wyznaczonym miejscu, czyli o określonym mieście, regionie, rzece lub innym geograficznie oznaczonym punkcie. Również miejsce upamiętnienia, obóz koncentracyjny, miejsce pochówku lub pomnik są miejscami, które w szczególny sposób mogą być zakorzenione w pamięci. Termin „miejsce pamięci” stosowany jest jednak również w wymiarze sięgającym szerzej, przenośnie, jako metafora. Francuski historyk Pierre Nora ukuł pojęcie lieu de mémoire, które oznacza, że również wydarzenia historyczne, osoby, instytucje, książki, dzieła sztuki i inne artefakty kultury, daty lub pojęcia historyczne – są miejscami pamięci. Właśnie takie miejsca pamięci w sensie przenośnym są często „długowiecznymi, trwającymi przez pokolenia punktami krystalizowania się zbiorowej pamięci i tożsamości”, jak opisują Étienne François i Hagen Schulze w wydanym przez siebie dziele pt. „Deutsche Erinnerungsorte“ [Niemieckie miejsca pamięci]. Za przykłady mogą posłużyć „Bitwa pod Grunwaldem/Tannenbergiem”, „Mikołaj Kopernik” lub omawiane w niniejszych materiałach miejsca pamięci „Katyń“ lub „rok 1945“.

Ponieważ niniejsza konferencja stawia w centrum również takie wspólne, metaforyczne „miejsca pamięci”, ośrodkiem zainteresowania w mniejszym stopniu stają się konkretne wydarzenia historyczne czy jakiś określony stan faktyczny. Nie chodzi o to, by na nowo zbadać przebieg historii, zrekonstruować go i być może uzgodnić jakiś obiektywny wynik. W centrum zainteresowania znajduje się raczej pamięć jako fenomen, który podlega permanentnej konstrukcji, a zatem trwanie i zmiana indywidualnych wspomnień oraz zbiorowej pamięci o historycznych wydarzeniach i realiach, jak również dyskurs o tym, dlaczego wspomnienia narodów europejskich zyskały tak różne nacechowanie. Zwłaszcza XX w., na skutek ustrojów totalitarnych, dwu wojen światowych, przymusowych migracji oraz nowego wyznaczania granic, doprowadził do tego, że wiele miejsc pamięci otrzymuje dzisiaj inny sens i zyskuje inne znaczenia. Niektóre miejsca istnieją w pamięci już prawie tylko w „postaci zmuzealizowanej”. Krajobraz pamięci w Europie Środkowo-Wschodniej można przedstawić jako mozaikę wysp pamięci, które w epoce nacjonalizmu zaczęły ze sobą konkurować.

Dyskusja nad wspólnymi miejscami pamięci ma pobudzać do szerszego postrzegania i przyswajania poprzez konstruktywne podejmowanie i rozwijanie szans na ponadnarodowe miejsca pamięci. Dzielone miejsca pamięci nie muszą koniecznie być antagonistyczne, ale mogą się przyczynić do przezwyciężenia sprzeczności, które są ich integralną częścią. 

Trzeba bronić się przed tworzeniem z niewłaściwie rozumianej poprawności politycznej (nowych) stereotypów. To między innymi pomiędzy „za” i „przeciw” padającymi w społecznych dyskursach demokratyczne społeczeństwa tworzą własne obrazy przeszłości. Nie ma więc potrzeby wynajdowania jednolitego, unormowanego obrazu historii. W dzisiejszej Europie, która ostatecznie jest w stanie przepracować również mentalnie nienaturalną linię podziału wyznaczoną przez „żelazną kurtynę”, dużo bardziej chodzi o to, by różne obrazy historii i pamięci porównać ze sobą, a w ten sposób wzbudzać wzajemne zrozumienie i empatię dla pamięci społeczeństw sąsiednich.

Podejście do wspólnej przeszłości od mniej więcej półtorej dekady przesuwa się bliżej centrum zainteresowania również w badaniach naukowych. Jednocześnie nacisk kładzie się na badanie miejsc pamięci – najpierw miało to miejsce w ramach narodowych, od jakiegoś czasu zainteresowanie kieruje się na ponadnarodowe, europejskie miejsca pamięci. W tym kontekście należy postrzegać również niniejsze materiały dotyczące miejsc pamięci w Europie Środkowo-Wschodniej. Omawiają one dwa zasadnicze aspekty, które dają się streścić w następujących dwóch pytaniach: Jaka jest relacja pomiędzy historią XX w., tak jak jest ona dzisiaj opisywana przez badania naukowe, a pamięcią wspólnot narodowych o tej właśnie historii? Oraz: Jak można doprowadzić do spotkania się różnych pamięci ludzi i narodów oraz powiązać je ze sobą?

Tematem dalszej części będą materialne miejsca pamięci oraz miejsca pamięci w sensie przenośnym. Zastosowany podział na: 1. Miasta jako ponadnarodowe miejsca pamięci,  2. Miejsca pamięci o ustrojach totalitarnych oraz 3. Przełomy historyczne w dzielonej pamięci –1944/45, 1956, 1968, 1980/81, 1989 opiera się na częściach niniejszej konferencji.

Poprzez konfrontację z tą tematyką można dojść do różnych znaczeń materialnych i niematerialnych miejsc pamięci w Europie Środkowo-Wschodniej oraz naświetlić podobieństwa i różnice pomiędzy nimi, tak by budzić zrozumienie dla kultury pamięci tego Innego. Można podnieść kwestię narodu jako klasycznej wspólnoty pamięci i wspierać wzajemne przyswajanie ponadnarodowych miejsc pamięci. Przyjęta perspektywa wieloetniczna powinna ukazać istniejące rozgraniczenia i powiązania oraz przyczynić się do powstawania dialogowej kultury pamięci w Europie.


prof. Matthias Weber (ur. 1961)- historyk, germanista. Od 1999r. profesor nadzwyczajny na Uniwersytecie w Oldenburgu. Od maja 2004 roku jest dyrektorem Federalnego Instytutu ds. Kultury i Historii Niemców w Europie Środkowej i Wschodniej. Członek Komitetu Sterującego Europejskiej Sieci Pamięć i Solidarność.